Rzadko zabieram głos w sprawie polskich seriali, bo też naszych rodzimych produkcji praktycznie nie oglądam. Są oczywiście wyjątki, jednym z nich jest niewątpliwie Wataha, która to dla mnie jest w ścisłej czołówce polskich seriali. Nie o przygodach Rebrowa jednak będzie mowa, a o „superprodukcji” TVN-u, czyli Pułapce.
Do dzisiaj żałuję tego dnia, kiedy to jakimś cudem zdecydowałem się na rozpoczęcie swojej przygody z Pułapką. Powody ku temu były, bo przed pierwszym sezonem kampania TVN-u była robiona z rozmachem, obsada dawała nadzieję na naprawdę wysokiej klasy serial. Spróbowałem…
Niestety mam taką zasadę, że jak zacznę coś oglądać, to muszę to skończyć. Silniejsze to jest ode mnie (aczkolwiek wczoraj było blisko złamania się, o tym dalej). Tak samo, jak męczyłem (męczę dalej) się z „Dobrym Miejscem” od Netflixa, tak też jest z Pułapką. To, co zobaczyłem wczoraj (oglądałem odtworzony finałowy odcinek) przechodzi ludzkie pojęcie.
Dalsza część tekstu może zawierać spoilery z 2. sezonu Pułapki. Jeśli chcecie ich uniknąć, to polecam zakończyć czytanie. Jeśli jednak chcecie uniknąć męczarni z tym serialem – czytajcie dalej.
Nie wiem dokładnie, co skłoniło tak znakomitą aktorkę, jak Agata Kulesza do zagrania w tym serialu, ale domyślam się, że szukała wyzwań, albo nie do końca świadoma była fabuły, a może też budżetu przewidzianego na tę produkcję. Pewnie większość kasy poszła na billboardy reklamowe przed 1. sezonem. Od razu przypomina mi się rozmowa Agaty Kuleszy z Kubą Wojewódzkim i jego pytanie o porównanie drugiego sezonu Pułapki do Milczenia Owiec. Reakcja Kuleszy? Zobaczcie zresztą sami (mniej więcej od 25 sekundy):
https://www.facebook.com/KubaWojewodzkiKrolTVN/videos/435715893706871/?__xts__%5B0%5D=68.ARBBFB4nNGHPSnDaBgvFZsOsme91s1nPHD4fRBEhYMb0lUxJOB3UILW2ySL0w46qnVwq5QTw0rJfRn0XYCfufBoiHZck7geLgiCIaJwp8HGwdQK3bZ8tXTChpP9YuBpiyqeShNdIgz6o1XYSvbhbKaA9HtEtqpaIjK9CDKwKG9dKTJPeGUQSrGYUx3GVoQmvQGIxBq2NP_NHeAZAZrCwCYVeM8ixBi3tBMzx-WtmL6yV4AfxsCjA18_kALn5u1sCCigkYEnyN4npy4ZNBHCVLmNzM774ezaGNQpNVD-2fuQNwV7rCnSMRMiAUcrcbKpQ7kd91oVZHSPJVDWmQQC5RtMYdf9rqsLM8qzcyw&__tn__=-R
Wypowiedź ta pokazana była z tego, co kojarzę jeszcze przed premierą sezonu i już wtedy powinna zapalić się mi jakaś ostrzegawcza lampka. Niestety nie zapaliła. Pierwsze odcinki drugiego sezonu były poprawne (wiem, naciągana ocena, ale w porównaniu z ostatnimi dwoma to było mistrzostwo świata). Spokojne wprowadzenie do fabuły, zapoznanie z nowymi bohaterami, akcja jakoś się rozkręcała.
Przyszedł jednak odcinek szósty, przedostatni. Obejrzany, zakończony morderstwem, koniec, kropka. Byłem pewien, że to jest finał sezonu, bo często składają się one z sześciu odcinków właśnie. Ale nie! TVN postanowił zrobić nam psikusa i wypuścić jeszcze jeden odcinek, który chyba miał zarobić na całość reklamami.
Mam tu na myśli reklamę jednej z firm wynajmujących samochody. Mecenas Warski (Jerzy Radziwiłowicz) potrafił zorganizować na szybko samochód dla Czarnego, z lewymi papierami, ale sobie już nie potrafił i zmuszony był jeździć wynajętym… Sorry, musiałem o tym wspomnieć, rozbawiło mnie to.
