Już w pierwszych wrażeniach pisałem Wam, że słuchawki od Libratone, to sprzęt, który wywołał nie tylko na mnie ogromne wrażenie. Pech chciał, że dostałem je do testów ponad pół roku później, od kiedy miałem je na uszach. W tym czasie obrosły one u mnie w pióra legendy, na szczęście rzeczywistość to wyobrażenie sprowadziła z powrotem na ziemię. Przed Wami sprawny test słuchawek Libratone Track Air+.

Pierwszy kontakt z marką Libratone, miałem właściwie podczas targów IFA w Berlinie, w ubiegłym roku. Wówczas kiedy zobaczyłem tę markę, pierwsze co rzuciło mi się w oczy na ich stoisku, to bardzo charakterystyczne głośniki Bluetooth. Ich oryginalność polegała nie tylko na przyzwoitym dźwięku, ale także na tym, że mogliście wspomniane głośniki… przebierać. Jak bardzo by niedorzecznie to brzmiało, to mówię zupełnie serio.

HLQQ2

Wszystko za sprawą suwaka, który widzicie na głośniku. Nie wiem, dlaczego miałbym zmieniać styl swojego głośnika, ale rozumiem, że to oryginalny pomysł, na który znajdą się również odbiorcy. Po sprawnych podśmiechujkach kolejnym sprzętem ze stoiska, który przykuł uwagę, były słuchawki TWS Track Air+, które wyróżniały się bardzo kompaktowym pudełkiem ładującym, ale przede wszystkim pięknym i nietuzinkowym designem samych słuchawek. Track Air+ wyglądały naprawdę lekko i po prostu pięknie.

Nie zwlekając długo, przeszliśmy do testów. Uruchomiliśmy testowe utwory i właściwie w jednym czasie rozpromieniły nam się wszystkim buzie. Może nie tak jak w przypadku testów słuchawek z sensorycznym basem od Skullcandy, ale zdecydowanie mieliśmy do czynienia z bardzo pozytywnym zaskoczeniem.

P1100728

Słuchawki brzmiały naprawdę świetnie. Brak jakichkolwiek podbić niskich tonów, które obecny były właściwie w każdym testowanym przez nas produkcie na IFA. Dźwięk brzmiał wyraźnie, czyste i piękne wysokie tony, ot klasa sama w sobie. Do tego dla mnie bardzo ważnym i również zaskakującym faktem, było to, że słuchawki były cholernie wygodne. To wbrew pozorom w moim przypadku i w przypadku moich nieforemnych małżowin usznych stanowi zawsze wyzwanie.

Track Air+ to był zdecydowanie jeden z tych produktów, który pozostał w głowie po IFA. Wiedziałem, że będę musiał je przetestować, bo bardzo chętnie wszedłbym w ich posiadanie. Na moje nieszczęście PRy marki mnie olały, a sam producent po kilku miesiącach odpisał, że polski rynek niestety nie orbituje w granicach ich zainteresowania. Nie poddałem się i znalazłem markę Proshop, która działa na rynku duńskim i polskim zarazem i udostępniła mi słuchawki Libratone Track Air+ do testów. Pokłony, dziękuje jeszcze raz!

Przez te kilka miesięcy, kiedy testowałem inne słuchawki z tej samej kategorii: TWS, zawsze w głowie odnosiłem się do Libratonów, które przez ten czas stały się dla mnie legendą. Kiedy trafiły w moje ręce, pierwsze wrażenie, jakie miałem, to było coś na kształt:

Okazało się, że słuchawki nie brzmiały tak dobrze, jak to sobie zdążyłem zapamiętać. To zaskakujące wrażenie, że mój mózg spłatał mi popularnego figla, bo w końcu nie było mowy o nieporozumieniu. Chyba zdążyłem sobie wyidealizować ich obraz w głowie od czasu IFA. Oczywiście to wcale nie znaczy, że brzmiały źle, wręcz przeciwnie. Brzmiał dalej bardzo dobrze.

