Przepis na stworzenie EOS RP Canon miał bardzo prosty – wsadzić pełnoklatkową matrycę w małe i tanie ciało. Taki zabieg nie mógł być prosty, ale pierwsze testy pokazują, że pewne kompromisy mogą przynieść zaskakująco dobry efekt.
Tak naprawdę przez zdecydowaną większość swojej pracy w roli fotoreportera jestem związany z Nikonem, a Canon pojawiał się w mojej dłoni tylko przez kilka pierwszych miesięcy. Wynikało to głównie z lepszej pracy AF w pełnoklatkowych lustrzankach Nikona (ciężko startować z budżetem wystarczającym na 5D MK III), a Canon zawsze zachęcał mnie możliwościami swoich matryc. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy usłyszałem, że w moje dłonie trafi EOS RP – malutki, pełnoklatkowy bezlusterkowiec.
Bardzo dobrym krokiem ze strony firmy jest dodanie przejściówki z obiektywów EF na RF – prosta rzecz zachęci posiadaczy lustrzanek Canona do wypróbowania RP ze swoją szklarnią. W komplecie z aparatem dostałem też obiektyw RF 24-105mm f/4L IS USM.
Mały ciałem…
EOS RP z założenia jest tanim wejściem w świat pełnej klatki. To też trochę widać po wyciągnięciu go z pudełka – aparat wykonany jest z taniego plastiku, co czuć pod palcami. Naturalnie spasowanie wszystkiego jest na najwyższym poziomie, ale same użyte materiały to już nie jest „top”. Dzięki temu mamy jednak niską wagę – 485g z baterią i kartą.
Chociaż od wielu lat wydawało się, że matryca CMOS 35,9x24mm wymaga dużego body – w końcu gdzieś trzeba to zmieścić. Canon wcisnął duży sensor do naprawdę kompaktowego ciała. Z jednej strony to dobrze, bo mniejszy sprzęt łatwiej transportować i nosić (pozdrawia użytkownik Nikona D700 z gripem). Z drugiej niestety chwyt nie jest tak komfortowy jak przy większych aparatach, ale na pewno nie można narzekać, bo wciąż można go objąć palcami bez specjalnych kombinacji.
… wielki duchem
Ciało niewielkie, ale za to jakie możliwości! EOS RP kręci świetne filmy w 4K, robi dobre zdjęcia z poprawnym zakresem dynamiki tonalnej (mówię to po krótkim spacerze, w końcu to tylko pierwsze wrażenia), ma bardzo dokładny, chociaż niezbyt szybki system AF i niezłą stabilizację obrazu. Zachwycający jest ekran LCD pozwalający na obsługę menu za pomocą przycisków lub dotyku, który jest na poziomie starszych smartfonów. I to dobrze, bo liczba przycisków i pokręteł nastaw jest mocno ograniczona, więc dotykowy ekran się przydaje.
To, co udało mi się już zaobserwować to zaskakująca różnica w balansie bieli między zdjęciami, a filmem. Odwzorowanie kolorów przy fotografii jest idealne, natomiast podczas kręcenia wideo balans ma tendencję do ustawiania się bardziej w niższych wartościach.
Canon EOS RP spełnia swoją rolę – daje wielkie możliwości w dość niskiej cenie (aktualnie około 5000 zł za body). Niewielkie body nie zwraca uwagi innych osób, a poza tym nie przeszkadza na spacerach – nie wiem czy zdecydowałbym się na użycie go w reportażu sportowym, ale do „point’n’shoot” sprawdza się doskonale.
Pełna recenzja Canon EOS RP już jest na DailyWeb.