W końcu miałem czas, żeby skrócić moją listę gier, które miałem sprawdzić. Zapraszam na kolejną porcję Perełek z Game Pass. Tym razem padło na Citizen Sleeper.

Citizen Sleeper wisiało tam już wystarczająco długo. Jakoś się nie składało, żebym odpalił ten tytuł. Zawsze było coś innego, co odwracało moją uwagę, a gra była nominowana do kolejnych nagród. Zresztą w kilku artykułach przeczytałem, że to jest gra niezależna 2022 roku. Ja wciąż jej nie odpaliłem, tylko zakopywałem ją coraz głębiej na liście. Na szczęście przyszedł długi wielkanocny weekend, miałem czas, żeby trochę poklikać w różne cyfrowe światy. Na początek wrzuciłem Citizen Sleeper, żeby zobaczyć, o co tyle szumu. Na Metacriticu użytkownicy ocenili tę grę na 7,5 w 10-stopniowej skali, a na Steamie recenzje są bardzo pozytywne. Musiałem spróbować, tym bardziej że jest dostępna w Game Passie.

W "Citizen Sleeper" gracz spotyka mnóstwo ciekawych postaci.
Dialogi w Citizen Sleeper to kluczowy mechanizm pozwalający na poznawanie świata

To nie jest produkcja stworzona przez duże studio. Za Citizen Sleeper stoi jeden człowiek — Gareth Damian Martin

Swoją firmę nazwał Jump Over the Age i to nie jest jego pierwsza gra. Co ciekawe, w poprzednią już grałem. In Other Waters wrzuciło mnie do oceanu, abym badał żyjące tam stworzenia. Muszę przyznać, że sama produkcja została stworzona w dość sprytny sposób. Jako gracz nie wcieliłem się w główną postać, ale w sztuczną inteligencję, która ją wspierała. Przyznaję, że takie podejście bardzo mi się podoba. In Other Waters, za sprawą swojej specyficznego klimatu, było w stanie sprawić, że poczułem się związany z zaprojektowanym światem. Na pewno nie była to długa gra, ukończyłem ją na Pstryku, w trakcie jednego weekendu. Przyjemna, inna, dająca poczucie satysfakcji. W sumie to cieszę się, że wrzuciłem na warsztat Citizen Sleeper. Otoczenie jest zupełnie inne.

Tym razem zostałem zabrany na stację kosmiczną. Taką, która jest utrzymywana przez mieszkańców, ale to nie jest łatwe zadanie. W społeczeństwie obecne są różne napięcia, życie jest trudne, a nadziei jak na lekarstwo. W „Citizen Sleeper” przestrzeń, w której przyszło mi się poruszać trudno mi uznać za przyjemną.

Jednocześnie trudno było mi ją opuścić. Citizen Sleeper ma to do siebie, że cudownie wciąga stworzoną narracją. Opowieść wydarza się w trakcie działania i osiągania kolejnych celów. Dzięki temu chciałem wiedzieć więcej i więcej na temat stacji kosmicznej, którą eksplorowałem. Rozmowy z różnymi postaciami pozwalają na zbudowanie sobie w głowie siatki powiązań pomiędzy mieszkańcami oraz tematów, jakie ich dręczą. Citizen Sleeper w żadnym wypadku nie jest skierowany do osób uwielbiających wartką akcję, walkę oraz gwałtowne zwroty akcji. Tutaj znaczenie ma właśnie opowieść, snuta w dialogach, w opisach miejsc oraz w trakcie różnych wydarzeń. Ta narracja zmusza do myślenia, momentami chwyta za serce. Uważam, że na swój sposób jest piękna.

W grze znajduje się wątek Lema oraz Miny, dziewczynki, którą adoptował w trakcie prywatnej misji wojskowej. Jednym z moich zadań było pilnowanie dziewczynka, w czasie gdy jej ojciec pracował, aby zapewnić jej szansę na lepszy los. Nie zdradzę zakończenia tego wątku, ale sam fakt wprowadzenia takiej aktywności sprawia, że ten wirtualny świat nabiera różnych odcieni.

W "Citizen Slepper" trzeba pracować, aby przetrwać
Przykładowa plansza pozwalająca na używanie kości

Citizen Sleeper opiera się na tekście

W grze nie ma żadnych nagranych kwestii, trzeba dużo czytać, co nie każdemu może odpowiadać. Dla mnie było to doświadczenie interaktywnej i porządnej historii.

Nie ma tutaj zbyt wielu skomplikowanych mechanik. Kluczowe były kości, które otrzymywałem każdego dnia. Stanowią one rodzaj zasobu wpływający na wyniki poszczególnych akcji. Po prostu rozdaje się je, żeby wykonywać różnego rodzaju czynności. Może to być jakaś forma eksploracji, poznawania nowej lokacji lub praca pozwalająca na uzyskanie pieniędzy. Dodatkowym elementem są tutaj różnego rodzaju modyfikatory wpływające na wyniki działań. Kości mają ustalone wartości, nie rzuca się nimi na początku nowego dnia. Trzeba umiejętnie z nich korzystać, ponieważ ma się ich maksymalnie 5 na każdy cykl. Jeśli akurat zależało mi na jakimś krytycznym sukcesie, to wolałem poczekać i rozdać aktualnie dostępne kości inaczej.

W tej grze akcje są ograniczeń, nie da się wykonywać ich w nieskończoność. Cykle trzeba kończyć i tutaj wchodzi kwestia przetrwania. Z uwagi na to, że w tym świecie wcieliłem się w robota ze zdygitalizowany umysłem człowieka, to musiałem dbać, aby ciało się rozpadło. Konieczne było kupowanie specjalnego stabilizatora oraz pożywania.

Do tego wykorzystuje się pieniądze, a te zdobywa się za wykonywanie zadań, pracę lub sprzedaż zebranych przedmiotów, lub danych. Zdarzają się także negatywne wydarzenia, powodujące utratę konkretnych zasobów. Zabawa w Citizen Sleeper wymaga ciągłego balansowania oraz reagowania na to, co aktualnie się dzieje. Kości trzeba dzielić w taki sposób, aby zarobić na stabilizator, nie umrzeć z głodu i jeszcze popchnąć historię do przodu. Natomiast to w żadnym przypadku nie jest trudny, oparty na ciągłej walce z przeciwnościami losu, survival! Citizen Sleeper stawia po prostu na poznawanie narracji, od czasu do czasu rzuca jakąś kłodę pod nogi. Wyzwanie jest tak dostosowane, że można sobie z nim spokojnie poradzić.

Ważne jest to, że ta produkcja wręcz zachęca do jej kilkukrotnego rozpoczęcia. Wyboru innego zestawu statystyk oraz odkrycia innego zakończenia. Citizen Sleeper był dla mnie przyjemną realizacją visual novel, głównie za sprawą w prostych mechanik RPG. Zazwyczaj nie jestem w stanie przebrnąć przez tego typu gry, a tym razem mi się udało. Nie żałuję.

Perełki z Game Pass VII: Czas na bojowe zadanie w Wo Long: Fallen Dynasty