Ostatnio przyszedł mi pewien temat do głowy – jak określić kiedy stało się projektantem „wymiataczem”? ”
Myślę, że ten moment następuje wtedy gdy zaczynamy postrzegać otaczający nas świat w pewien specyficzny sposób ( brzmi jak tekst z „Efekt motyla”…). Gdy jesteśmy na ulicy, w domu, ogólnie z dala od komputera, zaczynamy zwracać uwagę na to jak rzeczy są zaprojektowane, że ktoś miał dobry pomysł robiąc to w taki, a nie inny sposób. Zbieramy inspiracje, pomysły, właściwie przez cały czas, gdy mamy otwarte oczy (ale nie jest to warunek konieczny). Znajdujemy kształty, obrazy czy kolory i w głowie wyobrażamy sobie ich odzwierciedlenie w naszej pracy. Pewnie w innych typach pracy wymagającej kreatywnego podejścia dzieje się tak samo, ale skupie się na projektowaniu www ponieważ nie wychodzę nigdy z założenia: “Nie znam się, to się wypowiem”.
Wracając do tematu. Przychodzi taki moment, że siadając do nowego projektu, pierwsze co robimy, to nie szukanie inspiracji. Wręcz przeciwnie, inspiracji, a nawet gotowych pomysłów to my mamy tyle w głowie (zaczerpniętych z całego świata poza komputerem), że z chęcią dajemy temu upust wytwarzając projekt. Jest niestety sporo ludzi, którzy mianują się projektantami, a wcale nimi nie są (jeszcze?). Dla mnie słowo projektant wiąże się naprawde z dużą dawką wiedzy, a przede wszystkim doświadczenia. Osobiście długo miałem opory przed używaniem sformułowania: “Jestem Projektantem”. Projektantem to jest Sir Jonathan Fucking Ive ( dostał tytuł szlachecki za swoje dokonania w projektowaniu). Ja tam się zajmuję tworzeniem stron i znam po części się na UX. Często udaje mi się natknąć na ludzi, którzy udają, że są projektantami. Nie chodzi mi tutaj w ogóle o wygląd zewnętrzny no bo przecież nie każdy kto nosi czarnego golfa udaje, że jest Stevem Jobsem (link dla fanów Sillicon Valey), lecz o sposób w jaki się zachowują. Można takich łatwo rozpoznać – jak nie ma internetów to ciężko bardzo się zaczyna projekt. Dziennie dziesiątki przeglądniętych stron z inspiracjami prac dobrych projektantów. Niestety te inspiracje wcale tak wiele nie dają. Jeżeli się od nich uzależnimy i prace innych będą dla nas jedynym motorem popychającym projekt od początku, to w jaki sposób wytworzymy coś oryginalnego? Co w przypadku gdy ich prac zabraknie – awaria internetu. Trzeba wziąć wolne, bo nie ma się weny?
Według mnie dobry projektant, ma bardzo dużo pomysłów już wygenerowanych do przodu, które czekają u niego w głowie niczym dżokeje na koniach w boksach startowych przed gonitwą, na pojawienie się sygnału wystrzału i rozpoczęcie wyścigu. Oczywiście marazm i brak weny może dopaść każdego, ale spójrzmy na tych wielkich, którzy się w tym specjalizują, jak Oni łapią inspiracje? Wchodzą na twittera i przeglądają listy typu “Top 40 websites this month!”? Watpie. Takie coś, może w nas wyrobić dobry gust i poczucie pewnego piękna, ale nie da nam kreatywności w 100%. Kreatywność musimy wytworzyć w sobie sami, ale żeby była ona ukierunkowana w odpowiednim sposób potrzeba jest wiedza, dlatego nie każdy może zostać specjalistą. Tak samo jest w przypadku prawa jazdy – nie jest dla wszystkich. Nawet na filmach bohaterowie, którzy są postaciami kreatywnymi zawsze gdzieś wyjeżdżają szukać inspiracji. Pisarze nie szukają przecież inspiracji w bibliotece, malarze w galerii a projektanci samochodów na autostradzie. Wyjazd do Indii w celu napisania książki, wyjazd do domku w górach w celu namalowania obrazu , to ma coś w sobie skoro nawet na filmach to robią.
Zamiast śledzić trzydzieści siedem list typu paczka inspiracji na tydzień, lepiej zacząć czytać o zasadach jakie używają najlepsi, inspiracje przyjdą same, a przynajmniej będzie wiadomo jak je przetworzyć na coś rzeczywistego. W takim przypadku wytworzymy coś oryginalnego, nawet jeżeli takie coś już istnieje. Jak powiedział Michał Sadowski z Brand24 w filmiku promującym studiowanie we Wrocławiu: “Nie trzeba być pierwszym, wystarczy poprostu być najlepszym”:)