Jedni się boją wysokości, inni pająków, a ja boję się używać kiepskich mikrofonów. Dlatego kupiłem sobie wymarzonego Electro Voice RE320.
Nie bierzcie oczywiście tego leada na zupełnie serio. Chociaż jest w tej całej historii ziarno może nie tyle fobii, ile jakieś formy manii? Otóż Ci z Was, którzy choć trochę mnie czytają, a szczególnie tekstów związanych z testami mikrofonów (których na DailyWeb nie brakuje), wiedzą doskonale o moim dziwactwie. Ci z Was, którzy mają jednak trochę nadrobienia, podrzucam ściągę: mam przedziwną pasję testowania mikrofonów i mam z tego ogromną przyjemność. Uwielbiam próbować usłyszeć wszystkie te, często niewielkie niuanse, sprawdzają przeróżne rozwiązania.
A tych w okresie ostatniego czasu zdecydowanie nie brakowało. Były mikrofony za kilkaset złotych, były takie, które kosztowały nawet kilka tysięcy i o ironio, często zdarzało się, ze te za kilkaset złotych nie ustępowały mocno w moim laickim uchu, tym, które były wielokrotnie droższe.
Przez te wszystkie testy, chciałem głównie poznać odpowiedź na pytanie: jakie mikrofony sobie kupić, by cieszył moje oko i sprawiłby, żebym na podcastach brzmiał jak rasowy lektor. Oczywiście takich mikrofonów nie ma, trzeba mieć za to nieco talentu, mimo wszystko chciałem sobie sprawić coś, co zwyczajnie będzie pasować do mojego głosu i da mi dużo satysfakcji. Po tych wszystkich testach zrozumiałem jedną, bardzo kluczową rzecz: że nie każdy mikrofon pasuje do głosu. Oczywiście rozbiega się tutaj o niuanse, ale często faworyci, głównie cenowi jak wspomniałem wyżej, potrafiły brzmieć gorzej, niż tańsze rozwiązania.
Wiedziałem, że chce soczystość i wyraźność mikrofonu pojemnościowego i właściwie na starcie przekreśliłem wszystkie mikrofony dynamiczne. A to był błąd, bo ostatecznie skończyłem właśnie z mikrofonem dynamicznym od Electro Voice RE320. Mocno rozważałem również kultowego Shure Sm7b, ale niestety polski dystrybutor skutecznie ignorował moje prośby o testy redakcyjne, a RE320 satysfakcjonował mnie w 100% i przede wszystkim to sprzęt wyjątkowy, a szura mają wszyscy.
Electro Voice RE320: dlaczego akurat ten?
Wybór Electro Voice RE320 wziął się właściwie z mojej fascynacji kultowym i bardzo popularnym mikrofonem EV oznaczonym jako RE20. Historia tego mikrofonu sięga 1953r., gdzie nieustannie zyskiwał na popularności, głównie w transmisjach radiowych. Kawałek pięknej historii stoi za tym sprzętem, a przede wszystkim bardzo charakterystyczny i wyjątkowy rejestrowany dźwięk.
Tutaj macie doskonały przykład jak brzmi ten mikrofon w akcji:
Dlaczego zatem nie padło na RE20? Jak się domyślacie wszystko z powodu ceny. Za EV RE20 przyjdzie zapłacić około 3 000 PLN, a to zdecydowanie za dużo jak na mój skromny budżet i zastosowanie tego mikrofonu na potrzeby właściwie w pełni amatorskie.
RE320 który nie jest raczej tańszym odpowiednikiem, a produktem stworzonym raczej w duchu idei RE20, to był strzał w dziesiątkę. Doskonała charakterystyka dźwięku, masa nowinek technologicznych, a przede wszystkim możliwość zastosowania go do rejestracji dźwięku perkusji (do której w końcu wrócę, jak tylko uporam się z budżetami).
RE 320 specyfikacja
Typ mikrofonu | Dynamiczny |
Charakterystyka kierunkowa | Kardioidalna |
Pasmo przenoszenia | 30 Hz-18 kHz |
Impedancja wyjściowa | 150 omów |
Kolor | czarny |
Złącze | XLR |
Waga | 0,68 kg |
Sam RE320 jest dość duży i wygląda łudząco podobnie do RE20. Ma też masę zastosowań, które ma starszy brat, chociażby charakterystykę Variable-D, która zwalcza tzw. efekt bliskości rejestracji dźwięku. Jest także możliwość zmiany charakterystyki rejestracji dźwięku za pomocą fizycznego przełącznika, tak by móc rejestrować wspomniany bęben basowy z zestawu perkusyjnego.
Cewka z układem humbucking i wewnętrzne filtry pop zapewniają pracę bez nieporządanych dźwięków.
Jego samego w akcji możecie zobaczyć w ramach naszych podcastów The Grengolada, np. tutaj:
Mikrofon w moim wypadku połączony jest z interfejsem audio Scarlett 2i2 i całość działa wybornie, prócz faktu, że RE320 pewnie chciałby dodatkowych pre-ampów. Przy nagrywaniu gain w Focusrite ustawiony jest właściwie na godzinę 17:00, ale taka to już cecha mikrofonów dynamicznych, które potrzebuje zwykle dodatkowego wzmocnienia. Z perspektywy czasu, to jednak świetny pomysł, bo mikrofon pojemnościowy zbierał mi okrzyki zabawy moich dzieciaków z piętra, nawet przy zamkniętych drzwiach. Przy mikrofonie dynamicznym takiego problemu nie ma, kosztem potencjalnie dodatkowe wzmocnienia. Niestety najpopularniejsze rozwiązanie tego typu: Cloudlifter to wydatek rzędu 800 PLN.
Strasznie się cieszę z posiadania tego mikrofonu, bo nie dość że spełnia moje niewielkie potrzeby właściwie w 200%, to wygląda absolutnie kosmicznie i to bardzo solidna konstrukcja i to moja prawdziwa przydomowo-studyjna gwiazda. Słuchawki odsłuchowe już mam, porzuciłem nawet swoje AirPods Max i słucham muzyki na kablu, mając z tego tony frajdy, a teraz już czas tylko na porządne monitorki.
Gdybyście chcieli spróbować sił z RE320, to czeka Was wydatek w okolicach 1300 PLN, ale zaręczam, że warto!