O tym, że za rynkiem gier komputerowych idą nie tylko poważne pieniądze, ale też nierzadko międzynarodowy prestiż dowidzieli się już chyba nawet politycy. Ostatnio bowiem wpisano do wykazu prac legislacyjnych projekt, którego celem jest wsparcie polskiego rynku gier.

Jest o co walczyć i nie mam wyłącznie na myśli planowanego skoku przychodów z gier (w 2016 wartość rynku szacowano na 1,85 miliarda złotych, planuje się, iż w 2019 będzie to już 2,23 miliarda), ale także szansę na odliczenie nawet 100% części kosztów prowadzenia firmy. Widzę w tym szansę nie tylko na rozwój istniejących spółek, ale także powstanie nowych.

Oczywiście sprawa nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Aby uzyskać ulgę należy stworzyć grę o „o charakterze kulturowym”. Tenże „kulturowy charakter” oznacza konkretne miejsce akcji, wykorzystanie w jakiś sposób dziedzictwa narodowego (historia, kultura), czy konieczność realizacji projektu gry w przeważającej części na terenie Polski.

Cóż nietrudno szukać inspiracji dla tego pomysłu. Takie tytuły, jak „Wiedźmin 3” czy „This War of Mine” sprawiły, że o polskich twórcach grach myśli się coraz cieplej. Byłabym zdziwiona, gdyby władza nie chciała wykorzystać podobnej sytuacji do promowanie kraju nad Wisłą. Chociaż w głowie wciąż mam tę wpadkę przypisaną jednemu z polityków:

dziki koń