Ruszamy z nowym cyklem, bazującym nieco na świetnej książce „Graphic Design Rules”, gdzie chciałabym rozwijać myśl autora, dzieląc się również z Wami własnymi doświadczeniami.
Nie jest ważne, czy mowa o freelance, czy etat w firmie. Chciałabym, by ten cykl był niejako skłaniał do refleksji, zadumy, pokory…wrrrrróć… Bawcie się dobrze, może komuś się przyda :)
Zacznijmy więc od fundamentalnej, jedynej i niepodważalnej prawdy.
#1 Nie używaj fonta Comic Sans
To jest już jak mantra i naprawdę artykułów na ten temat powstało wiele, a jednak nagminnie widzi się Comic Sans w użyciu. W reklamach, w broszurach, kartkach urodzinowych, a nawet w Janusz-logo.
Trochę Historii.
Comic Sans to font bez szeryfowy, zaprojektowany przez Vincent’a Connare – tego samego od bardzo przyzwoitego fonta Trebuchet, czy przydatnego Wingdings. Opublikowana w 1994r przez Microsoft. Była inspirowana komiksami John’a Costanza np. „Powrót Mrocznego Rycerza” czy „Watchmen” Dave’a Gibbonsa.
Przyczyną powstania fonta, był najnowszy ówczesny interfejs Microsoftu – z dość zaawansowaną, jak na tamte czasy, grafiką – którego maskotą był sympatyczny, paintowy pies Bob.
Microsoft Bob porozumiewał się z użytkownikiem za pomocą dymków, jednak te nie podobały się Connare’owi z prostego względu – były pisane Times News Roman’em, co absolutnie burzyło wizję komiksowego charakteru postaci. Stworzył wiec dla niego na prędce podstawowy font Comic Sans.
Z drugiej strony, konia z rzędem temu kto potrafił się połapać w tak kolorowej, cyrkowej grafice. Pomijając brak gustu i estetyki, można zapomnieć o całkowitym znaczeniu słowa User experience oraz o wszelkich prawach perspektywy.
Ja nie panimaju.
O kolorowej, windowsowo-cyrkowej nakładce szybko zapomniano, ale Comic Sans stał się jednym z fontów systemowych i na stałe zagościł na komputerach. „Był śmieszny – wszystkie inne kroje były tradycyjne dla książek”. Fakt, boki zrywać.
Głównym powodem, dla którego tak bardzo nie lubimy Comic Sans’u, to to, że jest używany niewłaściwie. Widzi się go dalej w oficjalnych pismach urzędowych (o zgrozo!),
ogłoszeniach,
aaaaaaalbo na stronach internetowych:
Całe szczęście, że ten ostatni, wspomniany wyżej przypadek jest już rzadkością.
Drugim zaś powodem naszego hejtu jest to, że najzwyczajniej w świecie jest mało czytelny. Helvetice jesteśmy w stanie rozpoznać, nawet przy dużym rozmyciu liter, natomiast Comic’a niebardzo. Zobaczcie:
Mimo, że chcielibyśmy się przed nim uchronić, wyrzucić go ze swojej pamięci, oficjalnie wszem i wobec zabronić – nie da rady. Zatem co można w takiej sytuacji zrobić?
Jest jeden jedyny przypadek, kiedy wolno nam używać tego kroju.
Ironia
Z tym jak zwykle trzeba uważać, jak ze śmierdzącym jajem, jednak to pozwala nam zachować dystans i nakreślić luźny stosunek do przedmiotu.
Śmiejmy się, używajmy Comic Sans jako ironię, sakrazm, bo ten font jest dziecinny, infantylny i nie może byc brany nigdy na poważnie.
Ridi, Pagliaccio, Ridi!
PS. Jeśli jednak jesteście bardzo ANTY COMIC SANS’owi, zawsze można złożyć oficjalną deklarację, wydrukować i powiesić nad łożeczkiem:
https://www.comicsanscriminal.com/