Odkąd pamiętam, moim wyborem w kwestii gamingowych myszy komputerowych były urządzenia raczej sporych rozmiarów, które zostałyby przez wielu określone mianem masywnych. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy korzystałem głównie z Rivala 310 od SteelSeries, więc przyzwyczaiłem się do asymetrycznej, dość ciężkiej konstrukcji.
Nie wiedziałem więc czego się spodziewać, kiedy na moje biurko trafił produkt o zupełnie odmiennej charakterystyce, a mianowicie HyperX Pulsefire Haste – mysz ultralekka, a na dodatek symetryczna. Oczywiście miałem już w rękach kilka lekkich myszek innych producentów, ale żadna nie zagościła u mnie na dłużej. Propozycja od HyperX rozpoczęła więc testy z zupełnie czystą kartą.
HyperX Pulsefire Haste – pierwsze wrażenia
Mysz przyszła do mnie zapakowana w małe, bardzo ładne kartonowe pudełko. W środku solidnie zabezpieczony gryzoń, instrukcja, broszura informująca, że jak coś będzie nie tak, to mam pisać do pomocy technicznej HyperX i dostanę szybką odpowiedź, i na końcu miła niespodzianka w postaci zestawu wymiennych ślizgaczy i gumowych naklejek na panele boczne i przyciski.
Dodatkowe ślizgacze to coś, co nie każda marka umieszcza w pudełkach swoich produktów, więc HyperX dostaje za to plusa. Cieszy też fakt, że gumowe naklejki trafiły do zestawu jako opcjonalny dodatek, a nie zostały umieszczone na myszy na stałe. Póki co nie zdecydowałem się na obklejenie swojego egzemplarza, ale niewykluczone, że niedługo to zrobię.
Przechodząc do samej myszy, od razu trzeba zwrócić uwagę na jakość wykonania. HyperX Pulsefire Haste wygląda na produkt z wyższej półki – mysz złożona jest w całości z plastikowych elementów, które są bardzo przyjemne w dotyku i idealnie dopasowane. Do tego mamy kabel w oplocie, który jest niesamowicie miękki i w zasadzie od razu prostuje się na biurku.
Sama mysz została określona przez producenta jako ultralekka i skłamałbym, gdybym powiedział, że taka nie jest. Podczas użytkowania ledwo czuć ją w dłoni, a porównując ze wspomnianą wcześniej SteelSeries Rival 310 różnica w odczuciach jest mniej więcej taka, jak między gąbką a kamieniem.
Konstrukcja jest symetryczna i należy raczej do grona tych większych wśród gryzoni, co jest dla mnie dość istotne, bo dłonie mam raczej spore. Po pierwszych godzinach z Pulsefire Haste urządzenie to mogę z czystym sumieniem nazwać bardzo wygodnym.
W HyperX Pulsefire Haste znajdziemy sensor Pixart 3335 o rozdzielczości 16000 DPI. Nie będę się teraz na nim skupiał, ale już niedługo wezmę go pod lupę. Pod przyciskami znajdziemy pyłoodporne przełączniki TTC Golden Micro. Klik jest wyraźny, satysfakcjonujący i dobrze wyczuwalny, a przy tym nieszczególnie głośny.
Póki co zdecydowanie mogę powiedzieć, że HyperX Pulsefire Haste to produkt bardzo solidnie wykonany, wygodny i przyjemny w użytkowaniu. Mysz ta przejdzie jednak jeszcze wiele testów, którymi razem z kwestiami technicznymi zajmę się szczegółowo w pełnej recenzji – wypatrujcie jej już niedługo.