Był taki moment, kiedy za jedyną słuszną klawiaturę na urządzeniach z Androidem uważałem Swiftkey. Ale nastał dzień, w którym pojawił się Gboard – klawiatura, która przez wielu została okrzyknięta innowacyjną, ze względu na swoją integrację z przeglądarką Google. Ale nie z tego powodu zacząłem korzystać z google’owskiej klawiatury – szczerze mówiąc (a raczej pisząc) ze zintegrowanej wyszukiwarki skorzystałem… nie skorzystałem ani razu. Co więcej, ta funkcja na początku dość mocno mnie irytowała. Co więc skłoniło mnie do przejścia na Gboard? Dość przyjazny – przynajmniej jak dla mnie – wygląd i możliwość wyszukania emoji, których osobiście używam bardzo dużo.

Wczoraj pojawiła się nowa aktualizacja, dzięki której klawiatura od Google doczekała się kilku nowych usprawnień. Jak dla mnie najciekawszym z nich jest tłumaczenie rozmów w czasie rzeczywistym. Wszystko dzięki integracji z Google Translate.

Twój rzeczywisty tłumacz

Ile razy zdarzyło Ci się rozmawiać z kimś z zagranicy i zapomnieć jakiegoś słowa? Nawet tego najprostszego. Wtedy wyłączasz komunikator, szukasz Google Translate, wpisujesz tekst i tłumaczysz. Długo, prawda? Teraz to wszystko zrobisz z poziomu komunikatora, dzięki integracji Gboard z tłumaczem ze stajni Google. Bez problemu wkleisz także do pola Google Translate w klawiaturze Gboard tekst skopiowany z innego źródło i szybko go przetłumaczysz. Co wnosi nowa funkcja? Przede wszystkim oszczędność czasu – nasz odbiorca szybciej dostanie od nas odpowiedź, a my nie będziemy musieli bawić się w przełączanie się między komunikatorami.

Google, nie przesadzajcie, proszę

Tłumacz Google w Gboard to nie jedyna nowość, jaką wprowadziła ostatnia aktualizacja klawiatury. Oprócz tego pojawił się usprawniony mechanizm głosowego wprowadzania tekstu (z którego ja osobiście także nie korzystam, a nawet wyłączyłem tę możliwość) oraz nowości związane z udostępnianiem GIF-ów podczas konwersacji poprzez takie Messengera, Snapchata i (chyba rzadziej wykorzystywane) Allo i Hangouts.

Fajnie, że Gboard się rozwija, ale oby Google nie przesadziło – nie wyobrażam sobie, by klawiatura miała tysiące funkcji, które w rzeczywistości mogą utrudnić jej podstawowe zastosowanie. I oby Google uważało podobnie.