Serię Assassin’s Creed pokochałem jeszcze przed posiadaniem konsoli PS4. Nie wiem jak, ale bodajże przez przypadek, wpadła w moje ręce część Black Flag. Odpalając wtedy grę nie sądziłem, że stanie się ona najlepszą pozycją w mojej kolekcji. Szybko starałem się nadrobić poprzednie części, a najnowsze wydania kupuję na bieżąco. Robię to z sentymentu, nawet zaciskając zęby i męcząc się z Assassin’s Creed: Odyssey. Tekst ten może zawierać delikatne spoilery.
O części Odyssey napisać można elaboraty. I nie będą to bynajmniej wychwalające zdania, wręcz przeciwnie. Nie zarzucam grze kiepskiej jakości, grafiki czy innych mankamentów. Problemem tamtej części jest jedna rzecz – jest to klon Assassin’s Creed: Origins. Jedyną różnicą jest to, że przeniesiono ją do innych czasów. Misje główne, ale i poboczne niemalże się powielają. Część ratują co najwyżej wypuszczone niedawno DLC. Nie o Odyssey mieliśmy jednak mówić, a o najnowszej części serii, czyli Assassin’s Creed: Valhalla. Wpadła ona do mnie w dniu premiery i już wiem, że było warto!
Długo wyczekiwani wikingowie!
Odpalając Assassin’s Creed: Valhalla od razu otrzymujemy dość długi, ale mocno wciągający film wprowadzający. Przerywany jest kilkoma momentami, gdzie przejmujemy kontrolę nad bohaterem.
Zobacz także: Gry MMO – w co zagrać? Lista darmowych i płatnych gier
Nie mamy natomiast zbyt dużego wpływu na postać. Czuć mocno klimat wikinkgów i średniowiecznej Anglii. Różnicą w stosunku do poprzednich części jest to, że w Assassin’s Creed: Valhalla rozwijamy swoją osadę. Jest to bez wątpienia dodatkowy smaczek i zachęta, co nudzić nie może.
Następnie możemy wybrać postać: czy chcemy, aby nasz bohater był płci żeńskiej czy męskiej. Już pierwsze misje, które dalej są wprowadzeniem do gry (bardzo długi prolog), pokazują inny rodzaj rozgrywki, niż miało to miejsce w Odyssey. Próżno szukać tu kopii misji z poprzednich części, co było częstym zarzutem poprzednio.
Zobacz także: Gry na 2 osoby – w co zagrać razem?
Większość misji, nawet pobocznych ma wpływ na wątek główny. Doszły ciekawe elementy, nie znane do tej pory – np. picie na czas z mieszkańcami naszej osady… Przypomina mi to delikatnie Red Dead Redemption 2. Warto zaznaczyć, że zmieniły się niektóre elementy kontroli postaci – wezwanie konia odbywa się nieco inaczej, niż do tej pory. Pojawia się koło wyboru.
Interfejs na nowo
Mocno zaskakuje wygląd interfejsu w grze. Nie chodzi oczywiście o menu główne, a o ekran pauzy, gdzie zarządzamy postacią, ekwipunkiem i rozwojem bohatera. Do tej pory byłem przyzwyczajony, że Ubisoft wplatał dużo nowoczesnych elementów w ten interfejs, pomimo tego, że często byliśmy w czasach „dawniejszych”: a to w starożytnej Grecji, a to we Włoszech. Tutaj dalej jesteśmy w przeszłości, jednak interfejs jest wyraźnie do tego dostosowany. Przypomina mi pierwsze części… Diablo. Być może niewiele z Was zwróci uwagę na ten element, ale mnie to zainteresowało.
Assassin’s Creed: Valhalla to już dwunasta odsłona serii. Po pierwszych godzinach spędzonych na grze wysuwa mi się teoria, że jest to jednak najlepsza część, jaka powstała do tej pory. Zobaczymy, jak będzie dalej.