Google polubiło się z Apple. Chodzi o skaner dokumentów
Po wielu latach, do aplikacji Google Drive na iOS trafiła długo wyczekiwana przez użytkowników funkcja. Skaner dokumentów wbudowany w iPhone’y nie będzie już potrzebny. Czy aby na pewno?

Ze skanera dokumentów w smartfonie korzystam wyjątkowo często. W zasadzie nawet kilkanaście razy w tygodniu. W ten sposób zapisuję dokumentację medyczną mojego syna, faktury kosztowe oraz przeróżne NDA. W mojej drukarce mam co prawda tradycyjny skaner, natomiast znacznie wygodniej jest mi wykonywać wspomnianą czynność z poziomu smartfonu. Mam go przecież zawsze przy sobie.
W Androidzie sprawa jest prosta. Uruchamiam Dysk Google i skanuję dokument do dowolnej lokalizacji. W iOS takowej opcji nie było, nie w Dysku Google, który stanowi mój główny katalog plików. Obejściem tego problemu było podpięcie gDrive do aplikacji Apple Pliki i korzystanie ze wbudowanego tam skanera. Dlaczego Google nie chciało udostępnić rzeczonego ficzera w iOS? Tego się zapewne nie dowiemy, ale to i tak nieistotne. Firma zdecydowała się bowiem na zmianę.
Skaner dokumentów trafił do Dysku Google dla iOS – wbrew pozorom, to ogromna zmiana
Całość działa wyjątkowo prosto. Wystarczy uruchomić aplikację Google Drive na iPhonie i nacisnąć ikonkę aparatu widoczną w prawym dolnym rogu ekranu, tuż nad charakterystycznym „plusem”. Teraz należy wycelować obiektywem w dokument, a ten zostanie automatycznie zeskanowany. Jak zapewne się domyślacie, to nie koniec.
Skan nigdy nie jest idealny. Dobrze, prawie nigdy nie jest, dlatego też powinniśmy wyrównać linie skanu oraz wybrać odcień szarości. To zaledwie kilka tapnięć w ekran, po których nazywamy plik i wybieramy jego lokalizację, czyli konkretny katalog.
Dla mnie, jak i dla wielu innych użytkowników iPhone’ów, którzy preferują aplikacje od samego Google, to ważna zmiana. Nie do końca rozumiem, dlaczego została wprowadzona dopiero teraz. Pierwsze próby pokazały mi, że rozwiązanie radzi sobie lepiej od natywnego apple’owskiego wbudowanego w aplikację mobilną Pliki. Nie ukrywam, że mocno mnie to zaskoczyło. Niemal zawsze gigant z Cupertino pokonywał dokładnością Google’a. Jak widać, ten stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie.