Przyszło mi trochę czekać na swojego M1. Nie chciałem brać podstawowej wersji z 8 GB pamięci RAM, dlatego czekałem 7 tygodni na wersję z 16 GB. Uznałem, że mając już taką petardę, jak M1, to musi być to wsparte konkretną pamięcią operacyjną (opcji 32 GB na razie brak). Wybór padł na Apple Mac Mini M1.
Jestem szczęśliwym posiadaczem MacBooka Pro z 2019 roku w wersji 8 GB na procesorze Intel i5. Przenośny mac służył mi głównie do pisania, a czasami do montażu filmów. Było wystarczająco, jednak czasami odczuwało się ograniczenia. Teraz, kiedy dostałem Mac Mini na M1 przejrzałem na oczy i nie wiem, jak wrócę do MacBooka Pro.
Apple Mac Mini M1 : Szybko i zaskakująco
Pierwsze chwile dość szybkie – odpalenie Maka, błyskawiczna konfiguracja. Nie przywracałem kopii z MBP, tylko zrobiłem świeżą instalację. Poszło dość sprawnie. Płynność działania, jak to bywa na czystych instalacjach – błyskawica. Szybko więc przystąpiłem do pobierania aplikacji bardziej wymagających. W tle oczywiście leciała synchronizacja poczty, a przede wszystkim zdjęć. Nie wpłynęło to w żaden sposób na prędkość działania innych czynności, poza rzecz jasna obciążeniem łącza internetowego.
Po godzinie miałem już zainstalowane Final Cut Pro, Adobe Lightroom, Photoshopa, a przede wszystkim… Google Chrome. Przeglądarka od Google z wiadomych względów – bardziej zasobożernej nie ma, mimo licznych starań i zapewnień Google, że „tym razem będzie lekko”. Odpaliłem więc po kolei:
- Google Chrome i 20 kart, w tym Facebook (z długiiim przewinięciem scrollem w dół) i Messenger
- Final Cut Pro, gdzie dodałem 3 ścieżki 4K po 20 minut, nałożyłem na wszystkie filtry i inne bajery
- Photoshop – odpalone 4 pliki, z czego dwa z nich ponad 2 GB
- Lightroom – tutaj zapuściłem import RAWów z 64 GB karty
Jakbym zrobił te same czynności na MacBooku Pro, to tenże zacząłby się podnosić od wiatraków, sąsiedzi waliliby w ściany, bo jest głośno, a grzejniki w całym domu mógłbym wyłączyć, bo aluminiowa zamknięta obudowa generuje tyle gorąca, że są już o tym legendy, o memach nie wspominając. Byłem więc gotowy na podobne wrażenia w przypadku Maca Mini, a tu…
CISZA
Maka mini 2020 wpiąłem pod monitor LG 4K 32 cali. Przestrzeń robocza olbrzymia, czego zresztą się spodziewałem. Przerzucanie po kolei aplikacji, przeglądanie stron, przy jednoczesnym renderowaniu w Final Cut Pro i importowaniu zdjęć w Lightroom – płynne, żeby nie użyć słowa „błyskawiczne”. Przy pierwszych próbach i testach nawet przez chwilę nie odczułem jakiegokolwiek spowolnienia. Przyznaję, że to dopiero 24 godziny spędzone z makiem, dlatego jakiś mankament się na pewno pojawi.
Wraz z przybywającymi danymi, zapchaniem dysku SSD (256 GB) spodziewam się jakichś spowolnień, chociaż patrząc na wydajność aktualną ciężko nie być optymistą. Obudowa komputera nawet się nie nagrzała, co w przypadku MacBooka jest notoryczne, wręcz parzy.
Jest jedno „ale”
Dobra, teraz mi przyszedł do głowy jeden minus, ale może to jakieś moje przeoczenie – podłączenie klawiatury przy początkowej konfiguracji. Mak zażyczył sobie myszkę i klawiaturę, bez tego nie ruszymy dalej. Logi MX Keys i MX Master 3 Mac niestety nie wykrył, a próbowałem na różne sposoby. Pomogło dopiero podpięcie starej klawiatury i awaryjnej myszki na USB, dopiero ruszyliśmy dalej.
Ruszam do dalszych testów, renderowania, kopiowania, wgrywania. Na pewno przygotuję pełną recenzję po kilku tygodniach spędzonych na tym małym szatanie.