Jako fan Apple nie mogłem odpuścić sobie skomentowania wczorajszego debiutu trzech nowych komputerów – dwóch przenośnych modeli MacBook Pro z ekranami o przekątnej 13 oraz 14 cali, a także nowego Mac Mini. Sęk w tym, że choć nowe układy M2 Pro i M2 Max to istotny wzrost wydajności, który docenią profesjonaliści, tak naprawdę względem poprzedniej generacji komputerów w ujęciu ogólnym zmieniło się niewiele.
Nie będę rozwodził się nad pełną specyfikacją techniczną. Możecie zajrzeć na stronę producenta i ocenić technikalia, ale zdradzę – poza chipami M2 Pro i M2 Max i wynikającymi z ich obecności cechami, zmian jest niewiele. Z drugiej strony odpuszczam „przepisywanie” technikaliów z uwagi na to, że nowe jednostki są tak naprawdę przeznaczone dla profesjonalistów, którzy będą oceniali je i analizowali pod kątem konkretnych zadań. Standardowego użytkownika, który zdecyduje się jednak wydać niemałe pieniądze na ten sprzęt, bardziej będą interesować konkrety. Oto one.
14- i 16-calowy MacBook Pro oraz Mac Mini z M2 Pro i M2 Max – fajne te zmiany, takie niewielkie
Zacznijmy od designu. Tutaj zmieniło się – NIC. To te same konstrukcje MacBooka Pro oraz komputera Mac Mini. To nie problem, gdyż urządzenia te zostały niedawno odświeżone. Sam mam przyjemność korzystać z 16-calowego MacBooka Pro z chipem M1 Pro i czuję powiew świeżości. Jeśli jednak liczyliście na fajerwerki na polu designu, będziecie rozczarowani.
Z rzeczy wartych uwagi warto odnotować, że urządzenia obsługują od teraz WiFi 6E, którego standardu wczesnej brakowało. Podobnie wygląda kwestia Bluetooth. Od teraz możemy korzystać z wersji BT 5.3. Co z tymi procesorami?
M2 Pro to następca M1 Pro, który oferuje 10/12 rdzeni CPU i 19 rdzeni GPU. Chip wykonano w 5 nm procesie technologicznym. Jednostka zawiera do 20% więcej tranzystorów oraz zunifikowaną pamięć operacyjną LPDDR5 oferującą transfer na poziomie 200 GB/s. Również GPU jest wydajniejsze, w tym przypadku o 30%. M2 Max to już kombajn do zastosowań stricte profesjonalnych. Mamy tu 12-rdzeniowy CPU i GPU w wariancie maksymalnym z 38 rdzeniami. Oczywiście opisywane jednostki oferują także zwiększaną wydajność energetyczną.
Potężne, drogie komputery, których nie potrzebujesz
14-calowy MacBook Pro z M1 Pro kosztuje od 11 999 zł do 14 999 zł. Za wariant z M2 Max zapłacimy 18 599 zł. 16-calowy potwór z M2 Pro startuje od 14 999 zł, przez 16 199 zł, a kończy na 20 999 zł w opcji z M2 Max. To oznacza, że najpewniej nie wybierze ich przeciętny Kowalski, który nie zamierza wykorzystać ich do pracy zarobkowej. Owszem, jeśli ktoś może wyłożyć ot tak, dla przyjemności kwotę dobijającą do 20k PLN, jestem z tym „ok”. Ja natomiast nie wydałbym takich pieniędzy na sprzęt, który na siebie nie zarobi. Jestem użytkownikiem 16-calowego MacBooka Pro z chipem M1 Pro w sensownej konfiguracji, natomiast długo kalkulowałem opłacalność zakupu. Prywatnie z pewnością bym się na niego nie zdecydował. Rozum wygrałby z sercem.
Podobnie wygląda kwestia opisywanych dzisiaj urządzeń. To świetne sprzęty dla wymagających zastosowań, ale w ujęciu czysto konsumenckim ich wybór nie ma większego sensu. Ma przeciętnych userów przeznaczone są iMac 24 oraz MacBoooki Air. Swoją drogą – obydwa sprzęty oferują wysoką (w ujęciu konsumenckim) wydajność, świetną jakość wykonania i ubóstwiany przez wielu system macOS. Minusem jest cena, ale dotyczy to w zasadzie większości produktów z sadu.
16,2-calowy MacBook Pro M1 Pro zastąpił u mnie Pro 13 M1. Pierwsze wrażenia z przesiadki