W zeszłym tygodniu największe zamieszanie (tuż oczywiście po wyborze nowego papieża ;) ) spowodowała informacja o zamknięciu czytnika Google. Szczerze mówiąc to zasmucony jestem tą informacją i nie do końca ją rozumiem. Otóż samego czytnika używam od ponad 5 lat i pomimo tego, że próbowałem alternatywnych rozwiązań i w sumie z niektórych korzystam równolegle (Flipboard na iPada), to i tak nie wyobrażam sobie zastępstwa za Google Reader.

Narzędzie to jest doskonałą esencją idei Google, tzn prosto i funkcjonalnie. W moim kanale RSS znajduje się kilkadziesiąt najważniejszych stron, które dostarczają kilkaset najistotniejszych informacji ze świata technologii. Sposób i wygoda w jaką mogłem się przez nie poruszać za pomocą GR była. jest nie do przecenienia. Dlatego tak bardzo żałuje decyzji Google.

Oficjalna wieść niesie, że gigant zaczął przyglądać się słupkom popularności, niestety nie ma nic za darmo w kapitalistycznej rzeczywistości. Jednak mniej oficjalnie wypowiedział się były opiekun projektu, który zaznaczył że Google pragnie się skupić na swoim projekcie Google+, a wiedza programistów sprawujących piecze nad czytnikiem, bardzo się przyda.

Aktualnie zaczynam się przyzwyczajać do alternatywnego rozwiązanie, które mocno przypomina GR – jego nazwa to Feedly. Widać, że twórcy gonią z duchem czasu, jednak do przeglądania niusów nie potrzebuje pięknych czcionek i ekskluzywnego interfejsu, ale cóż pozostaje?

Szkoda Google, szkoda.