Jeszcze kilka miesięcy temu zarzekałem się, że zakup nowego aparatu, to inwestycja, która będzie bardzo kosztowna, bo nie chce nic innego niż pełnej klatki. Odpuściłem… do momentu, kiedy pojawiła się możliwość testu Canona EOS R. Przepadłem bez reszty, dlatego kupiłem Canona EOS R6. Zapraszam do paki pierwszych wrażeń i unboxingu.
Canon EOS R to naprawdę świetna konstrukcja. Uwielbiam go za nowoczesną obudowę, bardzo praktyczny ekran, możliwość przełączania się między trybami foto i video, ale oczywiście nie brakuje też poważnych zarzutów w jego kierunku: crop na 4k i cyfrowa stabilizacja. To były właściwie główne aspekty, a tak naprawdę nie mogłem przeżyć braku IBIS, który był dla mnie istotny, tym bardziej że cyfrowy odpowiednik nie działał dobrze (wyjątkiem był obiektyw 24-105 mm L f4. Tam stabilizacja w obiektywie działała bardzo przyzwoicie.
Postanowiłem, że kolejny aparat, który kupię będzie bez żadnych kompromisów. Niestety aspekt stabilizacji wstrzymywał mnie przed kupnem R-ki, gdzie cała reszta w zupełności wystarczała, jak dla moich potrzeb. Był jeszcze jeden drobny aspekt: R-ka była konstrukcją sprzed 2 lat, a na horyzoncie wg doniesień, są 3 nowe aparaty, a jeden z nich ma być następcą wspomnianego modelu. Co w alternatywie?
Canon EOS R6, którego pucha była bardziej tradycyjna (szkoda!), ale wszystkie bolączki Rki usunięte, a dodatkowo dorzucona tona dodatkowych funkcji. Po kilku dniach walki ze samym sobą, budżetem, postanowiłem że kupuje EOS R6 i tak też się stało. Oto materiał z unboxingu, a także paka pierwszych wrażeń.
Zapraszam Was także do śledzenia nas na YT, materiałów dzięki nowej puszce będzie dużo więcej :-)