W czerwcu 2018 zadrżały serca miłośników strategii czasu rzeczywistego. Electronic Arts zapowiedziało nową grę z serii „Command & Conquer” – C&C: Rivals. Rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Produkcja miała być dedykowana urządzeniom mobilnym. Nic dziwnego. W końcu jest to szybko rosnący segment rynku gier komputerowych. To normalne, że znane serie coraz częściej trafiają na smartfony oraz tablety.
Problemem jest zawsze to, że takie gry są odzierane ze swojej magii. Uproszczone do bólu, często nastawione na krótki czas pojedynczej sesji oraz na agresywną monetyzację. Na dodatek za „Command & Conquer: Rivals” stoi Electronic Arts. Firma, której nienawidzą wszyscy gracze; korporacja, które kocha się skrzynkach z losową zawartością. Dlatego, gdy pobrałem „C&C: Rivals”, to nie oczekiwałem zbyt wiele. Zdawałem sobie sprawę, że będzie to zwykła gra mobilna, ze swoimi wadami i zaletami, z monetyzacją oraz powolnym rytmem postępu. Nie zawiodłem się. „C&C: Rivals” właśnie takie jest. Trudno ten tytuł nazwać genialną strategią czasu rzeczywistego, to przeciętna produkcja z jasno określonym targetem. Moim zdaniem jest skierowana do osób, którym znudził się już „Clash Royale” i chcą spróbować czegoś innego. W dodatku utrzymanego w klimacie science fiction.
W „C&C: Rivals” gram od kilku dni i od pierwszej minuty mam wrażenie, że uruchamiam zmodyfikowaną wersję „Clash Royale”. Aby rozgrywać misje, trzeba mieć ułożony zestaw jednostek. Te są na specjalnych kartach z różnymi stopniami rzadkości. Trzeba zbudować talię. Celem zabawy jest zniszczenie bazy przeciwnika i ciągłe wspinanie się w rankingu. Ten został podzielony na lokalizacje z jasno zaznaczonymi progami. Za ich osiąganie dostaje się nagrodę w postaci skrzynki z kartami. Dzięki nim można podnosić poziom jednostek, co trzeba robić. Jak ktoś tego zaniecha, to szybko zaczyna przegrywać i spadać w rankingu.
Warto mieć zróżnicowaną talię, ponieważ nasi żołnierze są podatni na określone ataki. Gra opiera się na mechanice znanej z zabawy „papier-kamień-nożyce”. Szybko można się w tym połapać, wystarczy poczytać opisy jednostek. To tyle, jeżeli chodzi o podobieństwa do „Clash Royale”. Najważniejszą różnicą jest to, że jednostkami można sterować. Nie poruszają się po wyznaczonych ścieżkach, gracz ma znacznie większą kontrolę nad polem bity. Aby zwyciężyć, wystarczy wysłać dwie atomówki w bazę w przeciwnika. Uruchomienie startu rakiety wymaga zajęcia specjalnych podestów.
Zdarza się, że nowa gra od EA potrafi wciągnąć
Zabawa w najnowszej grze Electronic Arts sprowadza się do budowania jednostek, które szybko zmiażdżą wojsko przeciwnika. Trzeba reagować na zmieniającą się sytuację na polu bitwy, co czasem bywa ciekawe. Chyba że człowiek trafi na osobę, która nakupowała kredytów oraz karty i ma maksymalnie ulepszone jednostki. Wtedy żadna strategia nie pomaga, trzeba pogodzić się z porażką. Karty pozyskuje się ze skrzynek. Można je zdobywać za darmo. Gracz otrzymuje je za osiągnięcie kolejnego poziomu lub progu w rozgrywce rankingowej.
Warto wykonywać zlecenia oraz wzywać konwój. Ten ostatni element opiera się w dużej mierze na czekaniu. Za rozgrywane starcia gracz otrzymuje kanistry, które pozwalają na przyzwanie transportu z darmową skrzynkę. Jest jednak pewien haczyk. Dostawa trwa 8 godzin, chyba że użytkownik zdecyduje się na skrócenie czasu. Wystarczy ponownie zużyć kanister. Nie oznacza to natychmiastowego otrzymania skrzynki, po prostu czeka się 4 godziny. Ten czas również można skrócić, ale tym razem należy do tego użyć waluty premium.
Limit kredytów spowalnia rozwój
Konwoje pozwalają zdobywać skrzynki za darmo, ale trzeba czekać. Poważnym problemem jest ograniczenie liczby kredytów, które można otrzymać za rozegrane pojedynki. Ta waluta jest potrzeba do ulepszania statystyk jednostek, karty zużywa się, aby podbijać ich poziom. Limit spowalnia postępy gracza, chyba że ten zdecyduje się na zakup paczki kredytów w sklepie premium. Waluta podlega kontroli oraz monetyzacji. Problem polega na tym, że po pewnym czasie nie opłaca się dalej grać. Po co? Żeby tracić punkty rankingowe? „Command & Conquer: Rivals” zostało zaprojektowane tak, aby użytkownik, prędzej czy później, zderzył się ze ścianą. Może ją obejść, będzie to długi spacer lub kupić drabinę, a to oznacza kupowanie waluty premium i korzystanie ze sklepu w grze.
Dla mnie ten tytuł to zwykły zabijacz czasu. Coś do pogrania w komunikacji miejskiej lub w trakcie oczekiwania na wrzątek. Nic specjalnie wybitnego lub bulwersującego. Port znanej serii na urządzenia mobile. Wykonany dobrze, ale bez polotu i z game designem mocno sugerującym sięgniecie po kartę kredytową.