Do grona tegorocznych flagowców dołączył niedawno OnePlus 11. Mieliśmy okazję testować urządzenie przez kilka tygodni. Sprawdziliśmy je zarówno w testach syntetycznych, czyli benchmarkach, jak i w sytuacjach odzwierciedlających typowe użytkowanie. Czy smartfon sprostał oczekiwaniom i możemy polecić jego zakup entuzjastom technologii mobilnych?
Znów zacznę od ceny. Uważam, że to niezbędne dla dalszej oceny. OnePlus 11 to flagowiec, co nie znaczy, że musimy za niego zapłacić 5, 6 czy 7 tysięcy polskich złotych. Bazowa wersja z 8 GB RAM i 256 GB pamięci na dane kosztuje zaledwie 4199 zł. Dlaczego użyłem określenia „zaledwie”? Ponieważ lwia część konkurencyjnych produktu jest zwyczajnie droższa. Jeśli miałbym jednak doradzić, celowałbym w wersję kosztującą 4599 zł. Dlaczego? Przede wszystkim otrzymamy tam dwa razy więcej pamięci operacyjnej oraz dwa razy większą przestrzeń na dane (16 GB + 256 GB). To jednak nie wszystko. Wariant z 256 GB korzysta z kości UFS 4.0, podczas gdy opcja 128 GB to nieco wolniejsze UFS 3.1. Według mnie – warto dopłacić. Wyjaśnię jednak, że OnePlus nie robił tym nikomu na złość. Tak naprawdę nie produkuje się kości 128 GB w technologii UFS 4.0. Ot, cała tajemnica. Idźmy dalej.
OnePlus 11 – taki zestaw sprzedażowy to ja rozumiem
Kupując iPhone’a lub flagowego Samsunga serii Galaxy S, musimy pogodzić się z tym, że nie uświadczymy tam obecności ładowarki. Sprzęt dostarczany jest z kablem USB-C, natomiast nie byłbym szczególnie zaskoczony, gdyby i ten element wkrótce zniknął całkowicie. Wszystko w imię ekologii (czytaj – oszczędności). Całe szczęście, OnePlus nie wpadł na tak szalony pomysł. W zestawie sprzedażowym znajdziemy ładowarkę i to nie pierwszą lepszą, ale potężny adapter SuperVOOC o mocy 100 W. Do tego oczywiście mamy kabel USB-C z charakterystyczną czerwono-białą kolorystyką.
Podzespoły zamknięto w konstrukcji o wymiarach 163,1 x 74,1 x 8,5 mm, które okazały się nader wygodne w codziennym użytkowaniu. Do testów trafiłem czarną wersję kolorystyczną, która w przeciwieństwie do wariantu zielonego, jest matowa i nie palcuje się. Ma to oczywiście wpływ także na pewny chwyt. Bryła to oczywiście aluminiowa ramka, która z obydwu stron otoczona jest taflami szkła. Na froncie znajdziemy Gorilla Glass Victus, natomiast na pleckach zastosowano Gorilla Glass 5 generacji. Podczas okresu testów żadna z warstw nie doznała uszczerbku w postaci zarysowań. Wbrew pozorom, takowe pojawiają się dość często w innych urządzeniach, dlatego warto o tym wspomnieć. Smartfon jest dość ciężki, ponieważ waży aż 205 gramów. Mnie to się akurat podoba. Lubię czuć, że trzymam w dłoniach coś porządnego.
Tym, na co zwróciłem szczególną uwagę, jest suwak do zarządzania dźwiękiem. Tak naprawdę to fizyczny, trzystopniowy przełącznik, w którym aktywujemy tryb standardowy, wibrację oraz tryb cichy. Tak, to częściowo zapożyczony z iPhone’ów ficzer, ale wykonany lepiej. Tak, piszę to jako osoba, która na dobre wdepnęła w ekosystem Apple i ani myśli z niego wychodzić. Skoro już jesteśmy przy iPhone’ach, wspomnę, że są one wodoodporne, natomiast OnePlus 11 – nie. To znaczy, nie do końca, gdyż mamy tutaj normę IP64.
