Spodobał mi się samouczek, który powoli wprowadza w mechanizmy „Iron Harvest”. Zaczyna się od bitwy na śnieżki, a kończy krwawym starciem z Rusvietem. Atmosfera rozgrywki była ciekawa, modele postaci są niezłe, tak samo ich animacje. Nawet fabuła wygląda na ciekawą i korzystającą pełnymi garściami z tego oryginalnego uniwersum. Myślę, że zaprezentowane demo stanowi dobre zestawienie najważniejszych elementów zabawy „Iron Harvest”. Co, niestety, oznacza, że konieczne będzie ich doszlifowanie, jeśli gra faktyczne chce być uznawana za produkcję AAA.
Z perspektywy cenowej za taką chce uchodzić. Podstawowa wersja kosztuje ponad 200 złotych. Za tę cenę kupicie „Frostpunka” z pierwszym większym dodatkiem i uważam, że może to być lepsza inwestycja.
„Iron Harvest” nie jest źle wykonane. Demo działało dobrze, nie zaliczyłem żadnej zawiechy. Natomiast wyszukiwanie ścieżek napsuło mi trochę krwi, podobnie jak działanie osłon, za którymi chowały się moje jednostki. Moim zdaniem jest to element wymagający porządnego przeszlifowania, ponieważ może sprawić, że planowana zasadzka spełznie na niczym. Tylko dlatego, że jeden oddział postanowił być trochę nieprzewidywalny w trakcie zmieniania osłon. Twórcy „Iron Harvest” muszą także popracować nad różnorodnością jednostek. Mechy faktycznie prezentują różne sposoby walki, które dobrze oddają charakter prowadzonego imperium. Problemem jest piechota, szczególnie podstawowe jednostki. Chciałbym, aby były bardziej zróżnicowane pod kątem obrażeń oraz wytrzymałości i odgrywały większą rolę w późniejszych etapach gry.
Obecnie, nawet z granatami lub cięższym sprzętem, stanowi tylko mięso armatnie. Wiele elementów „Iron Harvest” wskazuje na to, że twórcy wyraźnie inspirują się serią „Company of Heroes”, a tam piechota potrafiła wiele zdziałać na polu walki.
Skąd bierze się moje rozdarcie? Z tego, że nie jestem pewien co do jakości tej strategii i tego, czy mogę ją polecić. Nie ma co ukrywać, ma tutaj znaczenie kryterium cenowe. Moim zdaniem „Iron Harvest” jest zdecydowanie bliżej do „Forstpunka”, niż „Anno 1800”. Oczywiście patrząc z perspektywy realnego kosztu jaki należy ponieść i tego, czy przełoży się on na faktyczną przyjemność z rozgrywki.
Rozumiem inspiracje „Company of Heroes”, doceniam to, że „Iron Harvest” faktycznie prezentuje ciekawe uniwersum oraz świadomie korzysta z wielu rozwiązań znanych z RTSów. Mimo to cały czas czuję, że gra jest wciąż kanciasta, że wymaga dalszego szlifowania i dopracowywania.
Uważam, że „Iron Harvest” strzela sobie w stopę przede wszystkim ceną. Rozgrywka nie jest zła, ale za tę kwotę fani strategii są w stanie znaleźć sobie wiele innych, zdecydowanie lepiej, doszlifowanych tytułów.