PSX to było coś, wspólne granie w 6 osób w Tekkena, mimo, że pady były tylko dwa. System rotacyjny, z reguły właściciel był największym wymiataczem, więc skoro wygrany pozostawał w grze, to pomagała tylko chaotyczne wciskanie przycisków. Czasem się udawało wyprowadzić totalnie niemożliwe kombo i zrobić K.O. To były czasy. Minęło od nich już kilkanaście lat a pod moim telewizorem stoi kolejna wersja popularnej konsoli od Sony.

Grałem już  w kilka tytułów, zakochałem się w GTA V tak szybko jak zwyczajnie mi się znudziła. Analogicznie było z Shadow of Mordor czy ostatnim Assassin’s Creed. Wszędzie idea ta sama, chodzisz, zbierasz i zabijasz. Szczerze mówiąc, to po wspomnianych tytułach i jeszcze paru innych, zdałem sobie sprawę, że to już chyba nie dla mnie. Nie wiem czy to kwestia wieku, czy jakości tytułów w jakie grałem, ale stwierdziłem że dam sobie jeszcze szanse. Jeśli Wiedźmin nie odmieni oblicza tej sytuacji, to z czystym sumieniem konsolę sprzedam (no chyba, że nagle jakimś trafem na rynku pojawi się czwarta część mojej ulubionej serii Uncharted). Po Panie Nathanie Drake’u ni śladu, więc pozostał ponoć kultowy tytuł CD Projekt RED.

Płyta wylądowała w czytniku. Pierwsza niespodzianka, to ponad 7GB aktualizacji, szok. Po kilku godzinach wszystkie pliki dociągnięte i zaktualizowane, czas uruchomić grę. Zapowiada się dość wybornie, tym bardziej, że zawsze byłem fanem wiedźmińskiej sagi. Pierwsze questy, pierwsze 30minut gry i nabieram niepokojących przekonań, że będzie to kolejna gra typu: zbieraj, wykonuj questy i zabijaj. Ot schemat jak w poprzednich grach. To jednak sprzedam konsolę – pomyślałem. Nagle odkryłem wszystkie te rzemiosła, robienie mikstur, zarządzanie postacią. Nim spostrzegłem, minęła piąta godzina grania, a ja przepadłem. Zakochałem się w tym tytule, aż ciężko było się oderwać. Konsola uratowana? Wygląda na to, że jej żywot został przynajmniej przedłużony.

Zdecydowanie za wcześnie by ją ocenić, ale szczerze mówiąc jestem nią zachwycony, póki co. Granie w ojczystym języku, to naprawdę ogromna przyjemność. Mimo tego, że dialogi są w języku natywnym, to nie mogę nie czytać tekstu, który przy dyskusjach się pojawiają, ot przyzwyczajenie z innych tytułów. Cały czas nie mogę uwierzyć, że to nasza rodzima produkcja! Daleko nie udało mi się zajść, ale mój romans chyba dopiero rozkwita w najlepsze, a moja konsola może być spokojna o swój byt, przynajmniej do czasu pojawienia się kolejnych przygód Nathana Drake’a. Jeśli ktoś z Was miał podobne dylematy, niech spieszy kupić Wiedźmina, wciąga.