Standardowy, rutynowy przegląd pomysłów na domenę. Mówią, że to najmniej istotne, są w błędzie. Od tego się wszystko zaczyna. No więc, wpisujesz kolejne nazwy, ale nic sensownego nie przychodzi Ci do głowy. Gdy już jednak masz wrażenie, że odnalazłeś nazwę, która będzie idealnie pasować do Twojego pomysłu, okazuje się, że ktoś był szybszy. Nie dość, że ma Twoją domenę, to i jeszcze pomysł wykorzystał. Skurczybyk.
A gdyby tak nazwać własny pomysł jako Google i zarejestrować domenę Google.com? A co mi tam, wpiszę i odpytam rejestr, czy ów domena jest dostępna, chociaż w zasadzie odpowiedź może być tylko jedna. Gdy już masz wpisywać kolejny pomysł, okazuje się że koło nazwy widnieje zielony haczyk, zamiast czerwonego krzyżyka, tym samym rejestrator informuje Cie, że domena Google.com jest dostępna do rejestracji. Jaka była by Twoja pierwsza reakcja?
Ja bym sprawdził literka po literce, czy nie popełniłem literówki, bo to przecież niemożliwe?! Okazuje się, że jednak zupełnie na odwrót. Tak pewnie musiała wyglądać cała sytuacja, gdy Pan Sanmay Ved zobaczył w Google Domains, że jedna z najpopularniejszych, najbardziej rozpoznawanych domen jest dostępna do rejestracji. Kupił, opłacił całość 12 dolarami i stał się jej właścicielem.
Otrzymał potwierdzenie, jego karta została obciążana bagatelną kwotą wysokości $12, a on sam na mejlu dostał potwierdzenie zawarcia całej transakcji. Brzmi niesamowicie? To prawda, ale tak właśnie było. To musiała być radość, porównywalna do wygrania w lotto. Na jego nieszczęście nie trwała ona zbyt długo, bo raptem minutę. Google chyba zrozumiało, co tu się właśnie wydarzyło i szybko transakcje wycofało, zwracając koszta i wysyłając stosownego mejla.
Jak to Google, sprawy nie komentuje. Nie do końca wiadomo co tam się dokładnie wydarzyło. Patrząc na daty wyagśnięcia domeny Google.com w bazie WHOIS, najprawdopodobniej system Google Domeny zrobił sobie żarty. Co gorsza, w całej sytuacji chyba żadna ze stron nie jest do końca zadowolona, bo Pan Ved nie stał się milionerem z dnia na dzień, chociaż przez moment musiał się tak czuć, a z drugiej strony Google, które dopuściło do tak nośnego medialnie błędu.
No cóż, Pan Ved zawsze może w portfolio dopisać, że był właścicielem Google.com, a to że przez tylko minutę? Kto by się zagłębiał w detale.