Zastrzeżenia wobec monopolistycznych praktyk giganta dotarły na drugą stronę oceanu.

Komisja Europejska wszczęła we wtorek formalne dochodzenie antymonopolowe przeciwko Google. Ma ono na celu ustalenie, czy gigant nieuczciwie faworyzuje własną technologię reklamową w stosunku do rozwiązań oferowanych przez konkurentów, a także czy nieuczciwie ogranicza im dostęp do danych użytkowników. Podobne dochodzenie od dłuższego czasu toczy się także przed amerykańskim sądem najwyższym.

Sugestie jakoby Google faworyzowało własny ad exchange nie są niczym nowym. Zarówno wydawcy, jak i inni przedstawiciele branży ad tech od lat zwracają uwagę na fakt, że posiadanie przez Google większości z najbardziej powszechnie stosowanych narzędzi uczestniczących w systemie sprzedaży reklam może prowadzić do praktyk monopolistycznych. Przypomnijmy, że Google nie tylko zbiera dane potrzebne do targetowania użytkowników, lecz także występuje jako pośrednik między reklamodawcami a wydawcami udostępniającymi swoją przestrzeń reklamową.

Jest to jednak pierwszy raz gdy praktyki te brane są pod lupę przez UE. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Margrethe Vestager zasugerowała, że to właśnie obecność giganta na wszystkich poziomach łańcucha dostaw budzi największe zastrzeżenia:

Obawiamy się, że firma utrudnia konkurencyjnym usługom reklamy internetowej konkurowanie w ramach tzw. ad tech stack.

Poza faworyzowaniem produktów reklamowych, Komisja ma zbadać także ograniczenia w dostępie do danych na temat użytkowników, jakie Google nakłada na użytkowników swojego systemu reklamowego i zewnętrzne firmy. Przedmiotem zainteresowania będzie tu m.in. plan stopniowego wycofywania ciasteczek stron trzecich w Chrome w ramach swoich planów „privacy sandbox”, jak również nadchodzących zmian w zakresie śledzenia na Androidzie.

Z perspektywy giganta sprawa wydaje się poważna. Szacuje się bowiem, że system reklamowy generuje dla Google niemal 150 miliardów dolarów przychodów rocznie. Jeżeli Komisja znajdzie dowody na popełnienie wykroczenia, może wnieść formalne oskarżenie, które z kolei może doprowadzić do nałożenia grzywny w wysokości do 10% rocznego przychodu firmy oraz nakazu zmiany postępowania.