Czy nam się to podoba, czy nie, sztuczna inteligencja rozwija się w zawrotnym tempie i nie zamierza zwalniać. Wraz z rosnącymi możliwościami zwiększają się także potrzeby energetyczne AI, a Google już wie, jak zasilić swoje centra danych.

Według danych opublikowanych w styczniu przez Międzynarodową Agencję Energetyczną, w 2022 roku AI zużyła 2% światowej produkcji energii elektrycznej, a zgodnie z prognozami na kolejne lata, wartość ta ma się podwoić już w 2026. Dr inż. Arkadiusz Gaweł w artykule z połowy tego roku przytoczył dane,  z których wynika, że od 2027 AI będzie konsumować od 85 do 134 terawatogodzin (TWh) energii rocznie. Takimi poziomami zużycia mogą się obecnie pochwalić kraje takie jak Finlandia czy Belgia (biorąc pod uwagę najniższy przewidywany pułap) lub Argentyna i Szwecja (górna granica widełek).

W Dolinie Krzemowej nikt nawet nie kwestionuje twierdzeń, że średnio, obsłużenie jednego zapytania w oknie ChatGPT wymaga prawie 10 razy więcej energii elektrycznej niż analogiczne wyszukiwanie w Google. Goldman Sachs Research szacuje, że zapotrzebowanie na energię w centrach danych wzrośnie do 2030 roku o 160%. Tymczasem Google próbuje właśnie odpowiedzieć na pytanie skąd weźmiemy na to wszystko tyle energii.

Google zasili swoje data center prądem z „małego atomu”

Giganci technologiczni stawiają na rozwój AI olbrzymie pieniądze, a należące do Google i innych potentatów centra danych wręcz puchną, potrzebując coraz więcej prądu. Firma, na której czele stoi Sundar Pichai, ogłosiła właśnie nawiązanie współpracy z amerykańskim startupem Kairos Power, który produkuje małe reaktory atomowe. Budowa pierwszego z nich rozpoczęła się oficjalnie w lipcu, a gotowa instalacja ma zostać oddana do użytku w 2030 roku. Pozostałe reaktory mają zostać ukończone pięć lat później, zapewniając setki megawatów czystej energii. Dziennikarze Business Insider wyliczyli, że przy założeniu ciągłej pracy i średniego poziomu zużycia, oferowana moc zaspokoiłaby potrzeby nawet 438 000 amerykańskich gospodarstw domowych przez rok. Michael Terrell dyrektor ds. energii i klimatu w Google powiedział:

Sieć potrzebuje nowych źródeł energii elektrycznej, aby wspierać technologie sztucznej inteligencji. Ta umowa pomaga przyspieszyć nową technologię, zaspokaja potrzeby energetyczne w sposób czysty i niezawodny oraz pozwala uwolnić pełny potencjał sztucznej inteligencji dla wszystkich.

Kontrakt jest równie ważny dla Kairos Power, ponieważ, jeśli przedsięwzięcie się uda, potwierdzony zostanie sens inwestycji i komercyjnego wykorzystania małych reaktorów atomowych. Można śmiało założyć, że ewentualny sukces partnerstwa z Google otworzy przed Kairos Power drzwi do kolejnych milionowych umów. Firmy jak dotąd nie ujawniły warunków finansowych, na jakich nawiązano współprace. Choć formalnie plany obydwu przedsiębiorstw oczekują jeszcze na zatwierdzenie przez amerykańską Komisję Nadzoru Jądrowego, nie spodziewałbym się odmowy. Warto dodać, że w 2023 roku startupowi wydano już odpowiednie pozwolenia w Kalifornii.

R E K L A M A

Rachunek za prąd od Microsoftu?

Nie tylko Google chce uniezależnić się energetycznie od krajowych systemów energetycznych. W ubiegłym miesiącu Microsoft, który równie ochoczo działa na rynku AI, osiągnął porozumienie z władzami, na mocy którego będzie można wznowić działanie elektrowni atomowej Three Mile Island, gdzie w 1979 miała miejsce najtragiczniejsza w skutkach katastrofa nuklearna w USA. Z dwóch istniejących jeszcze bloków, reaktywowany ma być na razie jeden, będący w stanie wyprodukować 800 megawatów mocy. Taka ilość wystarczyłaby nawet średniej wielkości miastu. Z kolei Amazon, kupił w czerwcu tego roku zasilane energią jądrową centrum danych. Transakcja opiewała na 650 milionów dolarów. Na koniec warto wspomnieć jeszcze słowa Sama Altmana z ostatniego szczytu w Davos, który powiedział, że do znacznego przyspieszenia rozwoju AI potrzebowalibyśmy przełomu w pracy nad fuzją jądrową.

Imagen 3 dla wszystkich użytkowników. Gemini udostępnia swój generator obrazków AI

Widać jak na dłoni, że giganci technologiczni poważnie zajmują się pozyskiwaniem energii elektrycznej na swoje potrzeby. Wobec tak dynamicznie rosnących wymagań atom wydaje się naturalnym wyborem. Dowiedziawszy się o poczynaniach Microsoftu, przyszło mi do głowy, że wcale nie jest wykluczone, że amerykańskie bigtechy myślą o wejściu w kolejną branżę, w której właściwie konkurowaliby z państwami. Biorąc pod uwagę gigantyczne zyski firm z Doliny Krzemowej, nie jest mi trudno wyobrazić sobie kooperację Google’a, Microsoftu i Amazona, którzy wspólnie wybudowaliby dużą elektrownię atomową, a następnie oferowali relatywnie tani prąd odbiorcom indywidualnym. Oprócz oczywistych korzyści finansowych dałoby to tym korporacjom wgląd w jeszcze więcej danych na nasz temat, a zapotrzebowanie na taką wiedzę wydaje się wręcz nieograniczone.