Po koniec zeszłego roku trafiły do mnie słuchawki Teufel Cage One. Po kilku tygodniach intensywnego użytkownika jestem w stanie powiedzieć na ich temat nieco więcej. Powiem Wam, co sądzę o tych słuchawkach i czy dobrze zastąpiły mi tradycyjne pchełki, których używałem przez wiele lat również przy komputerze.
Słuchawki dokanałowe Sony bardzo dobrze sprawowały się wraz z telefonem, ale ponieważ rok temu zmieniłem telefon (wreszcie) na taki, który nie ma złącza słuchawkowego 3,5 mm Jack, to byłem zmuszony je odstawić. Jednak się nie zmarnowały, bo i tak cały czas używałem ich przy komputerze. Nie jest to jednak idealne rozwiązanie, choćby ze względu na długość kabla. Zacząłem się rozglądać za słuchawkami nausznymi, najlepiej takimi typowo gamingowymi.
Chciałem sobie zrobić taki prezent na Gwiazdkę 2022. Szczęśliwie się złożyło, że przyszło mi przetestować słuchawki Telfuel Cage One. Pierwsze wrażenia opisałem Wam jeszcze w zeszłym roku. Były one bardzo pozytywne i w sumie ten nieco dłuższy tekst będzie pełnym ich potwierdzeniem. W tamtym tekście podałem również kilka szczegółów technicznych.
Konstrukcję Teufel Cage One można scharakteryzować dwoma przymiotnikami – lekkość i solidność
Zawartość pudełka nie jest niczym wyjątkowym, więc zacznijmy od samej konstrukcji słuchawek, które, choć wykonane są z plastiku, to sprawiają wrażenie bardzo solidnych. Tandety nie czuć w żadnym wypadku. Kolor, który trafił w moje ręce to biały, choć delikatnie wpada on w szarość i jest to bardzo fajny akcent (producent określa go jako jasnoszary i to się zgadza). Nauszniki z ekoskóry wyróżniają się natomiast kolorem czarny, który jest również nieco wyblaknięty. Naprawdę ładnie to wygląda. Choć początkowo miałem na uwadze raczej coś w kolorze czarnym, to w tym przypadku jestem zadowolony. Zresztą wariant czarny z czerwonymi akcentami również jest dostępny w ofercie.
Muszę też słowem wspomnieć o przewodzie, który jest w czarnym oplocie, a jego długość była dla mnie największym game-changerem. Wreszcie mogę swobodnie pracować przy komputerze bez obaw, że zaraz coś wyrwę przy gwałtownym ruchu głową. Przewód ma rzecz jasna wbudowane sterowanie głośnością oraz przycisk Mute, który wyłącza mikrofon. Ja z tego bajeru nie korzystam za często, bo na moim biurku zagościł niedawno mikrofon Maono DM-30, którego moją recenzję również będziecie mogli wkrótce przeczytać na DailyWeb.
To jednak nie wszystko, bo kabel ten można spokojnie przedłużyć w miarę konieczności jeszcze mocniej, bo w pudełku znajdziemy również przedłużkę, a w zasadzie rozgałęziacz, który pozwala podłączyć słuchawki do interfejsu z osobnymi wejściami mikrofonowymi i słuchawkowymi. Wspomniane sterowanie mikrofonem nie jest tu zresztą nie bez przyczyny, bo Teufel Cage One są wyposażone w odłączany mikrofon. Osobiście z niego nie korzystałem, ale z recenzenckiego obowiązku musiałem sprawdzić, jak działa. Jest w porządku i do rozmów na Discordzie podczas gry, czy spotkań online w pracy jak najbardziej się nada. Rewelacji nie ma, ale nie o to tu chodzi.
Brzmienie Teufel Cage One – jest głęboko, głośno i wyraźnie
Dobrze, skoro kwestie poboczne mamy już za sobą, to pora zadać najważniejsze pytanie – Jak brzmią słuchawki Teufel Cage One? Otóż przez te ostatnie kilka tygodni testowałem je przy użyciu naprawdę różnego zestawu multimediów. Od filmów na streamingu, przez muzykę o różnym stopniu kompresji, wideorozmowy, aż po grę. Wykorzystywałem je również do odsłuchu podczas nagrywania kilku podcastów, w tym ostatniego odcinka The Grengolada Podcast, który był moim debiutanckim udziałem, a nagrałem go wraz z Marcinem Gontarskim. Polecam sprawdzić!
Ten wachlarz scenariuszy użytkowych pozwolił mi wyciągnąć w miarę konkretne wnioski, choć od razu muszę się przyznać do jednej rzeczy. Nie jestem audiofilem i nie znam się na tematyce audio tak mocno, by przeprowadzać tutaj rozbudowane analizy. Podszedłem do tematu jak taki przeciętny gość, który chce kupić słuchawki, bo podczas gry w CS:Go żona albo matka, suszy mu głowę, „żeby sobie kupił wreszcie słuchawki, bo ona nie chce słuchać tych strzelanin”.
Wnioski te są następujące – to po prostu porządne słuchawki, które bardzo dobrze brzmią. Mają głębokie basy, bardzo czysty dźwięk i dobrze izolują. Mówię to z pozycji ziomka, który zmysł słuchu ma na tyle wykształcony przez wiele lat używania w miarę porządnych słuchawek, że jest w stanie zidentyfikować te, które po prostu fajnie brzmią. Słuchawki Teufel Cage One są moim zdaniem dzięki temu mocno uniwersalne, bo świetnie sprawią się zarówno przy konsumpcji wszelkiej maści multimediów, jak i podczas rozgrywki, gdzie usłyszenie kroków przeciwnika, zanim on usłyszy nasze, daje nam mocną przewagę.
Dobry stosunek jakości do ceny. Jestem zadowolny
Jedna jedyna rzecz, którą muszę wskazać na drobny minus, to fakt, że jako okularnikowi, nie do końca odpowiada poziom docisku nauszników do boków głowy. Pałąk jest na tyle sztywny, że nacisk jest wyjątkowo mocny, co z jednej strony jest bardzo dobre, bo zapewnia odpowiednią izolację od otoczenia. Jednocześnie miękkie nauszniki sprawiają, że po wielu godzinach nie będziemy odczuwać dyskomfortu.
Z tym że ja ten dyskomfort niestety odczuwałem, bo nauszniki wręcz wgniatały mi okulary w głowę. Podejrzewam, że nie jest to problem akurat tych konkretnych słuchawek, a po prostu mój osobisty, związany z typem oprawek, które noszę. Nie jest to jednak w żadnym wypadku wada dyskwalifikująca Teufel Cage One w moich oczach i nawet nie jestem pewien, czy warto to wskazywać jako wadę.
Słowem podsumowania Teufel Cage One to słuchawki, które przyszły do mnie całkowicie niespodziewanie i okazały się strzałem w dziesiątkę. Wyjściowa cena tych słuchawek to 369 zł, ale w tym momencie w oficjalnym sklepie marki Teufel możecie je zakupić w cenie 299 zł i są one moim zdaniem warte każdej tej złotówki.
[VIDEO] HyperX ProCast złącze XLR robi wielką różnicę – recenzja