Jakiś czas temu świat obiegła niebagatelna informacja – Sony sprzedało aż 500 milionów egzemplarzy konsoli PS4. Z tej okazji firma przygotowała specjalną, limitowaną wersję swojego flagowego sprzętu. Gratka dla fanów – pomyślicie. Janusze biznesu mieli jednak zupełnie inny pomysł na wykorzystanie tej sytuacji.
Oficjalny termin pojawienia się na rynku PS4 Pro 500 Million Limited Edition to 24 sierpnia 2018 roku. Za, moim zdaniem rozsądną, cenę 2229 zł otrzymać można sprzęt z dyskiem o pojemności 2 TB w obudowie z granatowego, lekko prześwitującego materiału, który umożliwia „obserwowanie pięknej, wyrafinowanej architektury systemu”. Całości estetycznie dopełnia logo w kolorze miedzi oraz pasek z numerem seryjnym (od 1 do 50 tysięcy w zależności od kolejności na taśmie produkcyjnej) w tej samej barwie. Czy to ładne? Każdy powinien sam ocenić, ale ja nie miałabym nic przeciwko, żeby coś takiego pojawiło się w moim domu.
Ważne jednak, że w zestawie z konsolą kupujący otrzymuje również dopasowany wizualnie kontroler DualShock 4, kamerę PlayStation Camera, podstawkę pionową oraz zestaw słuchawkowy. Wydaje się więc, że mimo specjalnego wydania producenci nie postanowili nadszarpnąć kieszeni swoich odbiorców. Cena bowiem owszem jest wyższa od standardowej edycji konsoli, ale trudno byłoby ją nazwać zaporową. Właściwie, gdy zestawić ją z wersją Pro 1 TB z podstawowym wyposażeniem, do której dokupowałoby się osobno kamerę to różnica cenowa wydałaby się jeszcze mniejsza.
Co takiego postanowili zrobić Janusze biznesu? Już następnego dnia po ogłoszeniu ceny tego specjalnego zestawu na Allegro zaczęły pojawiać się oferty jego sprzedaży od prywatnych użytkowników. Osoby, które chwaliły się wyjątkowymi dojściami (łatwo się domyślić o jakie dojścia może chodzić) oferowały odstąpienie konsoli za jedyne… 5000 zł. O ile więc producent okazał się dla fanów raczej cenowo łaskawy, o tyle Janusze biznesu podchwycili temat i postanowili rzecz wykorzystać. Bardzo, bardzo nieładnie.