Nie wiem właściwie, kiedy przegapiłem moment, że muzyka nagle zamiast głośników, zaczęła płynąć właściwie tylko w słuchawkach. Praca, często otwarte przestrzenie, jedyna forma koncentracji, to słuchawki i tak zostało. W domu jednak głośnik uruchamiany dość odświętnie, ale bardzo go szanowałem. Spalił się dziad, więc czas był na znalezienie godnego zastępcy. No i zaczęło się. Ku przestrodze.

Nie jestem typem człowieka, który wychwytuje szeroką scenę, czy docenia czystość niskich/wysokich partii podczas słuchania muzyki. Jestem jednak człowiekiem, który ceni sobie jakość muzyki, która płynie do jego uszu, oceniając ją w bardzo prosty, subiektywny sposób: wow, szału nie ma, dramat. Kupując swoje słuchawki Level Over, zaliczałem je do tej pierwszej kategorii, bo muzyka jest absolutnie satysfakcjonująca, długo działają na baterii i są wokół-uszne, tym samym cholernie wygodne. A do tego złapałem je w promocji za 600zł.

Kiedy padł mój głośnik do odświętnego odtwarzania muzyki, postanowiłem że chce coś z kategorii WOW. Nie wiem w którym momencie pojawiła się na tapecie marka Sonos. Wszyscy piali z zachwytu, co to cudo nie potrafi. Ohy i ahy, w sam raz wpisujące się w moją klasyfikację: WOW. No i się zaczęło.

Technologia multiroom? A na cholerę mnie to? Dajcie mnie dobrej jakości dźwięk i przystępną cenę – moje prymitywne instykty muzyczne podpowiadały. Zacząłem czytać, oglądać i nabierałem pewności, że Sonos Play 1 to coś dla mnie. Gdy jednak najdzie mnie ochota, a portfel spuchnięty będzie od ilości banknotów, wówczas dokupię całą resztę, tworząc sonosowy muzyczny dream team.

81w5ZW0z16L. SL1300

Tylko ta cena. 800zł za głośnik, który i tak już jest przeceniony o 200zł z okazji Czarnego Piątku, to dalej ogromny wydatek, którego zakup będzie trudny do wyjaśnienia logice. Na szczęście ta moja przymyka oko, na moją naturę Geeka. Pozostało jednak sprawdzenie co to cudo potrafi. Tym sposobem wylądowałem w jednym ze sklepów Denona (a zareklamuje, bo życzliwi ludzie, o!) i sprawdziłem jak sprawuje się on na żywo. O zgrozo nie było żadnego zaskoczenia, absolutnie żadnego.

Głośnik miał grać świetnie i dokładnie to robił.

Portfel na stół, już miałem zamykać oczy podczas płatności, ale nie wiem co mnie skusiło i poprosiłem o pokazanie możliwości głośnika piętro niżej na półce. Sonos Play 3, 1300zł. Z dziką satysfakcją stwierdziłem, że żadnej różnicy, moje prymitywne ucho nie zauważyło, uff. Nie warto dopłacać.

Przeklinam siebie, kiedy zgodziłem się za sugestią Pana sprzedawcy, by pójść za ciosem i zobaczyć możliwości Sonos Play 5.

Paraliż.

Stanąłem jak wryty i wśród muzyki wydobywającej się z głośnika, było można usłyszeć dźwięk mojej opadającej szczęki. Ale jak to? Przecież tamte głośniki brzmiały świetnie, to jak określić jakość tego? Tym samym okazało się, że odkryłem nową kategorię jakości muzyki: PARALIŻ.

Kiedy głosnik zamilknął, Pan z nieukrywaną satysfakcją wywołania we mnie paraliżu kilkoma kliknięciami w tablecie, podczas wybierania utworu – musiał wiedzieć co nastąpi.

i sonos play 1 bialy

Nie chce Sonosa Play 1, nie chce dwóch Sonosów Play 1, nie chce nic innego, tylko Sonosa Play 5 i kropka. Portfel w ręku, jeśli kupie go w trakcie tego szoku, będę mógł zwalić wysokie koszty kupna na brak świadomości. Zaraz, ile on kosztuje? 2500zł? Za głośnik? Za genialny głośnik? W tym momencie rozsądek zaczął toczyć batalię z naturą Geeka.

Gdybym trzymał odliczone pieniądze w ręku, rzuciłbym na ladę i uciekł. Mogłem jednak jedynie zapłacić kartę i to chyba mnie uratowało. Postanowiłem, że ochłonę i przemyślę sprawę. Wyszedłem ze sklepu, roztaczając wizje gdzie mój nowy przyjaciel znajdzie swoje miejsce w mieszkaniu. Z każdym jednak krokiem oddalając się ze sklepu, uderzało we mnie: to tylko głośnik, aż za 2500zł.

No i wpadłem w pułapkę

Co dalej? Nic. Jestem stracony. Posmakowałem Sonos Play 5, odkrywając nową kategorię jakości dźwięku dla moich uszu. Z drugiej strony wiem, że nie wydam takiej góry pieniędzy, bo to tylko głośnik. Świetny głośnik, fenomenalny, pełen magii głośnik, ale dalej tylko głośnik. Sonos Play 1 odpada na chwilę obecną, przez czar, który rzucił na mnie jego większy brat.

Wpadłem w pułapkę.