Z rzeczy oczywistych, ale istotnych – na pokładzie znajdziemy technologie, takie jak Bluetooth 5.3, WiFi 7 i NFC, natomiast zabrakło tu gniazda słuchawkowego Jack 3,5 mm. Cóż, tego ostatniego brakuje właściwie w każdym flagowcu z ostatniego czasu, więc nie brałbym tego za wadę. Mamy za to całkiem satysfakcjonujące głośniki stereo, które generują donośny, choć nieprzesadzony dźwięk. Na koniec tej sekcji wspomnę jeszcze o genialnej haptyce. Uwielbiam odpowiednio zestrojone wibracje i tutaj osiągnięto poziom mistrzowski.
Ekran | 6,7″, AMOLED LTPO3, 3215 x 1440 pix |
Procesor | Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2 |
GPU | Adreno 740 |
RAM | 8 GB |
Pamięć na dane | 128 GB / 256 GB |
Aparat tylny | 50 MP + 32 MP + 48 MP |
Aparat przedni | 16 MP |
Akumulator | 5000 mAh |
Ładowanie | 100 W |
Inne | WiFi 7, BT 5.3 LE, GPS, NFC |
Wymiary | 163,1 x 74,1 x 8,5 mm |
Waga | 205 g |
System | Android 13 |
Cena | 4199 zł |
Ekran – OnePlusie, ale Ty mi teraz zaimponowałeś
Osobiście preferuję ekrany z iPhone’ów, które oferują realistyczną kolorystykę. Nie będę jednak malował trawy na zielono, więc powiem, że dla wielu osób ideałem jest to, co oferuje Samsung. Zasadniczo, w temacie wariacji na temat AMOLED-ów – ten nie ma sobie równych. Prawie… gdyż wyświetlacz w nowym OnePlus 11 to po prostu cudo. Mamy tu do czynienia z AMOLED-em LTP3 ze wcięciem ekranowym w kształcie dziury (na aparat). Jednostka jest zgodna z technologią Dolby Vision i oferuje jasność szczytową 1300 nitów. Co ważne, również jasność minimalna prezentuje świetny poziom i nie razi po oczach podczas wieczornej konsumpcji treści.
Rozdzielczość 3216 x 1440 pikseli przy proporcjach 20:9 przekłada się na zagęszczenie na poziomie 525 ppi. Zacnie, prawda? Dodajmy do tego bardzo sprawne AOD i szybki czytnik linii papilarnych i robi się naprawdę ciekawe. Wracając do czytnika – sensor zamontowany jest bezpośrednio pod ekranem i podczas okresu testowego pomylił się może ze dwa razy.
Wydajność: codzienne zmagania nie robią na nim wrażenia, ale co z dłuższą pracą pod obciążeniem?
OnePlus 11 to flagowiec z krwi i kości. Pod kątem specyfikacji technicznej mamy do czynienia z najwyższą półką. Dostajemy tutaj najnowszy, topowy procesor Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2, 8 GB lub 16 GB RAM oraz pamięć UFS 4.0. Co ważne, wariant 128 GB oferuje UFS 3.1 i trzeba o tym pamiętać. Nie namawiam, ale jeśli już wydajemy kasę na tego typu sprzęt, zainwestujmy w wyższą wersję. Różnica w pracy smartfonu będzie zauważalna, szczególnie jeśli wybieramy urządzenie na dłużej.
W codziennym użytkowaniu OnePlus 11 pracuje niczym burza. Aplikacje uruchamiają się bez zająknięcia, wielozadaniowość nie robi na nim wrażenia, a wymagające gry działają w najwyższych ustawieniach graficznych. Mógłbym powiedzieć – idealnie. Benchmarki, czyli testy syntetyczne przeprowadzone między innymi AnTuTu i Geekbench tylko potwierdzają organoleptyczne spostrzeżenia. Co z kulturą pracy? Tutaj jest różnie. Nie czułem, żeby sprzęt specjalnie się nagrzewał i zwalniał przy dłuższej sesji z wymagającymi zadaniami, ale aplikacja CPU Throttling test ewidentnie pokazała, że występuje tu zjawisko throttlingu. Po 15-minutowym teście wysiłkowym procesor pracował na 75% swojej podstawowej wydajności. Nie jest to jednak zły wynik. Ot, charakterystyczny dla tego segmentu.
