Pracował nad Onet Rano, w wolnych chwilach współprowadzi jeden z najbardziej popularnych podcastów technologicznych w Polsce, a od niedawna ma też swój własny kanał na YouTube.
Rób tyle, na ile masz czas i siłę” – mówi Wojtek Wieman, który opowiedział nam o swoich doświadczeniach jako twórca internetowy.
Kuba Wojajczyk: Zapewne wiele osób może kojarzyć Cię z programem Onet Rano. Co było dla Ciebie najtrudniejszym wyzwaniem, a co największą przyjemnością w pracy nad tym projektem?
Wojciech Wieman: Najtrudniejszym wyzwaniem prywatnie było codzienne wstawanie o 5 rano, żeby dojechać do biura odpowiednio wcześnie. Dla „sowy”, jaką jestem, był to ogromny wysiłek. Natomiast jeżeli chodzi o pracę, to najtrudniejsze były początki — wymyślanie i wdrażanie w życie tego jakim „bytem” ma być Onet Rano w social mediach. Odgórnym założeniem było to, że ma być wszędzie. Od naszego zespołu j później zależało, co to tak naprawdę znaczy, ale myślę, że podołaliśmy i dzisiaj można powiedzieć spokojnie, że Onet Rano to jedno z najfajniejszych miejsc w sieci, gdziekolwiek byś nie zajrzał. A przyjemność to było właśnie patrzenie na to, że nasze pomysły okazują się dobrze rezonować w społeczności.
KW: Porozmawiajmy trochę o podcastach, bo to również spora część Twojej działalności w Internecie. Z Pawłem Orzechem nagraliście już ponad 250 odcinków „Yes Was Podcast”. Jak oceniasz obecnie polski rynek podcastów w porównaniu do czasów, w których startowaliście?
WW: Oj, od tamtego czasu na rynku zmieniło się bardzo dużo. Po pierwsze: pojawiło się wiele platform do publikacji (Spreaker, Anchor i wiele innych), które z jednej strony bardzo ułatwiły wystartowanie z publikacją podcastu, bo każdy, kto ma gotowy, nagrany odcinek już wie, co może z nim zrobić. Jest i oczywiście druga strona medalu, czyli brak kontroli. Jak się coś zepsuje na danej platformie, to wszystkie podcasty na niej „leżą” i np. nie są dalej publikowane na Spotify, czy iTunesie.
Po drugie — co jest pewnie pochodną pierwszego punktu — podcastów na polskim rynku pojawia się mnóstwo, szczególnie w ciągu ostatniego roku. Branża zaczyna nabierać rozpędu i wydaje się, jakby powolutku wychylała z tej swojej głębokiej niszy i pojawiała się w świadomości „zwykłych użytkowników Internetu”.
KW: Czy na podcastach da się zarobić?
WW: Da się, choć bardziej jako dodatek niż podstawa działalności. To oczywiście wynika z tego, że rynek na razie jest malutki i nie ma w Polsce takiego klienta, jakim np. jest Squarespace w Stanach (jeżeli nie słyszałeś nigdy reklamy Squarespace w podcaście, to znaczy, że w ogóle nie słuchasz podcastów z USA! :D). Na takie zaufanie i wiarę w skuteczność medium musimy jeszcze trochę poczekać — potrzeba kilku dobrych akcji, które udowodnią, że warto to robić. Liczę na to, że „konglomeraty podcastowe”, jakie zaczynają się na naszym rynku pojawiać, pomogą w tej kwestii.
Niestety problemem podcastów nadal są statystyki. Niby żyjemy w Internecie, który jest najbardziej „policzalnym” medium, jakie istnieje, natomiast nadal nie ma dobrego standardu statystyk słuchalności podcastów. Jedyne, czym można się porównywać to miejsce w rankingu na iTunes (choć to zmienia się bardzo dynamicznie) albo liczba pobrań pliku z serwera (jeżeli mamy takie dane). Tego drugiego już nie porównamy ze statystykami z innych platform — Spreaker ma swoje dane (liczy liczbę pobrań i liczbę odsłuchań przez ich aplikację), Spotify swoje, a ci, którzy mają całość na swoim WordPressie — swoje. To utrudnia rozmowy z klientami, bo naturalne jest, że chcą oni wiedzieć, za co płacą, wchodząc we współpracę z danym podcastem.
