Apple postanowiło skorygować swój niezręczny błąd i zaktualizować reklamę iPhone 14, którą mogliśmy zobaczyć po raz pierwszy podczas konferencji we wrześniu. Cała afera jest totalnie niezamierzona i jest tylko niefortunnym zbiegiem okoliczności.

Przyznam szczerze, że sam ze sporym zdziwieniem oglądałem ostatnią konferencję Apple, która odbyła się we wrześniu i podczas której poznaliśmy nowe modele iPhone 14 i 14 Pro. Ogromną konsternację wywołała u mnie piosenka, która leciała w tle spotu reklamowego. Wyraźnie słyszałem powtarzalne bardzo szybko… niepoprawne politycznie angielskie sformułowanie określające osobę czarnoskórą – czyli klasyczny n-word. Okazało się, że nie tylko ja odniosłem takie wrażenie. Byłem w szoku, bo przecież taki gigant jak Apple by do czegoś takiego nie dopuścił.

Apple

Fikcyjny rasizm kontra korporacja

Rzecz jasna jest to tylko przypadek, bo w piosence słyszymy tak naprawdę słowo „bigger”, a nie „nig@$#” i odnosi się to bezpośrednio do faktu, że iPhone 14 jest dostępny również w większej wersji Plus. Teraz Apple wypuściło zaktualizowaną wersję spotu, w której wyciszono ten bardzo niefortunny wokal. Bardzo dziwne natomiast jest to, że w siedzibie Giganta z Cupertino nikomu na kolejny szczeblach odpowiedzialności nie nasunął się wniosek, że coś tu nie do końca gra. Mnie zajęło to dosłownie kilka sekund, jak tylko zobaczyłem spot po raz pierwszy i nie byłem w tym wrażeniu odosobniony. 

Spot bardzo szybko stał się viralem i musiał czekać aż dwa miesiące na jakąkolwiek reakcję ze strony korporacji. Choć Apple starannie próbuje zatuszować aferkę, to porównanie obu wersji spotów można nadal znaleźć na YouTube:

Subskrybuj DailyWeb na Youtube!

Reakcja Apple? Przesadzona, choć zrozumiała

Teraz pytanie zasadnicze brzmi następująco – czy reakcja Apple naprawdę jest w tym przypadku odpowiednia? Wszak nie możemy mówić tutaj o umyślnym rasizmie, bo wynika on tylko i wyłącznie z nadinterpretacji słuchaczy. Obraźliwe słowo wcale nie pada w spocie ani w piosence. Taka reakcja Apple jest moim zdaniem lekką przesadą i gigant mogłoby spokojnie zostawić spot bez zmian. Posunięte do absurdu dbanie o uczucia jednostek, gdy tak naprawdę nie ma mowy o rzeczywistej szkodliwości pewnych działań i decyzji, to jednak typowe zachowanie wielkich korporacji. Taki damage control jest praktycznie bezkosztowy, a może ochronić przed stratami wizerunkowymi, które mogą się bezpośrednio przełożyć na straty finansowe. 

Twitter zniknie z iOS? Groźba Apple i kompromitacja Elona Muska