Harley Davidson Livewire to pierwszy w pełni elektryczny i funkcjonalny motocykl wyprodukowany przez jedną z firm należących do grona „tych znanych”. Znana ze swojej konserwatywności firma zaskoczyła wszystkich tym posunięciem, ale wydaje się, że w tym szaleństwie jest metoda. Jak jeździ LiveWire? Dowiecie się z naszych testów.
Mówiąc o gronie marek motocykli „tych znanych” urąga trochę HD. Myślę, że szybciej ludzie nie rozpoznają loga ani motocykla Yamahy czy Ducati, niż stwierdzą, że nie znają Harleya. Co więcej, niemal każdy wie, z jakim typem motocykla należy go połączyć. To właśnie ta kultowa i historyczna firma wypuściła na rynek elektrycznego LiveWire za zawrotną kwotę 150 tys. złotych.
HD LiveWire – co to potrafi?
Ów motocykl to połączenie ognia z wodą, taki doktor Jekyll i pan Hyde. Z jednej strony bezszelestnie i bezemisyjnie przejedzie Ci przed nosem, z drugiej potrafi w 3s rozpędzić się do 100, aby chwilę później osiągnąć maksymalne 184 km/h. Akumulator zastosowany w motocyklu pozwolił mi przejechać w mieście 160-200km nawet przy bardzo agresywnym traktowaniu.
Jak to możliwe? Wszystko za sprawą obsługi gazem, gdyż LiveWire posiada opcję odzyskiwania energii. Jeśli mocno przyśpieszysz, to gdzieś tam na kolejnych światłach będziesz musiał mocno wyhamować, prawda? Na trasie nie jest tak pięknie, bo zasięg spada do 120 km przy całkiem spokojnej jeździe 120-130 na ekspresówce. Bez dwóch zdań to jest miejski wojownik.
Zabawka czy motocykl?
Zdecydowanie to drugie. Powiem nawet więcej, jest to uber-motocykl, bo nie znam drugiego tak prostego w opanowaniu, a przy tym mocnego i tak wygodnego, choć kompaktowego motocykla. Jeżeli do tego dorzucimy jeszcze ten lans poruszania się czymś bardzo nietuzinkowym mamy całą garść argumentów za zakupem takiego motocykla.
Podziw budzi jak różni się prowadzenie takiego motocykla od klasycznego. Nie ma tutaj baku paliwa, który przelewa się z boku na bok, nie ma mas wirujących oraz miliona połączeń między zębami i łańcuchami. Wszystko to pozwoli poruszać się jak po linijce w zakręcie, bo motocykl zachowuje się jak jeden kawałek metalu. Co również mogłem odczuć podczas poruszania się LiveWire, to poczucie bezpieczeństwa. Niezależnie ile będziesz chciał wycisnąć z silnika i opon (one mają najciężej) elektronika pozwoli na tyle, ile faktycznie są one w stanie udźwignąć. Niemal bezpośrednie spięcie silnika z kołem oraz bazowanie tylko na impulsach elektrycznych pozwala działać kontroli z chirurgiczną precyzją. Jeżeli zatem chcesz zaszaleć, odkręć manetkę i patrz gdzie jedziesz – to takie proste.
Mógłbym napisać niemałą książkę o tym, jak się jeździ LiveWire, ale nie ma to większego sensu. Pozostaje mi zatem zaprosić do obejrzenia filmiku z testów, a następnie na jazdy testowe.