Są takie cztery słowa, które wywołują dreszcze u niektórych fanów technologii: jestem fanem marki Apple. Jedni ją kochają, inni jej nienawidzą. Ja należę do tych pierwszych, odkąd kupiłem sobie iPhone 3GS. Wiedziałem, że przyjdzie także czas na komputer i na samego iMaca. To ostatnie urządzenie wylądowało właśnie na moim biurku, z czego jestem cholernie zadowolony. Oto kilka najważniejszych różnic pomiędzy moim poprzednim Macbookiem, a tym kultowym AiO.

Macbooka Pro 13′ Retina kupiłem kilka lat temu (model middle 2014), który dzielnie służy mi do dziś. Cieszę się, że zostanie on w naszej DailyWebowej rodzinie, bo ten sprzęt to prawdziwy rarytas. Dlaczego? Bo jest praktycznie nieużywany, a bardziej precyzyjnie: rzadko był otwierany, gdyż korzystałem z niego przy użyciu zewnętrznej klawiatury i monitora przez 90-95% czasu.

Kiedy podjąłem decyzje o jego zakupie, liczyłem, że mobilny komputer będzie mi niezbędny przynajmniej w 40% całości czasu. Mimo że bardzo często przydawało mi się posiadanie komputera u boku, nie był mi on niezbędny (nie licząc kilku konferencji, warsztatów czy prezentacji). Kiedy okazało się, że mój Final Cut także przestaje radzić sobie bardzo sprawnie z materiałami video z drona, pomyślałem, że to czas, w którym muszę rozważyć powrót do AiO. Przekonywać przekonanego nie trzeba długo i tak… no, kupiłem iMaca.

Specyfikacja jest naprawdę przyzwoita i do moich zastosowań w zupełności wystarczy: i5 9gen, 8GB, 512SSD, Radeon 580X. Zdecydowałem się na ten setup głównie dlatego, że dostałem dobry rabat od gdańskiego Cortlandu (pozdrawiam!). Sprzęt jest już ze mną kilka dni, a ja mam całą masę spostrzeżeń, które mogą się przydać tym, którzy zastanawiają się nad podobną przesiadką, a może i nawet tym, którzy zakup iMaca rozważają.

Magic Mouse 2

To mysz, z którą już próbowałem swoich sił kilka lat temu. Efekty były raczej mizerne, z prostego powodu: nie była ona wystarczająco wygodna, nie mogłem komfortowo oprzeć nadgarstka. W kolejnej generacji tej myszki niewiele się zmieniło. Dalej zachowała swoje gabaryty, a dodatkowo ktoś w Apple wpadł na idiotyczny pomysł, że wsadzić do środka akumulator i uniemożliwić korzystanie z niej, kiedy wspomniany akumulator się wyładuje.

Nie rozumiem i nie chcę rozumieć takich pomysłów, bo są idiotyczne. Niemniej postanowiłem odstawić swoją aktualną mysz i dać drugą szansę Magic Mouse. O dziwo praca na niej przyszła mi dość naturalnie i w sumie nie wiem, czy nie stanie się ona w końcu moją pierwszą myszką. Podejrzewam jednak, że będzie tak do pierwszej sytuacji, kiedy przegapię jej ładowanie. Obsługa gestów jednak jest naprawdę wygodna i zaskoczony jestem, że przestawienie się przyszło mi z taką łatwością.

Klawiatura alfanumeryczna

Ze wszystkich sprzętów od Apple największym fanem jestem ich klawiatury. Starsza generacja, zasilana jeszcze paluszkami, wygląda mniej więcej tak:

71TYTXwcniL. SL1500

Nie ma dla mnie wygodniejszej klawiatury do pisania niż ta. Ci z Was, którzy mnie czytają, wiedzą o tym doskonale. Podkreślałem to właściwie przy każdym teście klawiatury, który przyszło mi napisać.

