Niedzielni Gracze! Lamy Gejmingu! Wymiatacze Niecodzienni! Gracze Wyklęci! Witam Was w moich skromnych progach. Do tej pory miałem niewątpliwą przyjemność zaznajomić Was z kilkoma tytułami mobilnymi. Z totalnymi zapychaczami czasu, choć z potencjałem na uzależnienia, bądź prowokowanie dłuższych posiedzeń. Tym razem pora na coś bardziej tłustego i desktopowego (Windows/Linux/OS X). Dodatkowo nie mówimy o żadnej nowości, bo gra, o której mowa, zadebiutowała… 11 lat temu. I nadal jest rozwijana.

W mojej świadomości ta gra istniała jako coś, co znają „wszyscy”. Jedni grają, inni nie, wiadomo, ale zna każdy. Gdy jednak wrzuciłem screena z niej na fejsbukową grupę poświęconą starszym grom, okazało się, że na świecie żyją ludzie młodsi ode mnie i nie znają tej produkcji. Pomyślałem więc, że może warto ją przybliżyć w „Graczu Niedzielnym”. No i jesteśmy.

Poproszę o werble – poznajcie (lub przypomnijcie sobie) „Battle for Wesnoth”!

Battle_for_Wesnoth_logo

Co to w ogóle jest?

Zacznijmy od najbardziej ogólnej i najczęściej powtarzanej definicji. Otóż „Battle for Wesnoth” to strategia turowa z elementami cRPG. Co ważne, powstała i rozwija się na licencji Open Source, a więc żeby grać w nią legalnie, musisz robić z nią to, co robisz z „Grą o Tron”. Wystarczy ściągnąć. Wydaje się, że miłośnicy serii „Heroes of Might & Magic” powinni poczuć się jak w domu? I tak, i nie. Definiując BfW do strategii turowej i cRPG można gdzieś dorzucić trochę taktycznego RPG, wstrząsnąć i zamieszać. Podstawowa różnica jest taka, że o ile scenariusz w hirołsach dzielił się na dwie mapy – strategiczną i taktyczną, tak tutaj wszystko dzieje się na jednej, składającej się z heksów. To na niej powołujesz nowe jednostki, na niej zajmujesz wioski, zapewniające dochód i na niej też spuszczasz wpierdol swoim wrogom. To trochę tak, jakbyś wziął hirołsów na warsztat i oba wspomniane tryby połączył. Wiecie, co jest super? Że nie ma jednostek anonimowych! Każda ma swoje imię, zbiera doświadczenie i – za odpowiednią opłatą – można je po zakończeniu jednego scenariusza przenieść do kolejnego. Oczywiście znajdą się też „prawdziwi” bohaterowie, charakteryzujący się tym, że nie można pozwolić im zginąć, bo wtedy to już po zawodach.

Jak w to grać?

Walka w grze jest dużo ważniejsza od eksploracji, zwłaszcza, że ekonomia jest sprowadzona do minimum – im więcej wiosek przejmiesz, tym więcej masz złota. Im więcej masz złota, tym więcej jednostek możesz utrzymać. Gra przypomina nieco partię szachów na planszy składającej się z sześciokątnych pól, pełnej przeszkód terenowych. Brzmi prosto? I znów ta sama odpowiedź: tak i nie. Z jednej strony jest to proste na tyle, że aby nauczyć się zasad, wystarczy naprawdę krótki i banalny samouczek oraz pierwsze kampanie. Z drugiej strony, jest na tyle trudne, że szybko zaczniesz dostawać lanie od sztucznej inteligencji, a co dopiero od realnych przeciwników. W każdym razie mechanika stanowi kolejny paradoks. Twórcy gry mieli na nią własny i oryginalny patent, zmusza do kombinowania, liczenia (czasem liczenia na szczęście). Sprawia, że potyczki stają się nieprzewidywalne. Z drugiej strony, to właśnie ona odgrywa tu główną rolę, przez co świat przedstawiony traci na znaczeniu. Całą opowiadaną historię można by odłożyć na bok i grać w Wesnoth jak we wspomniane szachy albo planszówkę. Tak się trochę czuję. Trochę też dlatego, że mechanika nie pozwala wczuć się w bitwę, jest oderwana od rzeczywistości. Pisząc to, mam jednak z tyłu głowy, że dla mnie to wada, ale dla ciebie wcale nie musi nią być.

O czym to jest?

Niemniej trochę szkoda, że na znaczeniu traci historia, która jest wciągająca i rozbudowana. Jak zresztą całe uniwersum Wesnoth, o którym można sobie osobno doczytać. Oczywiście mamy do czynienia z klasycznym high fantasy, a więc świat przepełniony jest ludźmi, orkami, krasnalami i elfami. Jeśli Ci się znudzi, możesz w ramach BfW przenieść się ot, choćby do XVII w., do Europy Wschodniej – a to za sprawą dodatku „Eastern Europe at War”. Pogrzeb dobrze w sieci, a na pewno znajdziesz też inne. To w połączeniu z multiplayerem na oficjalnym serwerze gry, sprawia, że można grać w nią w nieskończoność.

Co jeszcze jest ważne? Po pierwsze muzyka, która przywodzi na myśl najbardziej epickie tytuły AAA (fujka). Dla odmiany grafika nie ma żadnego znaczenia, spodoba się tym, którzy są gdzieś pomiędzy ogrywaniem retropixelowych tytułów, a tęsknotą za HoMM 3. Ale nie jest to gra dla osób, które zwracają na to uwagę, a dla prawdziwych, wytrawnych strategów. Ach, jeszcze edytor – rozbudowane narzędzie, które pozwala tworzyć mapy, kampanie a i przy odrobinie wysiłku nawet dodatki.

wesnoth-1.12.0-12

 

Grać, czy nie grać?

Grać! A przynajmniej spróbować. Zwłaszcza, jeśli jesteś miłośnikiem pełnokrwistych turówek, a takich graczy rynek ostatnio nie rozpieszcza. Daj szansę „Battle for Wesnoth”, dzieciak. W swojej oryginalności albo szybko cię znudzi, albo porwie w swoje szpony już na zawsze. I pisząc „na zawsze”, mam na myśli „na zawsze” – zwłaszcza, że istnieje też nieoficjalna, nie testowana przeze mnie, wersja mobilna.

PS. Info o grze, instalator do ściągnięcia, dodatki i społeczność możecie znaleźć na polskiej stronie gry wesnoth.com.pl – na początku nie ma sensu, ani potrzeby szukać nigdzie indziej.

wesnoth-1.12.0-2

 


Gracz niedzielny – minicykl na DailyWeb, czyli gry okiem gościa, który ma z nimi tyle wspólnego, co piernik z wiatrakiem. Czyli tylko troszkę. Tylko w niedzielę, a i to nie każdą. #casualstopro 

Wszystkie odcinki serii znajdziecie pod tagiem gracz niedzielny.