Nie powinienem pisać czym jest logo, chociażby z racji tego, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, erę „cyfryzacji” wszystkiego i wszechobecność podmiotów gospodarczych w internecie. Błąd. Polscy przedsiębiorcy mają w czterech literach znak firmowy, sygnujący ich jako właścicieli/biznesmenów. Dlaczego? Już tłumaczę…

Dlaczego ten gość nie wiadomo skąd się znowu wywyższa? Zapytacie pewnie. O ile faktycznie nie jestem „crème de la crème” blogosfery, o tyle o logo wiem naprawdę sporo i robię je od zarania dziejów. Uwielbiam pracować dla „zagranicy” w kwestii brandingu, od nazwy, przez logo, aż po motto. Czemu? Nie chodzi wcale o 10 razy wyższe honorarium… No dobra, chodzi, ale tylko w 50%. Drugie 50% to kwestia podejścia biznesmenów zza polskich granic. Otwarte głowy, elastyczność, dystans, wyobraźnia. Dają sobie wytłumaczyć pewne kwestie i nawet na nie przytaknąć. Naszym „chłopakom” brakuje w tym temacie luzu jak mawiał Bolec z „chłopaków co nie płaczą”. Logo jako znak firmowy/identyfikacja główna firmy, powinna rzecz jasna poza nazwą, wyrażać nastawienie, podejście, obrazować łopatologicznie branżę w której dana firma działa (choć to akurat opcjonalnie, bo czasami mniej znaczy lepiej) itp. Zasad jest mnóstwo – tak samo jak patentów. Grunt to nie przesadzić bo lata dziewięćdziesiąte już dawno za nami, a wraz z nimi wszelkie gradienty, pseudo 3d itd.

Logo (logotyp) – znak firmowy + nazwa firmy. I tu już zaczyna się nieciekawie u nas, ponieważ 95% nazw firmowych w Polsce to mieszanka imienia właściciela firmy z „EX” lub „IX” na końcu. Zaczynając od DRUTEX, na MAREX kończąc („googlowane” przed chwilą na ciemno – jest!). DRUTEX jest tu idealnym przykładem tego, jak głęboko w odbycie można mieć logo firmy lub jak zacofany jest właściciel/prezes. Logo, które pamięta jeszcze pierwszy testament, niezmienne od lat. Pewnie jak jakość okien i pozostałych artykułów DRUTEXu, które akurat faktycznie są doceniane i to na całym świecie. Chyba. Jestem w stanie jeszcze w jeden sposób wytłumaczyć naszą dumę narodową – nie zmieniają logo od tych 2000 lat, bo obecne jest kojarzone itp. Jasne. RMF.FM też było kojarzone przez wiele, wiele lat, a mimo to dopuścili się (karygodne!) bardzo dobrego i delikatnego „refreshu”, czyli dodania lekkiego powiewu świeżości swojemu znaczkowi, zmieniając go może w 30%. Całość polegała na przechyleniu nieco logo i wymianie typografii na nieco nowszą – zaokrąglone końcówki, wpisujący się w obecne trendy krój pisma itp. Nadal na pierwszy rzut oka to RMF.FM więc jest dobrze, a do tego nie kuje biedą i nie trąca myszką jak stara wersja. Można? Można. Wizualizacja!
rmf

Logo DRUTEXu z grzeczności nie pokazałem, ale idealnie widzimy za to redesign identyfikacji RMF. Wiadomo, że nie jest idealnie, lecz zgodnie z powiedzeniem o robieniu czekolady z… Nie zawsze da się wywindować kiepski znak pod niebiosa. Tak czy siak ludzie odpowiedzialni za ową zmianę spisali się na szóstkę. Skoro już tak narzekam przez te wszystkie akapity, zapytacie pewnie: „To jakie ma być logo, żebyś się nie czepiał?”. Spieszę z odpowiedzią.

