Komputery jednopłytkowe towarzyszą mi już od kilku lat. Weźmy takiego Arduino…

Zaczęło się od ciekawości. Na mojej liście rzeczy do zrobienia od dawna wisi zdalnie sterowany pojazd. Chcę go zrobić sam, a nie kupić gotowca ze sklepu. Szukając sposobu na zbudowanie własnego samochodu na baterie, trafiłem na informacje na temat Arduino. Było to kilka lat temu. Czytałem poradniki, oglądałem filmiki na YouTubie i szybko dotarło do mnie, że mam znikome pojęcie, co ja w zasadzie oglądam. Jakieś pojęcie o elektronice posiadałem, w końcu moja pierwsza praca polegała na montażu monitoringów oraz szaf teleinformatycznych. Na bardzo podstawowym poziomie potrafiłem też programować. Problemy zaczęły się, gdy chciałem to wszystko złożyć w całość. Ze względu na to, że jestem z natury ciekawskim człowiekiem i lubię się uczyć, postanowiłem zrobić krok do tyłu. Uznałem, że zanim wezmę się za budowanie własnego zdalnie sterowanego pojazdu, rozszerzę swoją wiedzę związaną z programowaniem oraz elektroniką.

Arudino to mały komputer jednopłytkowy. Arduino

Pierwsze zderzenie z Arduino wcale nie musi być bolesne

Gdzie w ogóle zacząć szukać komputerów jednopłytkowych oraz modułów? Miejsc jest mnóstwo. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby skorzystać z Allegro. Chociaż tam kilka razy się sparzyłem. Same elementy przychodziły kiepsko zapakowane. Do dziś pamiętam, jak dostałem ekran dotykowy zawinięty w kulkę z folii bąbelkowej wzmocnionej brązową taśmą pakową. Ja najczęściej zamawiam ze sklepu Botland. Nie miałem nigdy problemów z dostawą, paczki są całkiem solidne. Niemniej, jeśli ktoś ma jakiś inne miejsce, gdzie można trafić na ciekawe moduły, to niech śmiało podzieli się nim w komentarzu. Mój pierwszy zestaw z Arduino pochodził właśnie z Botlandu. Mam go do dziś, bo to taka przyjemnie wyglądająca i całkiem spora skrzyneczka. W paczce przyszedł sam komputer, trochę kabli, kilka czujników, rezystory, diody oraz płytki stykowe. Te ostatnie, mój kolega, który czasem pomaga mi w realizacji niektórych projektów, nazywa oślą łączką. Niezależnie od tego, którego terminu się używa, na pewno ułatwia prototypownie budowanych urządzeń.

Dzięki płytce stykowej nie trzeba od razu sięgać po lutownicę. Można się pobawić różnymi czujnikami, potestować połączenia, zastanowić się jak poukładać to, co chce się zbudować. To także doskonały sposób na naukę. Jakoś trzeba opanować różne moduły, a płytka stykowa na pewno to ułatwia. Jest dodawana do każdego podstawowego zestawu z Arduino.

Moja przygoda z tym komputerem jednopłytkowym zaczęła się od podłączenia diody LED i ustawienia, że co 5 sekund będzie zmieniała kolor. W trakcie tego prostego ćwiczenia dowiedziałem się jak obsługiwać poszczególne wyjścia w Arduino oraz napisałem pierwszy program. Bardzo, bardzo prosty, takie Hello world dla osób bawiących w łączenie rzeczy za pomocą kabelków. To był mój pierwszy projekt, po nim przyszły inne. Długo bawiłem się różnymi modułami, aby lepiej zrozumieć, co i jak mogę ze sobą zestawić. Nie obyło się bez wpadek. Raz moja nieuwaga kosztowała mnie jeden ekran dotykowy. W załączonym opisie wyczytałem, że logikę należy podłączyć do gniazda 3.5 V, a podświetlenie do 5 V. Niestety, pomieszały mi się kable, zamieniłem je miejscami. Ekran mrugnął, wyskoczyły jakieś znaki i to było na tyle. W podobnych okolicznościach zginął moduł zbierający dane na temat temperatury. Czego mnie to nauczyło? Warto dbać o to, żeby kable różniły się kolorami i w trakcie podpinania warto dwa razy sprawdzić, czy na pewno wszystko się zgadza.

