Czytniki e-booków uważam za piękne i mądre wynalazki, do których społeczeństwo fetyszyzujące zapach i dotyk klasycznej książki musi jeszcze dorosnąć. Ja sama mam w swojej kolekcji tysiące książek, bo choć widzę zalety e-booków, nie potrafię uwolnić się od sentymentu względem drukowanych egzemplarzy. Niestety, od dłuższego już czasu w mojej kawalerce brakuje miejsca.
Kompaktowość czytników jest oszałamiająca. Mogłabym pozbierać wszystkie stosy z parapetów oraz podłogi i zamienić zgromadzone egzemplarze w ich odpowiedniki elektroniczne, a i tak zajęłoby to ledwie ułamek pamięci takiego czytnika. Kto by pomyślał, prawda? Zwłaszcza że smukły wygląd PocketBooka czyni go jeszcze bardziej niepozornym niż takiego Kindle’a. To zresztą była pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy, gdy wyjęłam z pudełka testowy Touch Lux 4.
KSIĄŻKA GRUBOŚCI OKŁADKI
Dotąd na własność miałam dwa czytniki: Larka Freebook 7.0 (całe eony temu), który niemal zniechęcił mnie do podobnych sprzętów; oraz Kindle Basic 2014 towarzyszący mi do dzisiaj. PocketBook Touch Lux 4 wygląda przy nich jak monitor LED przy ekranie plazmowym. Muszę przyznać, że początkowo w ogóle mi się to nie podobało.
PocketBook jest smukły, lekki, delikatny – wprost stworzony do wpędzania innych sprzętów w kompleksy – a jednak w dłoniach jakby mi czegoś brakowało. Kiedy chwytam mojego Kindle’a, to czuję, że mam coś w rękach; niemal mogę sobie wyobrazić, że wyciągnęłam z półki kolejną książkę. Co do Touch Lux 4 to po prostu bałam się, że go złamię. Wystarczyło jednak kilka chwil, bym poczuła się lepiej. Tego, czy w końcu doceniłam tę lekkość, dowiecie się jednak dopiero z pełnej recenzji urządzenia.
GUZIK NA SZCZĘŚCIE
Drugą sprawą, która przykuła moją uwagę, były przyciski pod wyświetlaczem. Miałam je w Larku i szczerze ich nienawidziłam (było ich zdecydowanie za dużo), potem pozbawiłam się ich przy Kindle’u i zaczęłam za nimi tęsknić (dotykowy ekran czasami jednak płata figle, a to frustrujące przy wyjątkowo wciągających lekturach). PocketBook ma przyciski raptem 4 i wszystkie są doskonale sfunkcjonalizowane – uprzyjemniają tak nawigację, jak i samą lekturę. Już teraz mogę powiedzieć, że chciałabym mieć takie w swoim kolejnym czytniku.
PRZEGLĄDARKA I INNE BAJERY
Mój Kindle posiada coś takiego, jak „Experimental Browser” – toporną przeglądarkę, z której prawie nigdy nie korzystam, bo szczerze działa mi na nerwy. Pierwsze testy z PocketBook nie przyniosły jednak jakiegoś znaczącego skoku jakościowego w tym temacie. I w przypadku tego urządzenia przeglądarka wydała mi się po prostu frustrująco muląca. Podobnie zresztą jak inne dodatki na czytniku – pasjans czy szachy, których ruchliwość zniósłby chyba tylko stoik. Niestety, ja nie słynę z cierpliwości.
CZY SIĘ ZAKOCHAM?
Na dwoje babka wróżyła. Wśród pierwszych pozytywnych odczuć warto jednak wspomnieć o moim szoku dotyczącym wytrzymałości baterii (do miesiąca na jednym ładowaniu!), podświetleniu ekranu (och, tego to mi brakowało), zgrabności w przełączaniu stron oraz obsługiwaniu wielu formatów plików, co jest główną bolączką Kindle’a. Nie zrobiła za to na mnie dobrego wrażenia subtelność urządzenia i w sumie niedziałające w praktyce funkcje. Zobaczymy, co napiszę po kilku spędzonych z PocketBook Touch Lux 4 dniach. Stay tuned!
Pełna recenzja Pocketbook Touch Lux 4 już jest.