Temat gier jako usług dobrze się trzyma w gamedevie. Wielcy wydawcy chcieliby zrezygnować z ryzyka związanego z publikowaniem nowych tytułów. Lepiej utrzymywać jeden, rozpoznawalny i posiadający grających użytkowników. Do tego dobrze zaprojektowania monetyzacja prowadzący do solidnych przychodów i gotowe! Udziałowcy zadowoleni, a zarząd zachwycony. Zabrakło miejsca dla graczy, prawda? Obawiam się, że dla studiów, szczególnie tych dużych, są oni tylko linią lub słupkiem na wykresie.
Wybaczcie ten ciężki i mroczny wstęp. Napisałem go, ponieważ w lutym premierę będzie miał „Anthem”. Kooperacyjna gra akcji, strzelanka utrzymana w konwencji science fiction. Za tytuł odpowiada studio BioWare, a wydawcą jest Electronic Arts. Co od razu zaczyna budzić obawy. Ta korporacja kocha monetyzować swoje gry. Specjalizuje się w wyciskaniu kasy z ludzi lubiących wieloosobową rozrywkę. Wystarczy wspomnieć o „Star Wars: Battlefront II”. Mnóstwo zablokowanej zawartości, która została upchnięta do skrzynek. A to nie była darmowa produkcja! Wydawca zaproponował, aż dwie edycje tej gry. Standardowa wersja dla PC kosztowała 220 złotych, jak ktoś chciał się bawić na konsoli, to musiał wydać 260 złotych. Była jeszcze wersja deluxe, ze specjalnymi pakietami ulepszeń dedykowanym rozgrywce sieciowej. Cena? Dla PC 299 złotych, konsole 350 złotych. Jak już ktoś zapłacił, zaczął zabawę, to szybko się zorientował, że nie kupił całej gry. Tylko możliwość dalszego wydawania pieniędzy.
Anthem – jak działa?
Jak będzie z „Anthem”? Wydawcą jest Electronic Arts, brak agresywnej monetyzacji wskazywałby na to, że czegoś się nauczyli. Jednak praktyki tego wydawcy raczej wskazują na chęć wyciskania pieniędzy i podnoszenia zysków. Nawet kosztem dobrej zabawy. W przypadku „Anthem” sprawa ma drugie dno. Gra tworzona jest przez BioWare, które w ostatnich latach przechodzi trudny okres. „Mass Effect: Andromeda” potrzebowało kilku łatek, żeby stać się dobrą grą. Nie zmienia to faktu, że tytuł nie przypadł do gustu fanom tego uniwersum. Seria „Dragon Age” również przestała się cieszyć uznaniem odbiorców. Po premierze ostatniej odsłony narzekano na questy opierające się na przynoszeniu różnych rzeczy, pracę kamery oraz sterowanie. Zabawa okazała się żmudna, nuda i pozbawiona przyjemności. W świetle tych premier „Anthem” faktycznie jawi się jako produkcja, w której pokładane są duże nadzieje. Może faktycznie zmieni ona nastawienie graczy?
Anthem od EA i wersje przedpremierowe
Będzie można ją sprawdzić. Ostatnio narzekałem, że wydawcy rezygnują z wersji demonstracyjnych, w przypadku „Anthem” jest inaczej. Od 25 do 27 stycznia grę będą mogły wypróbować osoby, które złożyły zamówienie przedpremierowa oraz abonenci Origin Access Premier. Demo dla wszystkich będzie dostępne 1 lutego. Gra ma dwie daty premiery. 15 lutego zabawę rozpoczną osoby z subskrypcją Origin Access Premier, 22 lutego pozostali. Zwróćcie uwagę na to, jak duży nacisk został położony na program abonamentowy. Koszt miesięczny to 59,90 złotych, roczny 419,90. W takim razie można wypróbować „Anthem” za sześć dych! Wcale nie trzeba od razu wywalać 250 złotych na kota w worku. A jak gra się nie spodoba, to i tak pozostanie dostęp do pokaźnej biblioteki innych tytułów. Same plusy! Nie dajcie się zwieść takiemu myśleniu…
Jak ktoś chce bawić się w „Anthem”, to lepiej niech odłoży te 250 złotych na standardową edycję i poczeka na recenzje po premierze. Warto także przejrzeć oferty pudełkowe, z tego, co widzę, to tę produkcję można kupić za 200 złotych. Pamiętajcie, że w dzisiejszych cyfrowych czasach wiele gier odżywa dopiero po roku, po serii łatek, które często wywracają tytuł do góry nogami. Tak był z „No Man’s Sky”, „The Division” oraz „Rainbow Six: Siege”. Wszystkie te produkcje potrzebowały kilku miesięcy wsparcia, aby stać się ciekawymi grami. Z „Anthem” może być podobnie. A nie każdy pamięta o wyłączeniu subskrypcji. Na dodatek w tym abonamencie jest pułapka. Bo kiedy koszt gry zacznie się zwracać? Po 4 miesiącach opłacania subskrypcji wydatek będzie prawie taki sam, jak cena standardowej edycji „Anthem” w przedsprzedaży (w chwili pisania tego tekstu jest to 249,90 złotych). Można zapłacić 59,90 złotych i sprawdzić, czy tytuł się spodoba. Jednak wtedy trzeba liczyć się z koniecznością ciągłego opłacania abonamentu, aby nie stracić dostępu. Z każdym kolejnym miesiącem koszt gry będzie większy o 60 złotych. Nagle może się okazać, że ktoś w ogóle nie potrzebuje tego całego dostępu do ponad 100 gier w ramach Origin Access Premier, bo bawi się wyłącznie w „Anthem”. Co wtedy? Trzeba zapłacić pełną cenę produktu. Weźmy te 249,90 złotych z przedsprzedaży plus 59,90 złotych za miesiąc abonamentu, co daje 309 złotych i 80 groszy. Oczywiście, że można poczekać na przecenę, ale żeby wyjść na zero po miesiącu, cena gry musiałaby zostać solidnie obniżona. Nie jest to niemożliwe, jednak mocno uzależnione od przychodów generowanych przez samą produkcję oraz osoby, które zdecydowały się na opłacenie abonamentu.
Zanim sięgniecie po kartę, dobrze się zastanówcie! Cyfrowe czasy nie sprzyjają kontroli wydatków.