Zapewne już wiecie, że najbliższym czasie „Destiny 2” stanie się grą darmową. Zmiana modelu dystrybucji na pewno pociągnie za sobą także modyfikacje w procesie produkcyjnym. A co dzieje się z looter shooterem od EA, czyli z „Anthem”? Kataklizm! Chociaż powinienem napisać „Cataclysm”, bo tak nazywa się najnowsze rozszerzenie… Wróć! Znowu złe słowo! To żadne rozszerzenie, tylko ograniczone czasowo wydarzenie. A na dodatek BioWare, po ośmiu latach, opuszcza Ben Irving.
Producent był odpowiedzialny za końcowy etap produkcji „Anthem”. Podobno to on poskładał tę grę we w miarę funkcjonująca całość, gdy wszyscy zorientowali się, że magia BioWare jakoś nie chciała działać. Irving znajdował się między zarządem, który miał określone oczekiwania oraz zespołami, z którymi pracował, a w których wybuchały różne konflikty. Zadaniem producenta jest je rozwiązywać i pilnować, aby wszystko odbywało się zgodnie z założonym harmonogramem i budżetem. Nie jest to proste. Poślizgi się zdarzają, często w zespołach nawala komunikacji. Właśnie wtedy na scenę wchodzi producent. Usprawnia proces i pilnuje, żeby wszystko szło względnie gładko.
Dlatego często mówi się, że najlepszy producent, to taki, którego nie widać. Oznacza to, że nie narzuca swojej woli, potrafi odpowiednio zarządzać konfliktami, dba o budżet i zespoły, z którymi pracuje. A co ma dla zarządu? Postępy w pracy.
W gamedevie, na różnych etapach produkcji, można wpaść w niebezpieczną pętlę ciągłego ulepszania. To piekielne „dołożymy jeszcze to i to, a wtedy będzie cudownie”. Wtedy głos powinien zabrać producent. Spojrzeć na harmonogram i budżet, podjąć decyzję, czy faktycznie te zmiany są potrzebne i czy w ogóle da się je zrealizować. Dlatego daleki jestem od wylania wiadra pomyj na głowę Bena Irvinga. Co już wydarzyło się na reddicie „Anthem”. Wierzę, że chciał jak najlepiej, nawet udało mu się zakończyć prace. Tym bardziej że musiał pracować w przestrzeni pełnej różnego rodzaju min. Od kontaktów z wydawcą, przez niemiłosiernie się wydłużający proces powstawania „Anthem”, po problemy w komunikacji pomiędzy oddziałami BioWare. Byli też tacy, co czuli się lepsi od innych.
Dlaczego Ben Irving odszedł? Nie wiem. Może miał zwyczajnie dość? W swoich tweetach mówi o tym, że otrzymał inną ofertę. Czy zwolnił go wydawca, ponieważ nie był zadowolony z postępów w pracy nad produktem? Nie sądzę. Nie usuwa się człowieka, który jednak doprowadził grę do premiery, złożył z niej ostatecznie wydany produkty.
Trudno ukryć to, że „Anthem” borykało się z tysiącem różnych problemów, nie tylko dotyczących game designu, ale także wybranej technologii. W środku tego piekła był Ben Irving.
Na pewno dostawał po głowie w czasie spotkań z przedstawicielami wydawcy, ponieważ „Anthem” nie spełniło oczekiwań. A potem wracał zarządzać ludźmi, którzy na pewno skakali sobie do gardeł, ponieważ nikt nie chciał być obarczony odpowiedzialnością za porażkę. Uważam, że jako producent podjął setki różnych decyzji. Raz dobrych, a innym razem złych. Odszedł, ponieważ miał dość zamieszania wokół produktu.
Co dalej z „Anthem”? Nie wiem. Moim zdaniem tej produkcji może pomóc tylko gruntowny reboot. Zmiana producenta nie wpłynie na nic.