Ostatnie dwa tygodnie miałem okazję testować najnowszą odsłonę gry poświęconej koszykówce od 2K Sports. NBA 2k21, bo o niej mowa, została dość chłodno przyjęta przez środowisko graczy. Czy ta ocena jest sprawiedliwa? Tego dowiesz się z dzisiejszej recenzji.
Od czasu rzucenia przez EA Sports ręcznika na ring, seria NBA 2K pozostaje nie tylko najlepszym, ale jedynym sensownym symulatorem koszykówki na rynku. Czy pozycja hegemona rozleniwiła 2K Sports i sprawiła, że firma mniej przejmuje się zdaniem graczy? Tak twierdzą użytkownicy, którzy w serwisie Metacritic przyznali grze średnią ocenę 1.0 (średnia ocena recenzentów to 69/100). Czy jest aż tak źle?
NBA 2K21 – tryby gry
W stosunku do zeszłej edycji dość mocno rozbudowano fabułę w trybie kariery. Zaczynamy ją wcześniej. Dzięki ośmiu licencjonowanym Uniwersytetom karierę zaczynamy już w Liceum, by dobrą grą zasłużyć na możliwość kontynuowania kariery na lepszej uczelni, z której w końcu trafiamy do NBA. Wszystkiemu towarzyszy konflikt, wątki miłosne czy zmaganie z legendą ojca. Całość jest bardzo ciekawa, choć nie obyło się bez dziwnych i niezbyt przemyślanych wątków. Niestety tradycyjnie ciekawa fabuła kończy się po tym, jak dostaniemy się do NBA. Tam pozostaje mozolny grinding, bądź szybkie przeskakiwanie stopni kariery, dzięki żywej gotówce. Muszę przyznać, że możliwość zagrania swoją postacią w Liceum, jest bardzo ciekawa, zwłaszcza że dobrze odwzorowano realia takich rozgrywek, zarówno jeżeli chodzi o hale, jak i przepisy czy cheerleaderki, których głosy są odpowiednio młodsze.
Neighborhood, czyli tryb ulicznych rozgrywek on-line, który odblokowujemy po dostaniu się w trybie kariery do NBA, też doczekał się kilku kosmetycznych zmian. Przede wszystkim zmieniło się otoczenie, w którym przyjdzie nam rozgrywać mecze. Przedmieścia bliżej niezidentyfikowanego miasta zastąpiły okolice plaży, stylizowane na Miami czy Los Angeles. Problem w tym, że podobnie jak w poprzednich odsłonach, z sąsiedztwa przechodzi się do sali treningowej. Ja zdecydowałem się zacząć karierę w Miami Heat, więc lokalizacja mi pasuje, jednak dziwne jest wchodzenie z ulicy porośniętej palmami na trening takiego Detroit Pistons czy Denver Nuggets.
Jeżeli chodzi o tryb myTeam, to mamy praktycznie to samo, co w zeszłym roku. Dodano jednak kilka przyjemnych usprawnień. W tej odsłonie pojawił się ciekawy system progresji, oparty na zadaniach, zgrupowanych w sezony. Wprawdzie na razie wiele z nich powiązana jest z kartami, których większość graczy nie ma, co wymusza kupienie ich na rynku, jednak jest to miła odmiana. Dla mnie rzeczą, której bardzo brakowało mi w poprzednich odsłonach serii, a która pojawiła się w NBA 2K21 jest możliwość wymiany niepotrzebnych kart na paczki czy innych zawodników.
Niewielkich zmian doczekały się także tryby myGM i myLeague, w których odpowiednio wcielamy się w rolę GMa i możemy rozegrać sezon w dowolnie stworzonej lidze. Problem w tym, że kalendarz wydawniczy gry i pandemia koronawirusa sprawiły, że NBA 2K21 została wydana przed zakończeniem sezonu 2019/2020, który wciąż trwa. W związku z tym nie odbył się jeszcze draft, ani żadne wymiany zawodników czy kontraktowanie wolnych agentów, w grze mamy rostery z zeszłego sezonu, ze sztucznie przedłużonymi o rok kontraktami. Takie rozwiązanie było jedynym sensownym z punktu widzenia producentów, jednak odbiera sporo zabawy, zwłaszcza osobom, które grały w te tryby w zeszłej odsłonie gry.
NBA 2K21 – grafika i dźwięk
W kwestii grafiki na obecnej generacji konsol chyba nie da się już za wiele poprawić. Już NBA 2K20 sprawiało w pewnych momentach, że moja PS4 Pro zaczynała brzmieć gorzej niż wzbijający się w powietrze DJI Mavic Air 2. W NBA 2K21 znajdziemy jeszcze kilka animacji więcej, szczególnie jeżeli chodzi o penetrację podkoszową. Bez trudu poznamy również nie tylko topowych koszykarzy, ale też tych mniej znanych. Najwięcej można poprawić w temacie kibiców, zwłaszcza przy zbliżeniach, ale to już melodia przyszłości i nadchodzących wielkimi krokami konsol nowej generacji.
