Na grę The Last Flame natknąłem się całkiem przypadkiem podczas przeglądania Steama. Cieszę się z tego powodu niezmiernie, ponieważ rogalik od studia Hotloop to smakowity kąsek.
Pamiętam jeszcze czasy ze studiów, kiedy to musiałem wyrobić odpowiednią liczbę godzin praktyk (w przeciwnym wypadku o zaliczeniu roku mogłem zapomnieć). Co ciekawe, właśnie w tamtym czasie gracze byli świadkami narodzin zupełnie nowego gatunku, który cieszył się wówczas niebywałą popularnością. Mowa o szachach, ale takich specjalnych i magicznych.
Obecnie ten kawałek tortu przypada znanej na cały świat firmie. Riot Games postawiło dołączyć do zabawy wiele, wiele miesięcy temu, tworząc własną produkcję opartą na nietypowym autobitewniaku przy wykorzystaniu własnego uniwersum wykreowanego przez lata. Strzał w dziesiątkę? A i owszem, ponieważ Teamfight Tactics cieszy się wielką popularnością do dzisiaj.
The Last Flame – spełnienie marzeń graczy, którzy preferują samotną walkę
Studio Hotloop postanowiło stworzyć własne szachy, skupiając się głównie na graczach, którzy lubią walczyć w pojedynkę. W mojej ocenie była to fantastyczna decyzja, bo nie każdy lubi rywalizować z kilkoma rywalami na raz. Pomijam też fakt, że gry nie da się zatrzymać w dowolnej chwili. Ba, trzeba podejmować bardzo szybkie decyzje, bo czas w produkcji Riot Games jest nieubłagalny.
The Last Flame na szczęście takie nie jest. Dodatkowo studio dodało kilka fantastycznych mechanik znanych z innych rogalików. Ale po kolei! Tytułowy gra strategiczna opiera się na werbowaniu ochotników (maksymalnie pięciu), którzy na specjalnych mapach walczą z przeciwnikami sterowanymi przez komputer. To od gracza zależy ich położenie, które może okazać się kluczowe (nie można ustawić herosa zbyt blisko wroga)! Podczas samej walki nie można za wiele robić, ponieważ jest automatyczna.
Ciekawiej zaczyna się robić w przerwie od walk. Jako że mamy do czynienia z rogalikiem, rolą gracza jest odpowiednie zarządzanie doświadczeniem, przedmiotami i złotem. Należy też podejmować decyzje w kwestii podróżowania, ponieważ to grający wybiera jedną z tras prowadzących do ostatecznego bossa (a potem następny rozdział). Widać tutaj wyraźną inspirację grą Darkest Dungeon 2, w której to mogliśmy podróżować dyliżansem. Tutaj pojazdu nie ma, więc trzeba zasuwać z buta, ale wybór całkiem podobny.
The Last Flame – gdzieś to już widziałem
Podczas podróży możemy napotkać kilka rodzajów plansz. Jedna z nich to nic innego jak obszar walki podzielony heksami. Co ciekawe, przeciwnicy nierzadko są rozmieszczeni w różnych miejscach, dlatego ustawienie bohaterów jest na wagę złota. Dodatkowo nasi bohaterowie mają określone umiejętności, które zmieniają oblicze bitwy. Warto zerknąć na krótkie filmiki przedstawiające wspomniane zdolności. Poza nimi możemy liczyć także na szereg statystyk. One również odgrywają istotną rolę podczas starć.
Nie samą walką człowiek jednak żyje, prawda? Na mapie podróżowania warto rozglądać się za handlarzami, ponieważ zapewniają świeży i mocny asortyment, nowych bohaterów. Jeśli chodzi o walutę w grze The Last Flame, po pokonaniu przeciwnika możemy odebrać kilka nagród, wśród których czekają na zwycięzcę złote monety. Warto również zahaczać o specjalne wykrzykniki, ponieważ uchodzą one za zadania specjalne. Są ciekawe, różnorodne i zawsze pozostawiają wybór. Szkoda jedynie, że po pewnym czasie zaczynają się powtarzać, ale to przecież wczesny dostęp, a więc wiele jeszcze przed nami!
