Dzisiaj jeden z takich sprzętów, którego w życiu nie kupiłbym, a wziął mnie z zaskoczenia. Przed Wami pierwsze wrażenia myszy gamingowej Gravastar Mercury M1 Pro.
Jeśli miałbym wskazać segment, który najczęściej powoduje moje zmieszanie, pisząc grzecznie, to na pewno byłaby to scena gamingowa. Właściwie to sprzęty stworzone dla tej sceny. Pełne kiczu, ledów, stylizowane na sprzęty z przyszłości, bardzo często niskiej jakości. Sporo takich gratów przeszło przez naszą redakcje i większości starałem się unikać jak ognia. Nie brakuje jednak tych, które pomimo swojej charakterystycznej otoczki (ekhm, LED-owej otoczki), stają się moimi ulubionymi sprzętami i korzystam z nich każdego dnia… do pracy. Do grania też.
Też zauważyliście, że każdy sprzęt gamingowy (oprócz mnogiej ilości ledów, futurystycznego designu) musi mieć nazwę składającą się z przynajmniej 4 wyrazów, a w jej środku zawsze musi się znaleźć jedno ze specjalnych określeń: Pro, Ultra czy Max? Technicznie, jakby się zastanowić, nie dotyczy to tylko sektora gamingowego (pozdrowienia dla Apple). W każdym razie jestem nastawiony sceptyczny do akcesoriów gamingowych, bo zwyczajnie nie znajduje się w ich targecie. W końcu to już 40 lat na karku. Mówią jednak, że wiek to tylko liczba.
Gravastar Mercury M1 Pro – czy to godna konkurencja?
Dotychczas byłem wierny Magic Mouse do codziennej pracy – w kombinacji z Logitech MX Master 2. To była pełnia szczęścia, ale potem trafił do mnie Razer Basilisk V3 Pro, który po wielu latach rządów pierwszej myszy… po prostu wyparł ją skutecznie. Kiedy miało to miejsce? Nie wiem. Nie powiem, brakuje mi ciągle dotykowego przycisku wstecz (podczas korzystania z Safari), ale cała reszta wynagradza tę niegodziwość. Szczerze? Nie wierzyłem, że pojawi się na horyzoncie jakakolwiek mysz w najbliższym czasie, która będzie w stanie mi ją zastąpić.
Wtem do drzwi zapukał kurier, który odpowiedzialny jest za przesyłki zagraniczne i wręczył mi niewielką paczuszkę (i to z Hong Kongu). W paczce znalazła się mysz od firmy Gravastar o nazwie Mercury M1 Pro, a jest to jeden z najnowszych modeli, który marka wypuściła na rynek. W sumie ucieszyłem się, ale z drugiej strony wiedziałem, że będzie to szybkie i skuteczne rozczarowanie.
Gravastar Mercury M1 Pro – rozczarowanie nie nadeszło, pojawiła się ciekawość
Po otwarciu pudełka zobaczyłem dość kontrowersyjny design, który nie jest niczym nowym, bo podobnej stylistyki produktów na rynku jest pełno. Za to jej malowanie okazało się dość oryginalne, stylizowane na zużyte, obtarte i zniszczone. Zdziwiło mnie to, że mysz jest naprawdę ultralekka, a obudowa zrobiona z dziwnego plastiku.
Ot, dziwny plastik okazał się… stopem magnezu (po obejrzeniu opakowania). No i jak to było w słynnym memie:
No i zrobiło się ciekawie. Rozpakowałem całość! Dwa transmittery, jeden stylizowany na ten sam styl, co mysz, ponadto zaplatany przewód USB-C, przejściówka USB-A do USB-C, dodatkowe naklejki na mysz, których jeszcze nie rozszyfrowałem, ale najpewniej chodzi o lepszy grip.
Jeśli wierzyć specyfikacji producenta, mysz waży zaledwie 88 g! To niesamowite, że ta konstrukcja jest tak lekka. Szczerze? To właściwie największa (póki co) przewaga nad moim ulubionym Basiliskiem od Razera. Mamy też wysokiej jakości przetwornik (26 000 DPI), oczywiście kolorki RGB i przełączniki OMRON Blue Point.
Po kilku godzinach rzuca się w oczy oczywiście lekkość, nienaturalna lekkość, dlatego do myszy muszę się wręcz przyzwyczaić. Na szczęście nadgarstek wygodnie na niej leży (mysz jest wyraźnie większa od Basiliska), ale to oceniłbym jako zaletę, bo jest komfortowo. Scroll również działa płynnie, cicho i z delikatnym skokiem. Mamy do dyspozycji także dodatkowe przyciski pod kciukiem, które można zaprogramować.
Niestety nie mogę ich skonfigurować, bo korzystam z myszy w oparciu o system mac OS, który raczej środowiskiem dla graczy nie jest (chociaż Apple ostatnio stara się to zmienić). Za kilka chwil będzie mi dane sprawdzić się w trakcie klasycznej, wieczornej rundki w LOL-a. Czy mamy tu o czym właściwie dyskutować?
Jestem jednak zdumiony, że początkowo tak źle oceniłem tę mysz, bo zapowiada się na naprawdę godnego przeciwnika dla mojego aktualnie panującego Basiliska. Mercury M1 Pro i M2 jest dostępny od 1 stycznia 2024, a jego cena detaliczna wynosi 129 USD.
Pełna recenzja wkrótce!