Ścieżka dźwiękowa to zawsze była jedna z najmocniejszych stron serii. Poza serią GTA to chyba jedyna gra, której ścieżkę dźwiękową, mógłbym mieć na CD. W tym roku na liście utworów nie zabrakło legendarnych wykonawców, takich jak Snoop Dogg czy Rick Ross. Znalazło się także miejsce dla młodych artystów, takich jak The Weeknd, Tory Lanez, A$AP Ferg czy katowany przeze mnie ostatnio niemiłosiernie Stormzy. Pełną playlistę, zawierającą wszystkie numery z gry, możecie sprawdzić w serwisie Spotify.
NBA 2K21 – nowy model rzutów
W tym roku twórcy NBA 2K21 zdecydowali się na małą rewolucję. Wszystko za sprawą funkcji Pro Stick, która zupełnie zmienia działanie prawego analoga. Teraz oddając rzut z wyskoku, nie wystarczy puścić gałki w odpowiednim momencie, należy też celować. Nie brzmi to skomplikowanie, jednak uwierzcie, że system ten jest na tyle nieintuicyjny, bądź niedopracowany, że osobie przyzwyczajonej do poprzednich odsłon gry, takiej jak ja, jest niesamowicie trudno się przestawić. W efekcie nawet najlepszymi strzelcami nie jesteśmy w stanie rzucać na zadowalającej skuteczności. Spisując pierwsze wrażenia, uznałem, że tak trudny model rzucania ma jedną zaletę: podobnie trudno jest zawodnikom, nieposiadającym skilla, tylko wydającym realne pieniądze w grze.
Nowy model rzutów spotkał się z dużą dozą krytyki w Internecie. Sam spisując pierwsze wrażenia, zżymałem się, że przez nowy model zupełnie nie potrafię rzucać. 2K Sports niespełna dwa tygodnie po premierze nijako przyznało się do błędu, wypuszczając update, pozwalający na wybór klasycznego modelu rzutów, bądź pozostanie przy nowym Pro Stick. Z jednej strony trzeba pochwalić decyzję producentów, która pozwoliła odzyskać setkom graczy radość z gry, z drugiej niejako pogrzebano największą innowację. Bez niej, gra różni się zbyt niewiele od poprzedniczki, by kazać sobie za nią płacić prawie 300zł.
NBA 2K21 a sprawa pay2win
W wielu miejscach czytałem narzekania na uciążliwe i poupychane wszędzie mikropłatności. Rzeczywiście w grze mamy dwie różne waluty, z czego obie możemy doładować, wydając pieniądze z realnego portfela. Czy jednak gra jest typowym przykładem „pay to win”, gdzie osoby wydające realne pieniądze mają większe szanse na zwycięstwo? I tak i nie. By stworzyć niepokonaną pakę w myTeam czy nakokszonego „goata”, wyglądającego jak połączenie Kapitana Jacka Sparrowa z niuskulowym raperem, w trybie Neighborhood, musimy wydać mnóstwo wirtualnej waluty. By ją zdobyć, musimy poświęcać duże ilości czasu na grę, bądź dołożyć realnej gotówki. O ile w trybie myTeam gracze dolosowywani są nam według uzyskanych poziomów, to w sąsiedztwie, mając zawodnika o ocenie 75, możemy trafić na gościa mającego ocenę 99, zdobytą dzięki karcie kredytowej taty. Podobny problem mają jednak także inne gry sportowe, takie jak, chociażby Fifa od EA Sports.
Na koniec trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy NBA 2K21 warta jest swojej ceny, czy kupiłbym ją i czy oceny użytkowników w serwisach typu Metacritic są adekwatne do jakości gry. Zacznę od tego ostatniego. Po aktualizacji przywracającej stary model rzutów przywrócono też sporej ilości graczy radość z gry, a niskie oceny, poza niezadowoleniem z małej innowacyjności tytułu czy nasyceniem mikro transakcjami, wiązały się właśnie ze skopanym systemem Pro Stick. Po aktualizacji NBA 2K21 jest moim zdaniem najlepszą grą koszykarską w historii, jednak nie jestem przekonany czy warta jest 300zł. Jeżeli masz NBA 2K20 (a na przykład na Play Station była rozdawana w ramach abonamentu PS Plus) to moim zdaniem 2K21 nie oferuje tylu zmian, by ją kupować, jeżeli nie jesteś fanem grania w sieci i trybu myPlay. Jeżeli planujesz zakup konsoli nowej generacji w niedalekiej przyszłości, to też chyba warto poczekać na NBA 2K21 w wersji na PS 5 czy nowe Xboxy (możesz zakupić także wersję NBA 2K21 Mamba Forever Edition, która da Ci dostęp zarówno do gry na obecną generację, jak i nadchodzącą nową wersję gry).