Rosja nieoficjalnie zamienia się w drugie Chiny. Jak podaje TorrentFreak używanie VPN-ów, serwerów proxy, witryn lustrzanych, sieci Tor oraz podobnych, niedługo może być w tym państwie zakazane. Chociaż tak naprawdę jest to już bardziej kwestia kiedy, niż czy. Projekt ustawy, który przygotowuje tamtejszy rząd zakłada, że wszelkie podmioty, które nie dostosują się do wytycznych mogą zostać zablokowane. Zagrożone blokadami i karami finansowymi są usługi i witryny, w tym wyszukiwarki, które mają dbać, by niedozwolone strony nie pojawiały się w ich wynikach. Wszystko to w imię polityki antypirackiej i walki o praworządność. Przynajmniej teoretycznie.
Niedawno Chiny zdelegalizowały VPN-y. Jednak jest to kraj, gdzie takie postępowanie kompletnie nie dziwi. Chociaż musi to być bardzo niekomfortowe z punktu widzenia międzynarodowych przedsiębiorstw, które mają swoje placówki w Państwie Środka. Bo sami Chińczycy niestety chyba już zdołali przywyknąć do takich działań swojego rządu. Rosjanie powoli się do tego przyzwyczajają.
Skok na VK, blokada LinkedIn…
W Rosji nie chodzi o piractwo, a o kontrolę. Kontrolę nad umysłami poprzez media. Tym samym dławienie opozycji. Dlatego nawet nie będę długo rozwodził się nad założeniami, pod płaszczykiem których ustawa ma wejść w życie.
Gdybyśmy usiedli i zaczęli sobie przypominać przeróżne przypadki brudnych zagrywek Putina i jego otoczenia względem tamtejszej działalności sieciowej, wymienienie wszystkich mogłoby trwać i trwać. Wyobraźcie sobie tylko, że największe przedsiębiorstwo internetowe jest kontrolowane przez ludzi cara. Grupa Mail.Ru to worek z największymi rosyjskimi serwisami. Mail.ru to portal o najszerszym zasięgu. Zaraz za nim jest społecznościowy VK, który jest tamtejszym odpowiednikiem Facebooka. Koncern posiada również komunikator ICQ (niegdyś niezwykle popularny w Polsce). Ponadto ma w rękach inne intratne usługi, jak Ok.ru (kiedyś Odnoklassniki), randkowy Love.mail.ru, największą lokalną chmurę i wiele innych. Można powiedzieć, że tamtejsza sieć jest tak naprawdę w rękach jednego człowieka. Bo kto z Kremlem się nie zgadza, ten swój biznes z łatwością może stracić. W najlepszym wypadku. Co bardziej niesforni biznesmeni trafiają za kraty.
Mój kraj jest niekompatybilny z biznesem internetowym w tej chwili – powiedział Pavel Durov, założyciel VK, który został wypchany przez Kreml ze swojej firmy. Od kilku lat żyje poza Rosją i z powodzeniem rozwija komunikator Telegram. Po przejęciu portalu przez pro-putinowskich oligarchów stwierdził, że jest dumny z tego, iż udało mu się w takim klimacie prowadzić interesy tak długo. Czyli około sześć lat.
Z rzeczy zabawnych. Na VK można spotkać praktycznie wszelkie możliwe treści pirackie. Od lat działają tam z powodzeniem grupy (odpowiedniki fanpage’ów z Facebooka), gdzie znajdują się tysiące filmów, książek, komiksów, czy materiałów audio. Powtórzę, że mamy tu do czynienia z kremlowskim portalem. To tyle jeśli chodzi o walkę z piractwem.
Rosja jest tylko jedna
Gdy Microsoft nie zgodził się na udostępnienie danych swoich użytkowników w ramach kontrowersyjnych przepisów o lokalizacji danych osobowych, tamtejsze służby nadzoru łączności skutecznie doprowadziły do blokady społecznościowego serwisu LinkedIn. Myślicie, że wielkim problemem będzie zakneblowanie popularnego serwisu opozycyjnego? Nie sądzę. A papiery znajdą się na każdego bez większego problemu. Nie bez powodu Rosja jest jednym z liderów, kiedy mówimy o opłacanych przez rząd propagandowych tubach sieciowych. Mam tu na myśli w szczególności trolli, którzy ze swoim przekazem dotarli nawet do Polski.
Federacja Rosyjska mimo wszystko próbuje przynajmniej udawać demokratyczne państwo. Wyjątkowo nieudolnie, ale to już dyskusja na zupełnie inny czas. Mam tam kilku znajomych i lubię ich z ciekawości zapytać, co sądzą o tym, albo innym rozwiązaniu przegłosowanym przez Dumę. Większość nie czuje, by to ich dotyczyło. To bardzo specyficzny naród, który albo nie dostrzega zagrożeń dla swojej wolności, albo pozycja służalczo-poddańcza wobec wodza jest wygodna i naturalna.
Rządzi Putin i tylko on ma rację. Homoseksualizm to zbrodnia. Rosyjski Kościół Prawosławny jest jedynym właściwym (gdy pisze te słowa, czytam o tym, że właśnie zdelegalizowano tam Świadków Jehowy). Przykładami można się przerzucać, ale wszystko sprowadza się do tego, że Rosja jest tylko jedna. Putinowska.
Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nas to spotkało
Dziś możemy śmiać się pod nosem z nadgorliwości na wschodzie, a jutro sami możemy stać się ofiarami podobnych rozwiązań. Sieć knebluje się nie tylko w krajach, gdzie demokracja i wolności obywatelskie są co najwyżej śmiesznymi zapisami w ustawodawstwie. Żyjemy w czasach, gdy państwa Unii Europejskiej coraz bardziej panoszą się w tych rejonach. A gdy polityka wkracza do internetu, to wiadomo, że dzieje się coś złego.
Moi znajomi mieszkający Wielkiej Brytanii co rusz narzekają, że nie mogą uzyskać dostępu do pewnych stron. Utyskują na wyniki w wyszukiwarkach, które są tak przefiltrowane i wygładzone, że z Google nie da się komfortowo korzystać.
Miejmy nadzieję, że to nie jest wiatr ze wschodu, a jedynie delikatny powiew. Bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby w głowach naszego rządu zrodził się pomysł podobnego sortu. Gorszego sortu. Jesteśmy po zagarnięciu mediów publicznych. Wprowadzono kontrowersyjną ustawę antyterrorystyczną. A gdzieś w tle majaczy niezbyt wesoła wizja skoku na media prywatne. Wszystko może się zdarzyć. Ten kierunek pokazuje chociażby ustawa hazardowa.
Dlatego kiedy kolejny raz staniecie przed urnami wyborczymi, pomyślcie: Chiny, Rosja, Egipt, Kuba, Korea Północna, Iran, Białoruś, a coraz częściej Wielka Brytania, Włochy, Francja, Węgry – następna może być Polska.