To, co jeszcze do niedawna wydawało się ponurym żartem, dziś stało się rzeczywistością. Wraz z początkiem lipca w Ugandzie zaczął obowiązywać… podatek od social mediów!

Miejmy nadzieję, że w Polsce nikomu nie przyjdzie do głowy zainspirować się tym pomysłem. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, władze Ugandy wprowadziły kontrowersyjną dzienną opłatę od obywateli za korzystanie z platform społecznościowych takich jak WhatsApp, Facebook, Twitter… a nawet Skype. Dlaczego te platformy? Wg. prezydenta kraju Yoweri Kaguta Museveni, służą one obywatelom do „rozsiewania plotek” i kwestionowania decyzji rządu.

Wysokość podatku wynosi 200 szylingów ugandyjskich dziennie, co odpowiada kwocie ok. 18-20 groszy na dzień. Niewiele? Warto pamiętać, że mowa tu o kraju gdzie średnia pensja wynosi ok. 700 złotych, a wielu obywateli żyje za dolara dziennie. W przypadku nieuiszczenia opłaty dostawcy internetu będą blokować dostęp do platform społecznościowych. Warto dodać także, że opłatę można uiścić jedynie za pomocą mobilnych płatności, które objęte są dodatkowym, 1-procentowym podatkiem. Aby zapobiec unikaniu płacenia podatku, rząd blokuje dostęp do VPN-ów.

Podatek od Facebooka – genialny pomysł czy narzędzie represji?

Nie jest to pierwsze ograniczenie nałożone na internet w tym kraju. Ostatnim razem dostęp do social mediów został ograniczony w czasie wyborów prezydenckich i parlamentarnych w 2016 roku. Po raz pierwszy jednak zdecydowano się na nim zarobić. Wg. zapewnień rządzących, pozyskane w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczone m.in. na poprawę bezpieczeństwa kraju, uniezależnienie od pomocy humanitarnej i rozbudowę sieci elektrycznej. Być może dzięki podatkowi uda się zrealizować także poprzednie obietnice wyborcze wśród których znalazły się m.in. stworzenie „maszyny do wykrywania pornografii”, czy uruchomienie własnej platformy społecznościowej.

Nawet jeśli przyjmiemy, że intencje rządzących są w tym przypadku prawdziwe, ukazuje nam to jakim narzędziem staje się technologia w rękach (niewłaściwej) władzy. Zaledwie kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym jak big data wykorzystywana jest w Chinach do oceny wiarygodności obywateli. Choć na tym tle działania rządu Ugandy wydaja się zdecydowanie mniej wysublimowane, nie można odmówić im wpływu na życie społeczeństwa. Przeciwnicy podatku wskazują, że służy ograniczeniu krytyki rządu i zagraża wolności słowa. Jeśli dodamy do tego cykliczne „wyłączanie internetu” za każdym razem gdy w kraju dochodzi do wyborów (co w zasadzie nie jest wyjątkiem w krajach subsaharyjskich), oskarżenia te wydają się całkiem słuszne.