Zgodnie ze wcześniejszymi przeciekami, producent znany z produkcji peryferii do komputerów wprowadził do oferty Logitech G Cloud, czyli przenośną konsolę do grania w chmurze. Sprzęt zrobił na mnie pozytywne wrażenie, ale ma jeden poważny brak.
Mobilne granie z każdym rokiem nabiera nowego znaczenia. Urządzenia przenośne zaczynają stawać się pełnoprawnymi maszynami do rozrywki. Smartfony są w stanie uruchamiać potężne produkcje, a usługi pozwalające na granie w chmurze zwiększają możliwości tego niewielkiego sprzętu. Prawda jest jednak taka, że telefony służą nam do przeróżnych rzeczy i nie zawsze chcemy używać ich do grania. Często lepiej sprawdzą się dedykowane urządzenia, takie jak kieszonsolki. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Logitech, który wprowadza do swojej oferty przenośną konsolę G Cloud, której ideą jest zabawa w chmurach Xbox Cloud Gaming, NVIDIA GeForce NOW oraz Google Stadia. Oto ona…
Logitech G Cloud: czyli mobilne granie w usługach Xbox Cloud Gaming, NVIDIA GeForce Now i Google Stadia
Logitech G Cloud to tak naprawdę tablet z Androidem, który dostosowano do gier. Producent umieścił w nim, odpowiednich w moim mniemaniu rozmiarów, 7-calowy ekran IPS o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli, który odświeża obraz z częstotliwością 60 Hz. Jasność to 450 nitów. W ujęciu smartfonowym wydaje się to skromnym setupem, ale pamiętajmy, że mówimy o kieszonsolce, a ten segment rządzi się nieco innymi prawami. Wyświetlacz otaczają całkiem grube ramki, co mnie akurat cieszy. Dzięki temu firma była w stanie wygodnie rozlokować przyciski służące do nawigowania po interfejsie. Tych jest całkiem sporo, a z ułożeniem możecie zapoznać się na ilustracjach Logitech G Cloud.
Ucieszyć może także obecność głośników stereo, i nie będę ukrywał, że pokładam w nich spore nadzieje. Jeśli ich jakość będzie choćby zbliżona do tego, co oferuje seria ASUS ROG Phone czy smartfony z rodziny iPhone, będę wniebowzięty. Fani słuchawek mogą połączyć swoje akcesoria za pomocą złącza słuchawkowego Jack 3,5 mm, USB-C (port służy także do ładowania) lub przy użyciu technologii Bluetooth 5.1 (zgodność z aptXTM od Qualcomma). Skoro o połączeniu mowa, warto dodać, że znajdziemy tutaj dwuzakresowy modem WiFi ac, natomiast… zabrakło obecności LTE lub 5G. Tak, przenośna konsola do grania w chmurze nie jest tak naprawdę do końca przenośna. Zgoda, możemy podłączyć się do sieci naszego smartfona, ale zachodzę w głowę, dlaczego Logitech G Cloud nie otrzymało fizycznego slotu na kartę SIM lub choćby opcji eSIM. To duży błąd.
Co z wydajnością? Czuwa nad nią jednostka Qualcomm Snapdragon 720G, 4 GB RAM oraz 64 GB pamięci wbudowanej. Średniopółkowy procesor i pamięć charakterystyczna dla budżetowców w konsoli do gier? Tak, pamiętajmy, że Logitech G Cloud w większości będzie służyć do uruchamiania usług w chmurze. Bardziej liczy się tutaj więc stabilność połączenia sieciowego. Akumulator o pojemności 6000 mAh, według deklaracji może zapewnić nawet 12 godzin pracy na jednym ładowaniu. To cały dzień zabawy, choć mam obiekcje co do tego, czy wynik faktycznie będzie tak dobry. Ładowanie ogniw ma się zamykać w 2 godzinach i 30 minutach i to przy użyciu technologii QuickCharge 3.0. Dodam jeszcze, że nad sprawną pracą całego zestawu czuwa zmodyfikowany system Android. Przyznam szczerze, że byłbym szczerze zaskoczony, gdyby Logitech postawiło na inną platformę.
Sama konstrukcja o wymiarach 256,8 x 117,2 x 32,9 mm wygląda solidnie, choć niektórym może zabraknąć fajerwerków charakterystycznych dla sprzętu gamingowego. Mnie stylistyka przypadła do gustu i prawdę mówiąc, sprzęt sprawia wrażenie szalenie wygodnego w użytkowaniu. Dotyczy to również wagi, która wynosi niespełna pół kilograma. Nie martwiłbym się więc o bolące nadgarstki podczas realizacji dłuższych sesji growych. Ile przyjdzie nam zapłacić za sprzęt? Nie znamy polskich cen, natomiast wiemy już, że w USA Logitech G Cloud została wyceniona na kwotę 349 dolarów, a w przedsprzedaży – 299 dolarów. Regularna cena w teorii może więc wynosić u nas 1699 zł + VAT, czyli np. 2089 zł. Sporo, choć jestem przekonany, że sprzęt znajdzie sporo nabywców.
Czy iPhone 14 zadzwoni po pomoc w razie wypadku? YouTuber sprawdził to, rozbijając auto