Wyszło inaczej. Na Pstryku pojawiła się gra „Traingle Strategy” i jest jeden z najmniej zachęcających tytułów, jakie słyszałem. W żaden sposób nie oddaje tego, co znajduje się w tej produkcji.
Daleki jestem od powiedzenia, że jest to gra nudna, beznadziejna i niegodna zainteresowania miłośnika taktycznych rozgrywek. A taki wniosek mógłbym wysnuć po zobaczeniu tytułu. Bo o czym może opowiadać „Trójkątna Strategia”? O złych figurach geometrycznych? Gwarantuję, że walki ze wściekłymi kwadratami nie ma w „Triangle Strategy”. Jest za to wiele innych, znacznie bardziej interesujących rzeczy.
Triangle Strategy
Przyznam, że gram sobie powoli. Odpalam Pstryka i przechodzę kilka map. To nie jest tak, że ten tytuł mnie nie angażuje. Zdarzyły się już starcia, które rozgrywałem kilka razy. Eksperymentując z różnymi składami drużyny. Do takich prób zachęca brak jakichkolwiek większych kar przy porażce. Postacie nie umierają, a zdobyte doświadczenie zostaje zapisane. Na dodatek człowiek uczy się tego, jakimi siłami dysponuje przeciwnik i zaczyna się zastanawiać, jak inaczej rozegrać dane starcie. Dlatego warto ryzykować w „Triangle Strategy”, bo nic złego się nie dzieje w przypadku przegranej. Wprost przeciwnie!
To absolutnie nie jest żaden rougelike! „Triangle Strategy” to fabularna gra strategiczna, w której opowieść rozgałęzia się w kilku miejscach. Po prostu twórcy stwierdzili, że porażka wcale nie musi być bolesna i powinno się coś z niej wynieść. Przyznam, że podoba mi się takie podejście.
Chociaż czasem kusiło mnie, aby celowo przegrywać i ponownie rozgrywać to samo starcie. Nawet nie po to, aby grindować doświadczenie, dzięki któremu moje postaci stają się mocniejsze. Do tego można wykorzystywać walki treningowe dostępne w obozie. Najbardziej w „Triangle Strategy” uwiera mnie to, że jest trochę za dużo cutscenek, a za mało starć. Nie ma tutaj żadnych misji pobocznych, są za to poboczne opowieści zrealizowane w formie filmiku. Po prostu człowiek słucha, czyta, czasem przeklikuje, jeśli kogoś niespecjalnie interesuje opowieść. Narracja jest porządnie napisana. Ciekawa intryga, interesujące zwroty akcji. Cały świat jest, przynajmniej moim zdaniem, zachęcający do eksploracji. Tylko że tego elementu też nie jest jakoś specjalnie dużo.
Pomiędzy oglądaniem przerywników mogłem pospacerować po małej mapie. Porozmawiać z ludźmi, poszukać leżących przedmiotów, a czasem znaleźć brakujące opowieści do kolekcji. Szybko nauczyłem się szukać tych elementów i w efekcie ciągle czułem niedosyt.
Bo brakowało mi większej swobody w eksploracji. Nie otwartego świata, ale odrobinę większych instancji, trochę bardziej nasyconych różnymi elementami historii. Szczerze mówiąc chętniej bym ją poznawał w taki sposób, niż w cutscenkach. Jeśli spojrzy się na „Triangle Strategy” jako na przykład interaktywnego filmu z przerywynikami w formie starć, to myślę, że można docenić takie połączenie elementów. Natomiast jeśli ktoś szuka interesującej turowej strategii, to może odczuwać pewien niedosyt. Walka jest zrobiona bardzo dobrze. Składa się z wielu warstw, ponieważ tak samo istotne jest wykorzystywanie terenu, jak i kolejność ruchu. A już łączenie ataków poszczególnych postaci sprawia, że na polu bitwy można tworzyć interesujące kombinacje.