Chociaż recenzję PocketBook Touch Lux 4 otrzymujecie dopiero teraz, to w rzeczywistości nie miałam okazji testować go zbyt długo. Długo zastanawiałam się, co właściwie czułam podczas naszego krótkiego kontaktu oraz nad tym, czego oczekiwałabym od idealnego sprzętu tego typu. Wreszcie, miesiąc po publikacji „pierwszych wrażeń”, wiem już, co napisać.

Czytniki e-booków to bezsprzecznie cudowne urządzenia. Ja jestem jednak istotą, która duszę ma starej daty i elektroniczne książki traktuje jako dodatek do papierowej biblioteki. Czytnik głównie ze mną podróżuje, a i to tylko wtedy, gdy wyjazdy są dłuższe i czasowo pozwalają na przeczytanie więcej niż jednej książki. Nigdy nie lubiłam też przedmiotów zbyt delikatnych i drobnych. Drażnią mnie nawet kieszonkowe wydania książek, które moim zdaniem potrafią nawet zniechęcić człowieka do czytania, bo są zwyczajnie niewygodne i męczą oczy.

PocketBook Touch Lux 4 – pierwsze wrażenia

ZA LEKKI, ZA CIENKI

W moim Kindle’u cenię to, że mogę zapomnieć o jego elektronicznej stronie. W swoim kubraczku sprawia wrażenie tak solidnego, iż czasami trafia pod jakąś książkę na stosie tomów do przeczytania. Mimo takiego traktowania wciąż żyje. Nie umarł także w podróżach, czy po prostu w mojej torebce. Touch Lux 4, chociaż estetycznie uwodzi swoimi smukłymi kształtami, to nie zrobił na mnie solidnego wrażenia. Wciąż bałam się, że zrobię mu jakąś krzywdę. Miałam wrażenie, że jeżeli podczas lektury z napięcia za mocno zacisnę palce, dojdzie do jego uszkodzenia. Całe szczęście nic się takiego nie stało (i być może wcale nie mogło, a to po prostu moja paranoja – miejcie to, proszę, na uwadze).

CZYTANIE? TAK! BAJERY? NIE!

PocketBook Touch Lux 4 zjednał sobie mnie z czasem. Do końca nie przyzwyczaiłam się do jego lekkości i delikatności, ale czytanie, gdy posiada się równomiernie podświetlany ekran, jest zdecydowanie przyjemniejsze niż bez niego. Przewijanie stron przyciskami to też coś lepszego niż macanie ekranu palcami, co jakoś zawsze mnie spowalniało. Trzeba tu jednak dodać, że mimo całkiem sporego jak na podobne urządzenie RAM-u (512 mb) wciąż odczuwałam pewną ślamazarność przechodzenia do następnej „kartki”. Niemniej i tak było lepiej. Ponadto jestem nawet w stanie zaakceptować również fakt, że cztery guziki służące do nawigacji urządzeniem trzeba obsługiwać obiema rękami, bo jedną się nie da (albo jest to koszmarni niewygodne). Warto tutaj zaznaczyć, przypominając werdykt w tej sprawie z „pierwszych wrażeń”, że te przyciski uwiodły mnie natychmiastowo dzięki swojej przemyślanej funkcjonalności i chciałabym mieć podobne w kolejnym czytniku.

Pomysł na rozszerzenie możliwości czytnika o proste gry logiczne czy wyszukiwarkę byłby ok, gdyby aplikacje te działały w niefrustrującym tempie. Tymczasem wolałam po prostu sięgnąć po telefon (hej, mamy XXI wiek, w zasadzie każdy ma pod ręką smartfona z Internetem i zagranie na nim w pasjansa czy szachy to żaden problem!), bo tak było szybciej.

Kosmicznym ułatwienie jest za to obsługa szerokiej gamy formatów. Serio, szanse na to, że nie traficie, kupując e-booka w ciemno, są w zasadzie zerowe. Zresztą, zwykle i tak dostaje się książkę w różnych wersjach, ale skądinąd wiem, że nowi użytkownicy czytników bardzo się podobnymi sprawami przejmują. Piszę więc do Was – nie bójcie się.

LEGIMI PONAD WSZYSTKO

Tekst jest o Touch Lux 4, ale nie mogę przy tej okazji nie wspomnieć o fantastycznym, uwielbianym przeze mnie Legimi (usłudze książkowego abonamentu), które ten czytnik obsługuje. W przypadku Kindle’a trzeba mieć przy Legimi na względzie pewne ograniczenia wpisane w abonament. Inne sprzęty nie borykają się z podobnymi problemami – usługa nie ustala dla nich granicy pobranych miesięcznie książek (w najwyższym abonamencie). Touch Lux 4 dostępny jest także w pakiecie z Legimi i to już od 1 zł. Dodajecie do tego 8-gigową pamięć i możliwość rozszerzenia jej do 32 GB (co oznacza jakieś 10 tys. ebooków), a spełnią się Wasze marzenia o szalonym pobieraniu nowości z półek wirtualnej księgarni. Innymi słowy: jeżeli szukacie czytnika pod tę konkretną usługę, to moim zdaniem lepszego wyboru po prostu nie ma.

BATERIA

Napiszę Wam tyle – z racji krótkiego czasu użytkowania nie zdążyłam jej rozładować, ale jestem przekonana (patrząc po tym, jak się zachowywała), że zapewnienia producenta o jej kilkutygodniowej wytrzymałości to święta prawda.

WERDYKT

PocketBook Touch Lux 4 dostaniecie w sklepie za mniej niż 500 zł. Przy podobnej jakości i możliwościach sprzętu trudno nie uznać tej oferty za dobrą okazję. 6-calowy ekran o rozdzielczości 1024 x 758 px i równomiernym podświetleniu gwarantuje oczom pożądany komfort także podczas wieczornej lektury. Ogromnym plusem są też funkcje ułatwiające pobieranie książek (jak Dropbox i Send-To-PocetBook) czy pełna zgodność z Legimi.

Niestety, moim zdaniem Touch Lux 4 posiada też wiele zbędnych i średnio funkcjonujących możliwości. Czytnik nie należy też – wbrew zapewnieniom, na które można trafić w sieci – do demonów prędkości. No i wreszcie, choć to naprawdę kwestia moich upodobań, a nie obiektywnej wady – Touch Lux 4 jest po prostu zbyt delikatny. Tendencja producentów, by podążać w kierunku spłaszczania i usubtelniania podobnego sprzętu, jest moim zdaniem nieco nieprzemyślana pod względem praktycznym. Nic dziwnego, że ludzie coraz chętniej czytają po prostu na smartfonach, które może i męczą bardziej oczy, ale są szybsze i zdecydowanie sprawiają solidniejsze wrażenie.

PocketBook Touch Lux 4 raczej nie trafi do mojej kolekcji sprzętów, chyba że jako prezent (swoją drogą, nie obraziłabym się za taki podarek). Uświadomił mi jednak, czego oczekuję od podobnego urządzenia. Mimo wszystko, jeżeli szukacie lekkiego czytnika w przyzwoitej cenie – bierzcie Touch Lux 4 w ciemno.