Pogłoski stały się faktem. Microsoft zapowiedział oficjalnie konsolę Xbox One S bez napędu na płyty Blu-Ray. Czy tego typu urządzenia obsługujące wyłącznie cyfrowe wersje gier są nieuniknioną przyszłością?
Potwierdziły się plotki odnośnie do nowej, a właściwie „ogołoconej”, konsoli Microsoftu. Będzie to Xbox One S „All-Digital”, czyli bez napędu na płyty Blu-Ray. Sprzęt oprócz tego nie różni się w zasadzie niczym od swojego pierwowzoru. Na start dostaniemy do niego 3 gry (oczywiście cyfrowe): „Forza Horizon 3”, „Minecraft” i „Sea of Thieves”. Cena w USA to $249, czyli o 50 dolarów taniej niż w przypadku wersji z napędem.
Krok milowy dla Xboksa i Microsoftu
Dla Microsoftu ta konsola to produkt ważny pod kilkoma względami. Po pierwsze, gigant z Redmond na pewno chce w ten sposób uatrakcyjnić swoją ofertę sprzętową dla graczy, dodając do niej tanią, budżetową opcję. Po drugie, będzie to też okazja do sprawdzenia gotowości rynku na tego typu platformę. Jeśli Xbox One S All-Digital okaże się sukcesem, to prawdopodobnie taką wersję dostanie też Xbox One X, a następna generacja w ogóle może nie mieć napędu optycznego.
Nieprzypadkowy jest też termin publikacji tej informacji. Dosłownie wczoraj dostaliśmy przecież pierwsze oficjalne dane na temat PlayStation 5. Sony wręcz chwali się tym, że ich next-gen na pewno będzie miał napęd na płyty, co stawia Microsoft w zdecydowanej opozycji do strategii dystrybucji gier.
Play Station 5 – Sony ujawnia pierwsze oficjalne informacje!
Czy gracze są gotowi na all-digital?
Mówi się też, że nowo zapowiedziany Xbox One jest symbolem przejścia nawet nie tyle na cyfrowe wersje gier, ile na Microsoftowy system abonamentów. Mowa tu przede wszystkim o dwóch usługach: Xbox Game Pass (dostęp do kilkuset gier za 40 zł miesięcznie) oraz Xbox Live Gold (multiplayer i inne funkcje sieciowe za ok. 200 zł na rok). Wkrótce dołączyć ma do nich Xbox Game Pass Ultimate łączący oba abonamenty w jedno.
Czy cyfrowe wersje gier to faktycznie przyszłość, tak jak widzi to Microsoft? Nie trzeba patrzeć daleko, wystarczy spojrzeć na rynek gier PC. Tam od lat nikt już nie kupuje fizycznych nośników, a pojedynek o klienta toczy się głównie między Steamem i mniejszymi e-platformami. Sam Xbox One zresztą od początku (2013 r.) zapowiadany był jako konsola skupiona na cyfrowej dystrybucji — z możliwością dzielenia się grami czy uruchamiania ich bez konieczności ponownego wkładania płyty do napędu.
Microsoft ma wizję, która w teorii służy zatem każdemu — gracz może wygodnie i stosunkowo tanio korzystać z ogromnej biblioteki tytułów, a producent konsoli nie martwi się kosztami dystrybucji czy piractwem, mogąc dzięki temu dać klientom więcej za mniejsze pieniądze. Teoretycznie korzysta każdy. Zobaczymy, czy potwierdzi się to w praktyce.