Przyznaję, że po wyciągnięciu z pudełka stwierdziłem, że do niewielkiego pokoju wrzucam kolejne urządzenie elektroniczne. Tym razem całkiem sporych rozmiarów. Moja przestrzeń i tak jest już napakowana różnymi przedmiotami, niektóre półki wręcz uginają się od kabli, modułów Arduino upchniętych w pudełkach i innej elektroniki takiej jak pady, kamery internetowe i mikrofon.
Do tego wszystkiego dołożyłem jeszcze Sonoro Meisterstuck i okazało się, że będzie mu potrzebne specjalne miejsce. Na szczęście jego bryła idealnie pasuje do wystroju. Nie ukrywam, że design przemówił do mnie już po kilku spojrzeniach.
Lubię rzeczy proste i gwarantujące intuicyjną obsługę. Pilot ma być tylko dodatkiem, mam po niego sięgać w celu zmiany głośności, gdy akurat jestem zbyt daleko od urządzenia. Podłączyłem Sonoro i sparowałem go z WiFi. Zaznaczam, że w zestawie jest antena ułatwiająca odbiór sygnału bezprzewodowego Internetu, co przekłada się na stabilne połączenie z routerem. Konfiguracja jest banalnie prosta, można skorzystać z WPS lub wpisać hasło. Polecam pierwsze rozwiązanie.
Ekran nie jest dotykowy, więc literki trzeba wybierać za pomocą pokrętła, co w przypadku skomplikowanych haseł może przyprawić o ból głowy. Jak już wszystko skonfigurowałem, sparowałem Sonoro za pomocą Bluetootha, to wziąłem się za grzebanie w ustawieniach.
Moim zdaniem, aby wyciągnąć wszystko, co najlepsze z tego sprzętu, konieczne jest wykorzystanie wybudowanego equalizera. Jest kilka gotowych presetów, ale ja i tak czułem potrzebę przykręcenia lub wyciągnięcia niektórych tonów. Warto było.
Po muzycznej majówce, podczas której katowałem najbliższych rockiem progresywnym, heavy, death i trash metalem, stwierdzam, że Sonoro Meisterstuck stanął na wysokości zadania. Dźwięki znajdują odpowiednią przestrzeń, jest miejsce na porządne walnięcie, ale nie gubią się nuty solówek gitarowych. Żadnego buczenia, potykania się na niskich tonach. Bas w przypadku Sonoro Meisterstuck brzmi wybitnie dobrze. W wielu innych urządzeniach miewałem z tym problem. Raz było go za mało, a innym razem za dużo, modyfikacje ustawień niewiele dawały. W przypadku Sonoro Meisterstuck było inaczej. Przyznaję, że zmieniając gatunki, modyfikowałem też poziom wysokich, średnich i niskich tonów. Megadeth, Pink Floyd oraz Amon Amarath wymagają podbicia innych elementów, aby w pełni cieszyć się muzyką.
Sonoro Mesterstuck poradził sobie przechodzeniem między gatunkami, to niezwykle plastyczny sprzęt, któremu wystarczy poświęcić trochę uwagi, aby wyciągnąć wszystko to, co najpiękniejsze z dźwięku.
Pełna recenzja Sonoro Mesterstuck już jest na DailyWeb.