Unikalność – zawsze. Za każdym razem gdy już coś sobie naszkicuję, wchodzę w grafikę wyszukiwarki na „g” i patrzę, czy patent, który sobie wymyśliłem jest oklepany (czytaj: był GDZIEKOLWIEK) czy jednak udało się zrobić coś nowego. Jeżeli ktoś mnie uprzedził, myślę aż… Nie wymyślę. To tak naprawdę najdłuższy proces w tworzeniu logo – przynajmniej w moim przypadku. Gdy już mam to, czego nie ma nikt inny – pozostaje zaprojektować to zgodnie z obecnymi trendami, dobrać kolorystykę, która psychologicznie „zrobi robotę” – np. zielony uspokoi, niebieski skojarzy z profesjonalizmem, czerwony przykuje uwagę lub ostrzeże przed czymś etc. Klient na tym etapie ma wybór – nie myślcie, że go nie słucham. To od niego zależy czy będzie chciał jakieś inicjały, czy konkretny symbol. Jeżeli nie zgadzam się z jego propozycją to przygotowuję mu jeszcze drugą wersję logo – moją, „autorską” i staram się go do niej przekonać na równi z wykonaniem jego wizji w 100% dobrze. I chyba tak to trzeba robić.

Prostota – w dobie flat designu i upraszczania wszystkiego do maximum, trzeba to obecnie robić tak, a nie inaczej. Nie możemy jedynie przesadzić ze „spłaszczaniem” zarówno symboli jak i skrótów myślowych, bo możemy zrobić sobie krzywdę i naszym potencjalnym klientom, którzy „za Chiny” nie połapią się co przedstawia ten „obrazek” na wizytówce prezesa dla którego tworzyliśmy logo. Estetyczny minimalizm z głową.

Czytelność – jej brakuje najczęściej. Logo może być dobre – proste, inteligentne, z „patentem”, w dobrych kolorach, ale… Okazać się może, że przy np. grawerowaniu go na portfele dla najlepszych „specjalistów ds. sprzedaży”, straci swoją czytelność, bo przy wymiarach 4 x 4 cm litery się zlewają lub jakiekolwiek kontury. Logo musi być uniwersalne i wyglądać dobrze zarówno mając 2 x 2 cm, jak i wisząc jako siatka reklamowa na 20 piętrowym drapaczu chmur. Niestety.

Branżowy bełkot i zasady – pomijam je. Nie będę pisać co jest sygnetem, co sloganem, a co logotypem, bo w dobie obecnej technologii i programów banalnych do obsługi przez grafików, nie musimy już tego wiedzieć by zrobić dobre logo. Tu mnie pewnie wyklniecie, ale poważnie tak myślę. Teraz wystarczy nam darmowa czcionka dołączona do Windowsa, w której zmienimy „końcówki” i mamy zarobione pół bańki złotych (PEKAES – Calibri). Już nikt nie kreśli logo odręcznie, z linijkami, kątomierzami, cyrklami i jeszcze na papierze technicznym. Symbol kubka kawy np. zrobimy nawet w Photoshopie, za pomocą eklipsy, „kwadrata z zaokrąglonymi rogami”. A wszystko to spokojnie przejdzie nam nawet „na oko”, by wysokość finalnego kubka zgadzała nam się z napisem KOFISZOP pisanym Calibri. Jest logo? No jest. Oczywiście są różne szkoły i opinie na temat projektowania logo. Ja osobiście katuje kartki ołówkiem przez parę dni, dopóki nie wpadnę na „główny motyw” logo. Potem robię jedną „staranną” wersję odręcznie, po czym za pomocą skanera lub czasem zdjęcia, przenoszę je do „komputera” by pokryć wszystko krzywymi za pomocą mojego budżetowego tabletu graficznego firmy WACOM. Nie zawsze rzecz jasna staram się aż tak bardzo. Czasami wystarczy zabawa kształtami – powaga.

brand1
Mój proces twórczy, w dużym skrócie.