Bałem się nowszego rozwiązania, bo kompletnie nie podoba mi się pomysł zastosowania akumulatora zamiast klasycznych baterii. Te działały naprawdę długo, nigdy nie było z nimi problemów, a jak się wyczerpały, to można było je sprawnie wymienić. Oczywiście podłączenie kabelka do ładowania to żaden problem, ale klawiatura nagle staje się przewodowa. Nie jestem fanem tego pomysłu, mówiąc delikatnie.

Do zestawu wziąłem wersję z dodatkowymi klawiszami numerycznymi. Zawsze mi brakowało drugiego entera i numerków z prawej strony. Miejsce na biurku jest, więc tym razem postawiłem na zero kompromisów. Poza tym mam pełnowymiarowe klawisze kierunkowe (popularne strzałki), których znalezienie na poprzednim zestawie, było problematyczne.

Niestety zauważyłem, że w nowej klawiaturze zmienił się także skok klawisza. To zabawne, że przegapiłem ten fakt, ale nigdy w sumie nie rozważałem zmiany poprzedniego zestawu, więc tematu nie śledziłem. Poprzednia generacja miała idealny, sprężysty skok, który bardzo mi odpowiadał. Nie ma go w nowej klawiaturze niestety, skok jest mniejszy. Zaskakująco przesiadka nie wiązała się z żadnym dyskomfortem, prócz jednego drobiazgu, o którym za chwilę.

Byłem pewien, że mniejszy skok będzie dokuczał, będzie mniej komfortowy, ale nic z tych rzeczy. Pisze się wygodnie i nie odczuwam właściwie większych różnic. Drobiazg, który mnie męczy, to szerszy przycisk command, który wciskam z uporem maniaka (zlokalizowany po prawej stronie), zamiast wciskać klawisz option, by wywołać literkę z polskim ogonkiem.

Ekran i jasność

Największą i najbardziej zauważalną różnicą między rMBP a iMac’iem jeszcze oczywiście ekran. Ilość miejsca na pulpicie (biurku) jest niesamowita, przez co praca z kilkoma aplikacjami otwartymi równolegle to czysta przyjemność.

Ekran iMaca jest także wyraźnie jaśniejszy od tego rMBP.

Porządek na biurku — ale czy na pewno?

Kto by pomyślał? Jeden kabelek do zasilania i wszystko. W końcu porządek na biurku. Przy zewnętrznym monitorze trochę kabelków się  uzbierało. Jako że mój sprzęt stoi w salonie, aspekt ten nie pozostawał bez znaczenia dla pozostałych domowników ;) Ale to tylko pozorna zaleta, bo… wszystkie porty w iMacu są zlokalizowane z tyłu.

Nie ma to nic wspólnego z ergonomią, to niestety cena, jaką przychodzi zapłacić za piękny dla oka design urządzenia. Kabelków pojawi się niestety więcej, bo nie wyobrażam sobie za każdym razem obracać ekran, by dostać się do slotu SD czy USB. W związku z tym bez hub-a najpewniej się nie obędzie. Widziałem jednak, że są takie, które można przymocować do dolnej części ekranu. Będzie sprawdzane.

na koniec — Wydajność — Praca z final cut

Nowa, lepsza wydajność to rzecz oczywista. Praca z Final Cut to czysta poezja. Renderowanie i obróbka video to już nie udręka, ale kawał ogromnej frajdy.

Za sprzęt przyszło mi zapłacić naprawdę sporo. Mam tego świadomość, ale jestem z tym pogodzony, że produkt Apple do najtańszych nie należą. W zamian jednak dostaję to, czego oczekuję i to z z wielką górką. Strasznie się cieszę, że AiO powrócił na moje biurko, bo po Dell 27′, którego miałem na trochę przed Macbookiem, jestem największym fanem komputerów tego typu. iMac zdecydowanie to uwielbienie podsyca, a ja mam nadzieję, że zbyt szybko nie zapłaczę za komputerem mobilnym. A nawet jeśli, to zanosi się, że iPad OS może przynieść naprawdę spore możliwości applowym tabletom, by rozważać je jako funkcjonalne mobilne narzędzie do pracy. Na to liczę, bo Macbooka żadnego już nie kupię ze względu na nierozsądne względem iMaców ceny.