Jak już wspomniałem, możemy zbierać różnego rodzaju graty. Sprawa ta jest nieco specyficzna, bo w The Last Flame występuje podział na kolory (np. zielony jest najsłabszy, pomarańcz uchodzi za legendę), co znamy chociażby z serii Diablo. Tylko to jeszcze nie koniec, ponieważ studio dodało możliwość wykuwania przedmiotów. Słabsze można łączyć z lepszymi, aby stworzyć naprawdę mocny oręż lub fantastyczną część odzienia. Jeśli tego nie zrobimy, legendarki będą kurzyć się w ekwipunku, bo tylko zwykłe przedmioty mogą trafić w ręce bohaterów. Trochę to dziwne, ale przynajmniej urozmaica rozgrywkę.
Warto również zaglądać do obozowisk, jeśli nie otrzymujemy za ten krok żadnych kar. Dlaczego dobrze odsapnąć? Jest to bezpieczna plansza, która umożliwia przywrócenie punktów “zdrowia”. Dobra, dobra! Gra faktycznie oferuje inną statystykę, ale oznacza dokładnie to samo, więc będę trzymać się swojej wersji, czyli zdrowia. Można także wybrać jedną ze specjalnych mocy, które da solidnego kopa całej drużynie (wszystkie wzmocnienia widoczne są w prawym górnym rogu).
Kiedy tracimy punkty? Na przykład po przegranej walce lub przy stracie jakiegoś bohatera. Są oczywiście wyjątki w postaci specjalnych miejsc, ale to już kwestia losowości. W obozowisku możemy poświęcić część punktów zdrowia na rzecz ulepszenia przedmiotów. Co ważne, w oazie spokoju do dyspozycji gracza są tylko dwie akcje (może być więcej), dlatego należy podjąć dobrą decyzję. Wzmocnienie drużyny czy mniejsza liczba zdrowia?
The Last Flame – masz moją tarczę, łuk i…
Przyszła pora na gwóźdź programu! Walka jest najważniejszym elementem rozgrywki, mimo że gracz może jedynie patrzeć na rezultat walki – w końcu to autobitewniak. Nie ma jednak co liczyć na samo szczęście, bo do wygrania ono z pewnością nie wystarczy. Rolą grającego jest odpowiednie zarządzenie drużyną. Wspomniałem już o zajmowaniu miejsca i przedmiotach. Co zostało? Ulepszanie postaci.
W grze dostępne są charakterystyczne pucharki, które uchodzą za punkty doświadczenia. Dzięki nim bohaterowie zyskują nowe poziomy, otrzymując dostęp do nowych cacek. Mogą być to pasywne wzmocnienia lub polepszenie statystyk (np. 10% szybkości strzelania). Dodatkowo konkretny zastrzyk ulepszeń gracz otrzymuje co jakiś czas po skończonej walce – do wyboru jest kilka możliwości. A są to naprawdę wyjątkowe i niebywale mocne wzmocnienia. Studio naprawdę postarało się o ich urozmaicenie. Warto tutaj jednak dodać, że wszystkiego nie ogarniemy za pierwszym razem, bo część należy odblokować przez progres w grze!
Wracając, już na początku rozgrywki można wybrać coś, na czym oprzemy całą rozgrywkę. Do gustu przypadła mi figurka do zwiększanie obrażeń po każdej walce (widoczna w rogu). Musiałem tylko uważać na obozowiska, w których część tej statystyki przepadała, bo taki był jej warunek. Ogólnie takich bajerów jest znacznie, znacznie więcej. W dodatku rzadko się powtarzają, więc można poszukać własnych stylów gry i eksperymentować. A to jest genialne!