Jeśli chodzi o oprogramowanie, znajdziemy tutaj Androida 13 z nakładką Oxygen OS. Soft pracuje sprawnie, bezbłędnie i co ważne – nie jest zaśmiecony zbędnymi dodatkami. Owszem, pojawiają się tu pewne udogodnienia oraz bogata personalizacja, ale mimo tego producentowi udało się zachować klarowność.
Współpraca z Hasselblad opłaciła się – zdjęcia prezentują najwyższy poziom
W OnePlusie 11 użyto 50 MP sensora szerokokątnego ze światłem f/1.8, autofokusem z detekcją fazy oraz optyczną stabilizacją obrazu. Zdjęcia są świetne pod względem technicznym i nie można im niczego zarzucić. Oceniając uzyskany obrazek, powiem tylko – że urządzenie poradziło sobie lepiej od Samsunga Galaxy S23+, którego ostatnio testowałem. Dotyczy to zarówno zdjęć za dnia, jak i w nocy. Kolejna kamera to 32 MP teleobiektyw z przysłoną f/2.9 oferujący PDAF i dwukrotny optyczny zoom. Fotografie są całkiem satysfakcjonujące, choć kolorystyka odróżnia się o tego, co prezentuje główna jednostka. Mamy jeszcze 48 MP ultraszeroki kąt, ale jeśli zależy nam na naprawdę szerokiej fotce, użyjmy specjalnego trybu XPAN, który tworzy swego rodzaju panoramy.
Uogólniając, powiem tak – świetna kolorystyka, dużo szczegółów, idealna ekspozycja i przyjemny dla oka „look”. Co z selfie? Odpowiada za nie 16 MP kamerka z przysłoną f/2.5, która w dzień pracuje kapitalnie. W nocy łatwo dostrzec problemy z autofokusem. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Dodam jeszcze, że sprzęt potrafi rejestrować wideo w maksymalnej rozdzielczości 8K przy 24 FPS i tutaj radzi sobie świetnie.
Cały dzień pracy na baterii i 20-miutowe ładowanie
Bateria, a w zasadzie akumulator (możemy go przecież ładować) zapewnia pełny dzień dość intensywnej pracy. Jeśli korzystałem ze sprzętu z rozwagą, nie było wielką trudnością osiągnąć wynik 1,5 dnia. Ba, zakładając, że nie korzystamy ze wszystkich możliwości smartfonu lub lekko ograniczamy aktywność, możemy wycisnąć do 2 dni. Osiągalne, choć z kompromisami. Kompromisów nie ma za to w przypadku ładowania ogniwa. Producent dorzucił do zestawu sprzedażowego adapter o mocy 100 W (SuperVOOC), który w moim przypadku był w stanie naładować akumulator w nieco ponad 20 minut. To kapitalny wynik. Do pełni szczęścia zabrakło mi tu ładowania bezprzewodowego, ale jak to mówią – nie można mieć wszystkiego. Taki ficzer jest dostępny w amerykańskiej wersji urządzenia.
Czy warto?
Są rzeczy, które warto kupić i są takie, które opłaca się kupić. Warto kupić najnowszy model Porsche, ale kompletnie nie opłaca się tego robić. W przypadku OnePlusa 11 sprawy mają się znacznie lepiej – sprzęt warto kupić i co ważne, będzie to zakup opłacalny. Udana współpraca z marką Hasselblad, kapitalny suwak wyciszania, świetne głośniki stereo, przepiękny wyświetlacz, szybkie ładowanie i ładowarka 100 W w zestawie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to throttling, który i tak nie był realnie odczuwalny w codziennym użytkowaniu.