Wróćmy jednak do sedna sprawy. Cały odcinek finałowy (ten drugi, siódmy) to porażka w każdej sekundzie. Aktorzy od początku wyglądają, jakby męczyli się dialogami. Pomijając ich ruchy, które są ślamazarne, jakby przeciągali sekundy, byle tylko wydłużyć czas trwania sceny. Dialogi podobne, uwielbiam Radziwiłowicza za jego manierę i grę, ale tutaj było to mocno przerysowane, mam wrażenie, że do jego spowolnionych wypowiedzi po sześciu poprzednich odcinkach dostosowała się cała obsada.
W samym finale można było zaobserwować chyba z 5 „podfinałów”, kiedy to byłem przekonany, że to już końcowa scena. Patrzę, a tu dopiero połowa odcinka. WTF?! I wtedy właśnie przyszedł pierwszy moment, kiedy po prostu chciałem to coś wyłączyć. Później jeszcze było z dziesięć takich momentów, mniej więcej przy każdej scenie. Wtedy przychodziły mi do głowy sceny z meczu Polaków na ubiegłorocznych Mistrzostwach Świata. Rzadko używam tak dalekich metafor, szczególnie nawiązujących do sportu (chociaż piłka nożna jest bliska memu sercu), ale tu nie dało się inaczej, aktorzy po prostu czekali na koniec scen, marzyli o nich, niczym wspomniani Polscy piłkarze, czekający na ostatni gwizdek:
Fabuła serialu Pułapka sezon 2 – ale, że o co chodzi?!
Jeśli mam do czynienia z jakimś zawiłym scenariuszem, genialną i rozbudowaną fabułą, niekiedy oglądam jakiś odcinek drugi raz, aby sobie uporządkować wszystkie kwestie i dostrzec to, czego nie da się zobaczyć od razu, bo akcja jest wartka. Nigdy nie zdarzyło mi się, że nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi w fabule, a tak było w przypadku Pułapki. Scenarzysta jakby nie wiedział, na której z negatywnych postaci się skupić. Rola Czarnego w kontekście całego sezonu i głównego motywu „Bestii” zdaje się zbędna. Widocznie na siłę twórcy chcieli zachować tę postać albo podpisali Lichotą kontrakt od razu na dwa sezony.
Logiki końcowych scen siódmego odcinka za cholerę nie mogę zrozumieć. Weźmy tutaj scenę z przyjściem Rakowca (Jan Frycz) do domu Sawickiej. Pomijając już kwestie techniczne (zabili go i przeszli do codziennych czynności), to – skoro przyszedł wyjaśnić pokojowo sytuację – po co przyniósł ze sobą broń i wyciągnął z łazienki „pod lufą” Ewę? Po co się zakradał?
W kwestii samej fabuły i jakości scenariusza nie sposób nie wspomnieć o „nieśmiertelności” Olgi Sawickiej. Ekipa Rakowca i skorumpowanej policji potrafiła zabijać na zlecenie niemalże każdego. Porywali dziewczyny, zabijali, tuszowali. Niezniszczalnej i uzbrojonej po uszy pisarki Sawickiej jednak już zabić nie potrafili. Rozumiem, że główna rola, ale „hello!” – wystarczy popracować nad scenariuszem…
Roli komisarz Marczuk (w tej roli Wiktoria Gorodeckaja) oceniać nie będę. Zrobiłbym bym to, może w prywatnej rozmowie, ale używanie brzydkich słów w tekście nie przystoi, a i aktorkę mógłbym również obrazić. Gorsze role chyba są jedynie grane w paradokumentach typu „Ukryta prawda”, chociaż…?
Mimo takiej opinii na temat serialu uważam Kuleszę i Radziwiłowicza dalej za znakomitych aktorów, a wpadka w tym serialu jest winą tylko i wyłącznie producentów. Wręcz dwójce aktorów należy się nagroda za wyciśnięcie, ile się da z tak beznadziejnego scenariusza, jakiego nie było w szeroko pojętej polskiej kinematografii chyba od Kac Wawa.