Z biegiem czasu moja kolekcja modułów rosła i rosła. Mam ich całe pudło, okazjonalnie po nie sięgam. Arduino ma to do siebie, że daje mnóstwo możliwości, trzeba się tylko zdecydować na to, co chce się zbudować. Czasem inspirację da się znaleźć w Internecie, a innym razem jakiś pomysł podsuwa życie. Mnie, przynajmniej trzy razy, udało się odpowiedzieć na potrzeby dnia codziennego.

Płytka stykowa pozwala na szybkie łącznie modułów. A

Arduino. Mały komputer, dużo radości

Mam trzy zrealizowane projekty, które szczególnie lubię. Kontroler jakości powietrza, urządzenie pozwalające na pomiar temperatury i wilgotności powietrze oraz wilgotności powietrza, oraz straszak na gołębie. Pozwolę sobie odwrócić kolejność i zacząć od końca. Problem polegał na tym, że na balkon zlatują m się te szczury ze skrzydłami. Dlatego uznałem, że być może warto połączyć czujnik odległości, mały głośnik oraz silniczek. Ten ostatni miał puszczać plastikowego kruka zawieszonego na sznurku. Efekt? Spektakularny! Ze dwa razy przestraszyłem swojego psa, który akurat był na balkonie, gołębie bały się na początku, a później zaczęły to traktować jako element codzienności. Zresztą czujnik odległości wymagał, aby podlatywały do niego dość blisko, więc nie zawsze działał. Była to dobra zabawa, projekt zrealizowany, a gołębie przylatują rzadziej, ponieważ ja częściej siedzę na balkonie.

Nie wszystkie projekty muszą się udać, ważne, żeby z każdego coś wyciągnąć. Zabawa z mierzeniem temperatury oraz wilgotności pomogła mi opanować wyświetlacz złożony z diod LED. W zależności od pobranych danych pokazywałem chmurę, parasol lub słońce. Każdy z tym symboli oznaczał określony stan, ale już nie pamiętam jaki. Musiałbym spojrzeć w kod.

Długo z tego zestawu korzystała moja Żona, gdy kupowała kolejne rośliny doniczkowe do naszego mieszkania. Mnie bardziej interesowało to, jak długo te kilka modułów będzie działało na powerbanku. Dlaczego? Tak jak wspomniałem wcześniej, moim celem jest zbudowanie zdalnie sterowanego samochodu. Dlatego eksperymentuję z różnymi źródłami energii. Powerbank, na chwilę obecną wydaje mi się najlepszy. Ma sporo mocy, dużo nie waży, łatwo będzie go wcisnąć do gotowego pojazdu. To pieśń przyszłości, mój najważniejszy projekt. Z tych zrobionych, o których chciałem wspomnieć, był czujnik jakości powietrza. Mieszkam bardzo blisko przejazdu kolejowego, w efekcie pod oknami miewam sznur samochodów. Moje urządzenie pozwoliło mi, ocenić jak jest źle. Wyniki przekonały nas do zakupienia oczyszczacza z nawilżaczem, który szczególnie przydaje się zimą. W tym okresie wskazania mojej konstrukcji również nie napawały optymizmem.

Arduino mam to, żeby się dobrze bawić i przy okazji czegoś nauczyć. Czasem buduję rzeczy przydatne, a innym razem po prostu eksperymentuję z różnymi modułami. Dla mnie jest to jeden ze sposobów na spędzenie wolnego czasu. Bywa, że poskładam coś przydatnego, ale nawet to, co szybko zostało rozłożone, pozwoliło mi na lepsze zrozumienie, co ja w ogóle robię.

Raspberry Pi: malinowy król w opałach