A skoro już przy tym jesteśmy, herosi w The Last Flame potrafią zadawać określony rodzaj obrażeń i powodować różnego rodzaju osłabienia. Wszystko można sprawdzić na karcie postaci – wystarczy po prostu najechać kursorem na trapiącą kwestię. Warto również otworzyć słowniczek, w którym znajdują się najważniejsze pojęcia z gry. Dzięki niemu można zrozumieć, co dokładnie zapewnia np. podpalenie wroga. A jako że osłabienia i niektóre wzmocnienia kumulują się, tym bardziej warto zrozumieć ich działanie.
Wszystkie te elementy sprawiają w The Last Flame wiele frajdy, ponieważ gracz może eksperymentować nie tylko z różnymi herosami, lecz także z przedmiotami czy umiejętnościami. W prawym górnym rogu dostępne są wszelkie informacje dotyczące obrażeń, uzdrawiania czy tarcz bohaterów. Warto co jakiś czas na nie spoglądać, aby dowiedzieć się, co działa lub nie.
Na koniec pozostaje mi jeszcze wspomnieć o umiejętnościach, ponieważ oparte są one na odpowiedniej liczbie many. Dopiero po uzupełnieniu całego paska możemy zobaczyć pokaz siły bohaterów (niektóre są nad wyraz widowiskowe). Na całe szczęście zasób odnawia się wraz z określonymi akcjami, np. zadawanie obrażeń, a dodatkowo gracz może mieć na niego wpływ przez dobór odpowiednich mocy lub przedmiotów. Zarządzanie jest kluczem do zwycięstwa!
The Last Flame – pierwsze wrażenia z wczesnego dostępu
Za pewne większość graczy zwróci uwagę na kiepską szatę graficzną, która przypomina tanie mobilki. Nie dajcie się jednak zwieść, ponieważ najważniejszym elementem The Last Flame jest rozgrywka. Mnie wciągnęła jak bagno. Szczerze? W produkcję grałbym po kilka godzin dziennie, gdyby nie obowiązki. Naprawdę ogrom frajdy daje eksperymentowania z drużyną, mocami. Pokonujesz przeciwnika, otrzymujesz nagrodę i chcesz iść dalej, żeby sprawdzić siłę swojej drużyny i jej synergię. Syndrom jeszcze jednej tury? Coś w tym rodzaju!
Troszkę gorzej wypada dźwięk, bo nie jest jakoś specjalnie ambitny. Mogę powiedzieć, że coś tam brzęczy w tle, ale nie zwraca się na to uwagi. Trochę szkoda, bo można byłoby podkręcić tożsamość herosów dodatkowo fajnym udźwiękowieniem. Brakuje też na dłuższą metę polskiej wersji językowej (dodanie jej nie jest aktualnie w planach studia). Angielski ten nie jest specjalnie trudny, bo więcej trudności przysparza nauka nowych zdolności i słów związanych z mechanikami. Tylko tak szkoda trochę. Polacy nie gęsi!
Nie mogę też uwierzyć w to, że gra jest aż tak zaskakująca tania. Dziesięcioprocentowy rabat pozwalał kupić The Last Flame za zaledwie 74,69 zł. To naprawdę fajna i uczciwa cena. Nie mogę się jednak doczekać nowej zawartości, bo to wciąż wczesny dostęp (trzy lata pracy). W dodatku bardzo dobry! Na teraz mam tylko jedną obawę. Na dłuższą metę produkcja może zacząć nużyć, bo wszystko zacznie się powtarzać: bohaterowie, specjalne wydarzenia, przeciwnicy. Jeśli studio do tego nie dopuści, możemy otrzymać naprawdę fajną grę strategiczną. Trzymam kciuki i idę sprawdzać mój skład pod odmrożenie.
Dostęp do wczesnego dostępu otrzymaliśmy od producenta. Nie miało to żadnego wpływu na treść publikacji.