Zasłużyłem. Mam zły nawyk grana w łóżku, chociaż kiedyś twierdziłem, że na pewno tak nie będzie. Po zakończonej sesji odkładam Pstryka (aka Nintendo Switch) na podłogę, bo nie chce mi się wstawać, żeby włożyć go do stacji dokucjącej. W końcu na niego nadepnąłem.
Szkody na szczęście były niewielkie, gdyż ucierpiał jedynie prawy Joy Con. Zdechła gałka analogowa. Często w artykułach oraz podcastach wspominałem o tym, że nie dotknęło mnie driftowanie – najczęstszy problem Joy Conów – ale najwyraźniej musiało mi się przytrafić coś innego.
Siostro, skalpel!
Objaw? Prawa gałka w Joy Conie nie reagowała na wychylenie w lewo. Co robić, jak żyć? Zacząłem od sprawdzenia pozostałych przycisków. Okazało się, że wszystko z nimi w porządku. Tylko gałka odmawia współpracy. Dlatego pomysł kupowania nowego JoyCona wydawał mi się bezsensowny. Wyrzucę spory kawałek elektroniki, tylko dlatego, że jeden element szwankuje? Absurd!
Trzeba pomyśleć jak to naprawić. Wpadłem na iFixit, na którym znalazłem piękną instrukcję jak wymienić gałkę. Potem poszukałem zestawu naprawczego na Allegro. Znalazłem ich sporo, wybrałem ten, w którym były śrubokręty oraz dwie gałki.
Najlepszy sposób na zepsute Joy Cony
W przypadku Joy Conów warto pamiętać, że nie wystarczy zwykły krzyżak. Obudowa jest skręcona za pomocą śrub wymagających użycia śrobokrętu trójpunktowego. Jeśli zabierasz się za naprawę Joy Cona, to najpierw wyposaż się w takie narzędzie!
Odradzam kombinowanie połączone z wywieraniem dużego nacisku na obudowę. W środku jest dość gęsto, można jakiś element przez przypadek uszkodzić. Lepiej wziąć do ręki odpowiedni śrubokręt i mieć spokojną głowę. Do otwierania JoyCona polecam wykorzystać mały, plastikowy element. Ja, w takim przypadku, sięgam po kostkę do gitary Dunlop 1,14 mm (pamiątka z czasów utraconej death metalowej młodości). Zdecydowanie odradzam wpychanie płaskiego śrubokręta! Na boku Joy Cona znajdują się dwie taśmy, przy braku ostrożności łatwo je uszkodzić.
Jak poszła mi wymiana? Stosunkowo gładko. Stosowałem się do instrukcji z iFixt oraz zachowałem odpowiednią dozę ostrożności. Wiem, że niektórzy po prostu odchylają baterię, żeby się dostać do gałki. Widziałem takie materiały na YouTubie. Nie przepadam za takimi rozwiązaniami, nie podobało mi się to, że moduł opierał się na taśmie łączącej przycisk z płytką. Naprężenie, które tam zaobserwowałem, wywołało mój niepokój, dlatego rozłączyłem wszystkie części. Potem wygrzebałem nadepniętego Joy Cona, założyłem nowego i sprawdziłem go przy włączonej konsoli.
Wystarczy 20 minut, żeby naprawić gałkę w Joy Conie
Efekt? Wszystko działa. Naprawa zajęła mi jakieś 20 minut i to wraz z czytaniem instrukcji. W sumie kosztowała mnie 40 złotych, a w zamówionym zestawie, poza śruborkętami, były dwie gałki analogowe. Mam zapas na wypadek, gdyby dotknęło mnie driftowanie lub znowu wykazałbym się skrajną nieostrożnością. Znam siebie na tyle, że stawiam na drugi przypadek.
Ta przygoda natchnęła mnie też do rozmyślań nad „prawem do naprawy„. O Joy Conach można powiedzieć dużo złego i dobrego. To dobre kontrolery, które zostały wykonane z materiałów wątpliwej jakości. Działają, ale użytkownicy dzielący się wrażeniami w Internecie są zgodni — gałki analogowe miażdży driftowanie. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zatem wydawać, że być może Nintendo celowo skróciło cykl życia kontrolerów.
Mimo to warto odnotować, że Nintendo postawiło na prostą, modułową konstrukcję kontrolerów. Z odpowiednimi narzędziami (przypominam o śrubokręcie trójpunktowym!) łatwo je rozłożyć i wymienić wadliwą część. Amazon i Allegro obfitują w różnego rodzaju zestawy z częściami. Od gałek, przez przyciski, po baterie. Z tymi ostatnimi byłbym jednak ostrożny. Marnej jakości akumulatory mogą wybuchać, a kontroler przecież trzyma się w ręce!
Myślę, że można pochwalić Nintentdo za brak dodatkowych urządzeń oraz dostępność elementów w ogólnej dystrybucji. Aż chciałoby się, żeby inni producenci tak postępowali. Ale oni przecież chronią nas, konsumentów, przed złymi modyfikacjami. Wcale nie zmuszają nas do generowania elektronicznych śmieci, które potem zalegają zamiast trafić do recyklingu.
Napraw sobie sam
Właśnie dla tego tak istotne jest prawo do naprawy. Nie tylko Joy Conów, ale wszystkich innych sprzętów. Takich, na przykład, telefonów i laptopów. Czasem nawet nie chodzi o to, żeby coś zrobić własnymi siłami w domu, ale mieć możliwość skorzystania z usług serwisu, który bez problemu wymieni zepsutą część. Co w obecnych czasach wcale nie jest takie oczywiste. Bywa, że konieczne jest kupienie „dawcy”, z którego wykręci się (lub wylutuje) potrzebny element. Co samo w sobie nie jest złe, ale nie zawsze można trafić na sensowne działające części z odzysku.
Przypominam, że od marca 2021 roku producenci urządzeń RTV i AGD są zobowiązani do zapewnienia dostępności do części zamiennych przez okres od 7 do 10 lat od zakończenia produkcji i wypuszczenia ostatniej partii. Przynajmniej tak jest na terenie Unii Europejskiej. W przypadku Stanów Zjednoczonych sprawa jest bardziej skomplikowana. O „prawo do naprawy” w USA aktywnie walczy m.in. Louis Rossmann, którego możecie znać ze świetnych filmów, gdzie przywraca do życia urządzenia Apple. Przy okazji piętnuje wiele dziwnych decyzji oraz dostępność części zamiennych do tych drogich sprzętów.