Libratone TrackAir+ Specyfikacja

Czas pracy Do 6 godzin (słuchawki), 18 godzin żywotność ładującego pudełka
Technologia bezprzewodowa Bluetooth
Wersja Bluetooth Bluetooth 5.0
Wspierane kodeki SBC, AAC and aptX
Aktywne usuwanie szumu Tak (30 dB max)
Waga słuchawki 5,6g
Obsługa gestów Tak
Wbudowany mikrofon Tak (dual mic)
Wodoodporność IPX4

Słuchawki towarzyszyły mi podczas wypraw rowerowych, kiedy pokonywałem po kilkadziesiąt kilometrów, bardzo różnego terenu. Zakochałem się w idei rowerów typu gravel, a to w kontekście testu ważne, bo jeździłem na równych jak stół, płaskich szosach, ale także po szutrach i nierównych duktach leśnych. Ani raz nie zdarzyło się, by słuchawka wypadła mi z ucha, a to dla mnie bardzo ważne. Zgubienie słuchawki na ruchliwej szosie, może się wiązać z końcem jej żywota.

Track Air+ także nie powodowały bólu ucha w kontekście długotrwałego trzymania ich podczas takich wielogodzinnych podróży. Mogę powiedzieć jasno, że to jedne z najwygodniejszych TWS, które miałem w swoich niewymiarowych małżowinach usznych. Warto dodać, że słuchawki są naprawdę lekkie, a ich opakowanie ładujące wręcz zaskakująco malutkie, co w moim przypadku również nie pozostawało bez znaczenia. W końcu ilość kieszeni w kurtce rowerowej ograniczona, a każda przestrzeń na wagę złota. Za to należy pochwalić Track Air+, bo przy tak małym gabarycie opakowania, udało im się dalej wyciągnąć branżowy standard 18h ładowania z pudełka.

P1100726

Jeśli interesuje Was jakość połączeń głosowych, to jest naprawdę bardzo przyzwoicie. Oczywiście do efektu znanego z Airpods raczej tutaj sporo brakuje, ale gwarantuję, że i Wy będziecie słyszeć doskonale Waszego rozmówcę, jak i Wasz rozmówca – Was, w bardzo przyzwoitej jakości. Dogadacie się bez przeszkód.

Jak z tą jakością dźwięku? Jest bardzo przyzwoicie. Na podstawie swoich ostatnich testów, w których testowałem produkty marki JAYS czy SackIT, to Libratony wypadają najlepiej. Dźwięk jest czysty i wyrazisty i wydaje mi się, że jakościowo odstaje od swoich pozostałych skandynawskich konkurentów. Ważne jest to, że nie czuć tam sztucznego podbicia niskich tonów. Słuchawki brzmi bardzo naturalne, a więc spodobają się wszystkim, którzy ten aspekt w słuchawkach cenią sobie najbardziej.

P1100727

Świetnie działa dedykowana aplikacja Libratone, do obsługi Track Air+. Będzie ona Wam niezbędna, bo to właśnie za jej pomocą sterujecie aktywną redukcją szumów. Jak to działa w praktyce? Po wybraniu swojego modelu na głównym ekranie aplikacji wystarczy że będziecie przesuwać palcem po charakterystycznym okręgu, regulując moc wygłuszenia.

libratone track air plus

W aplikacji dodatkowo możecie skonfigurować także obsługę gestów. Do wyboru macie oczywiście obie słuchawki i listę funkcji, który dany gest ma obsłużyć.

Libratone Track Air+ to kawał bardzo porządnych słuchawek, świetnie opakowanych i bardzo wygodnych. Ich główną cechą prócz gabarytu jest także niczym nie podbita, w pełni naturalna jakość dźwięku. Wśród tych wszystkich dobrych wieści jest i ta nieco gorsza: cena. Za słuchawki przyjdzie nam zapłacić w granicach 800-900 zł, a to zdecydowanie sporo. Kilka tygodni temu Libratone uruchomił również wysyłkę z oficjalnego sklepu do Polski.

Czy kupiłbym słuchawki od Libratone? Gdybym miał budżet w wysokości do 1000 zł, to na pewno byłyby brane pod uwagę. Wam także polecam, mimo tego, że nie mają one jeszcze w naszym kraju swojego dystrybutora, co mam nadzieję, niebawem się zmieni.