Podczas tegorocznego MWC swoje premiery ma nie tylko cały szereg smartfonów. Producenci pokazują m.in. także swoje najnowsze laptopy. Wśród nich jest Huawei i ich nowy MateBook, który „zasłynął” w mediach jednym, bardzo nietypowym detalem.
Choć wiele osób zarzuca serii MateBook od Huawei, że to najzwyklejsza kopia MacBooków Apple (no okej, nawet z nazwą się tu zbytnio nie wysilili…), to jednak nie można odmówić im kilku zalet. Szczególnie najnowszy, pokazywany właśnie na targach Mobile World Congress model zapowiada bardzo ciekawie.
Huawei MateBook X Pro ma wiele atutów, które posiada MacBook Pro. Ba, od konkurenta (niektórzy powiedzą, że oryginału) w pewnych rzeczach jest nawet lepszy. Chiński laptop ma już procesory ósmej generacji (tutaj piszę dlaczego jest to istotne), jego ekran jest dotykowy i ma zapewniające większą przestrzeń roboczą proporcje 3:2, jeden port USB typu A (to nadal o jeden więcej niż MacBook), grafikę MX 150 czy nawet czytnik linii papilarnych.
Huawe MateBook X – wady?
Czego jednak w tym komputerze zabrakło to… chwili zastanowienia projektantów. Chodzi o kamerkę do wideorozmów. To właśnie ona sprawiła, że nowy MateBook zrobił wokół siebie taki szum. Pozornie pomysł jest super – obiektyw został sprytnie umieszczony w górnej części klawiatury jako jeden z klawiszy funkcyjnych i „wyskakuje” po naciśnięciu. Problem w tym, że kąt, pod jakim kamera na nas patrzy, zamiast twarzy uchwyci przede wszystkim nasz podbródek i tułów. Coś tu ewidentnie poszło nie tak.
Z drugiej strony dzięki temu rozwiązaniu udało się uzyskać niespotykanie cienkie ramki wokół ekranu (wyświetlacz zajmuje aż 91% górnej części laptopa). Inna kwestia to fakt, że sporo osób (w tym ja) wcale nie korzysta z kamerki w komputerze.
Jestem jak najbardziej zwolennikiem zmniejszania ramek wokół ekranów laptopów. Zawsze jednak pojawia się ten problem – co wówczas zrobić z kamerką? Szczerze mówiąc, jeśli designerzy odpowiadają na to pytanie w taki sposób jak projektanci Huawei, to wolałbym chyba w ogóle jej nie mieć.