Do rzeczy

Parę moich znaczków Wam pokażę i opiszę co i czemu. Zacznę od trzech, pierwszych z rzędu logo mojego autorstwa. Jedno zestawiłem ze zwycięskim logo, które pokonało moje. Czy słusznie? Osąd pozostawię Wam. :)
A więc mamy takowe trzy logo…
logosy
I teraz od lewej góry. Projekt konkursowy – wymogi postawione przez organizatora: Vena plus jaszczurka. Udało mi się wykombinować dość czytelny ambigram, czyli grafika utworzona kaligraficznie lub obrazowo w taki sposób, że po obróceniu całości można odczytać ten sam lub inny tekst. Doceniana przez projektantów, bo nie jest to łatwa sprawa, natomiast przez właścicieli firmy – wcale. Nie pokażę wybranego projektu gdyż firma padła i nie ma śladu w przestworzach internetu po niej. Obok – projekt na potrzeby własne. Portal ma się zwać „NaWynos”. Blog w sumie… Nieważne. Recenzje żarcia branego na wynos. Mamy łapkę z widelcem i kombinacje literek „n” oraz „w”. Można się trochę przyczepić do czytelności literki „n”, ale w finalnym logotypie, typografia wyjaśnia sprawę. Niby opisane w okrąg, a jednak „out of the box” więc teoretycznie jest kreatywnie. Lubię je.
Dolny lewy róg, przesympatyczny glob, we wdzianku na zamek. Świat Etui – dosłownie. W miarę czytelnie, ale nie spodobało się. Słusznie? Po prawej macie zwycięską kreację. :) FYI: ta firma też już padła. #przypadekniesądzę

Pomysł to nie wszystko. Ważniejsza, szczególnie w rozmowie z ludźmi, którzy o grafice nie mają pojęcia, jest argumentacja. Dlaczego akurat w „NaWynos” zrobiłem widelec i rękę itp. Trzeba to „prezesowi” firmy np. produkującej okna dokładnie wyjaśnić. I tu wypada zrobić ekhm… Wizualizacje naszych isnpiracji. Jak? Np. tak jak ja poniżej.
logo2
No to jedziemy. PC Detektyw – firma świadcząca usługę grzebania w komputerze i na wymiennych nośnikach + zabezpieczania przed tym samym. Prosta „rozkminka”: detektyw i pendrive. Wszystko w kolorystyce przykuwającej uwagę i mamy sukces. Weszło. American Mail – system mailingu dla firm ze Stanów zjednoczonych. Jestem szczególnie (może i niesłusznie) dumny z tego logo, bo mnogość patentów, które zmieściłem w jeden znaczek, przerasta nawet moje przerośnięte ego. Mamy kolory narodowe USA, mamy inicjały firmy – „A” i „M”, mamy kopertę, mamy ołówek, a „skrzydła” po boku, albo ruch „lotu”, kojarzy mi się z logo filmu Topgun – amerykańskiego aż do bólu. Nie mogło się nie spodobać. No i Ameryka… $.

Każdy inaczej widzi dane logo, więc jestem świadom tego, że może Ci się żadne z powyższych nie spodobać. Tak to już jest. Z reguły na 5 osób, 2 nie przypada do gustu. Gdzieś chyba były nawet badania na ten temat. Najgorzej, gdy w takim wypadku osoba decyzyjna chce byśmy my jako grafik złączyli 4 różne wizje 4 różnych osób w jedną całość. Powstają wtedy koszmarki typu DRUTEX. I nic nie poradzisz, bo klient Twój Pan. Bywa i tak. Logo jest, w portfolio brak. #wstyd ;) Zdarzają się wyjątki od reguły, jak np. Fedex, który nie potrzebował nigdy redesignu na przełomie wieków swojej działalności. Nie potrzebował zmiany logo, bo jest ponadczasowe. Uniwersalny font, barwy zwracające uwagę na logo i schowana strzałka. Zabawne, że do dziś wiele osób nie widzi wspomnianej strzałki. A Ty?
fedex

Wracając na koniec do naszego pięknego kraju, gdzie US kradnie nam 3/4 zarobków… Niemal wszyscy właściciele firm nie przywiązują wagi do logo swojej firmy. Nie postrzegają go jako wizytówki. Nie wierzą w argumenty, że spora część klientów ze względu na ten „detal” wybierze inną, konkurencyjną firmę. A do tego zupełnie nie znają wartości „rynkowej” takiego logo. W praktyce zatem albo tworzy je ich asystentka z biblioteki ClipArtów w Wordzie, albo syn tejże asystentki, który do tej pory zajmował się tylko dodawaniem fali energetycznej Kamehameha, do zdjęć swoich ulubionych postaci z Dragonball Z. I wszystko to za koszyk wafli. No cóż.