KW: Niedawno uruchomiłeś też swój własny kanał na YouTube — Z prądem. Czy masz na jego rozwój konkretną strategię, czy to po prostu miejsce, w którym możesz robić coś na własną rękę i mieć nad wszystkim kontrolę?
WW: Chciałem to zrobić już bardzo dawno, ale, jak zwykle, zamiast myśleć o tym, CO powinienem nagrywać, myślałem o tym JAK. To zresztą jeden z najczęstszych błędów początkujących twórców… Nie miałem na Z prądem żadnej strategii, bo nadal traktuję to jako hobby — miejsce ujścia mojej kreatywności. Chociaż mam też świadomość, że moje materiały są, na razie, bardzo proste, zarówno pod względem treści, jak i realizacji.
Zdecydowanie bardziej zależało mi na tym, żeby wytworzyć w sobie nawyk nagrywania jednego odcinka w tygodniu, niż żeby były one superprodukcjami. Myślę, że na to jeszcze przyjdzie czas. Poza tym — wbrew pozorom — ja wcale nie jestem jakimś super „film makerem” i jeszcze nie umiem robić super ujęć czy mega skomplikowanego montażu. Uczę się wraz z rozwojem kanału i myślę, że to dla mnie jest fajna droga.
KW: Jeśli już jesteśmy przy temacie wideo na YouTube, to czy mógłbyś zdradzić, czym nagrywasz i na czym montujesz swoje filmy?
WW: W domu nagrywam Nikonem D7200, czasem wspomagając się stareńkim GoPro Hero 4. Jak wychodzę „na miasto”, nagrywam Canonem G7X Mark II. Audio nagrywam na rekorderze Zoom F1 i muszę przyznać, że to był świetny zakup — sprawdza się w każdej sytuacji, zarówno z mikrofonem krawatowym, jak i z podpiętą kapsułą z mikrofonami stereo. Całość montuję później w Adobe Premiere Pro.
KW: Załóżmy, że chcę zacząć przygodę z wideo na YouTube. Lepiej kupić od razu jakiś dobry sprzęt czy na początek wystarczy smartfon? No i właśnie — tylko YouTube czy jakieś inne platformy? Czy np. Facebook i Instagram to Twoim zdaniem dobre miejsca dla twórców?
WW: Na początek wymyśl, co chcesz nagrywać, czym chcesz się podzielić z ludźmi. Smartfon w zupełności wystarczy, żeby nagrywać fajne materiały — mało tego — można dzisiaj spokojnie nagrać nawet film pełnometrażowy telefonem i nikt nie będzie zdziwiony. Bardzo dużo można poprawić i zmienić w postprodukcji, więc sprzęt, jakim nagrywamy, schodzi na drugi plan, a już szczególnie na początku drogi.
Jedyne, o co bym zadbał na początku to dobrej jakości dźwięk. Jeżeli będzie nas dobrze słychać, to obraz nie będzie wcale nikomu przeszkadzał.
Zapraszamy do przeczytania kolejnych wywiadów z interesującymi ludźmi w ramach naszej kategorii Wywiady. Ta zasilana będzie w każdy czwartek o nową personę.
Natomiast jeżeli chodzi o platformy, to na początku skupiłbym się jednak na YouTube i jeśli okaże się, że społeczność, którą uda nam się zaangażować, będzie chciała spędzać z nami więcej czasu, zaglądać za kulisy naszych produkcji, to wtedy można rozszerzać swoją działalność o kolejne platformy. Oczywiście, jeżeli ktoś już jest aktywny w innych social mediach, to nie powinien z tego rezygnować na rzecz YouTube. Ale jeśli mówimy o kimś, kto chce zaistnieć w sieci „od zera”, to nie rzucałbym się na głęboką wodę, zakładając wszędzie konta social mediowe i wrzucając tam półprodukty. To moje zdanie, ale pewnie znajdzie się mnóstwo przykładów osób, które wystartowały od razu wszędzie i dzisiaj to bardzo procentuje… Rób tyle, na ile masz czas i siłę :)