Kilka dni temu premierę (wczesnodostępową) miało Diablo IV. Długo się biłem z myślami, czy gra jest warta tak wielkich pieniędzy, ostatecznie kupiłem i po pierwszych wrażeniach… żałowałem wydatku. Oto kilka moich pierwszych wrażeń z Weekendu z Diablo IV.
Jestem boomerem. Doskonale pamiętam godziny spędzone przy Diablo I i II. To była gra kult i, mimo że grałem głównie u swojego dobrego kumpla (bo sam nie miałem kompa), to uwielbiałem ten klimat. Można było przechodzić tę produkcję wielokrotnie, a frajda byłą ciągle taka sama. W końcu nowi jeszcze trudniejsi bossowie czy liczenie na jakiś nowy przedmiot, który sprawi, że moja postać będzie miała jeszcze lepsze parametry.
Żałowałem zakupu Diablo IV, ale tylko przez chwilę
Wszystkie tematy związane z Diablo IV właściwie skutecznie ignorowałem. Wiedziałem, że już bliżej niż dalej, ale celowo nie robiłem sobie apetytu, tylko postanowiłem, że gdy gra już się pokaże, to wówczas zapadnie decyzja: brać czy nie. Doszło do tego momentu w końcówce ubiegłego tygodnia i miałem nie lada zgryz. Pograłbym, ale skutecznie odstraszała mnie cena. Blizzard oczywiście zrobił skok na kasę i mogłem kupić tańszą wersję za 350 PLN i zagrać w końcówce tego tygodnia albo kupić wersje na bogato za 409 PLN i pograć już w Weekend. Przegapiłem moment, w którym gry przestały kosztować 200-300 PLN, a zaczęły ponad to. Moje zawahanie się trwało jednak kilka minut, bo w końcu to diablo, bo w końcu tak mało gram na konsoli, bo powstanie z tego pewnie kilka artykułów, uzasadnień (tych rozsądnych oczywiście) była cała masa, więc zamknąłem oczy (jak to robię zwykle przy zakupie sprzętów od Apple) i kupiłem.
Pierwsze uruchomienie, całkiem ciekawe intro, ale dawać mi gameplay! Pierwszy dylemat, jakże kluczowy: kim grać? Paladyna zabrakło, barbarzyńca zawsze fajny, ale mało wysublimowany, ostatecznie albo druid, albo nekromanta. Padło na leśnego ludka i gra się rozpoczęła. Cóż za emocje.
Po kilku chwilach przypomniałem sobie, o co w tym wszystkim chodzi. Chodzisz, zabijasz, zbierasz. Pomyślałem, że to nie jest chyba już rozrywka, na której mi zależy. Uwielbiam PvP, uwielbiam wieczorną rundkę w LoLa, gdzie jest czynnik ludzki, a tutaj tylko mało rozgarnięte bestie. Przez chwile pomyślałem, że to był chyba kiepski zakup, w momencie kiedy skupiłem się na miałkich dialogach. Zaraz, ale to przecież hack’n’slash, a nie jakaś gra z rozbudowaną fabułą. Tu się morduje bestie, zbiera łupy i wykonuje questy.
Nie wiem kiedy, ale nagle zrobiła się 1 w nocy, a ja chciałem jeszcze chociaż jeden quest zrobić, ale sumienie mi nie pozwoliło, bo moje dzieciaki mają gdzieś wieczorne giercowanie swojego staruszka. Pomyślałem, że chyba niesprawiedliwie oceniłem Diablo, bo ostatecznie miałem całą masę frajdy, a czas nie wiem, kiedy mi uciekł.
I o to właśnie w tej grze chodzi: duża dawka frajdy, bez specjalnego myślenia i kombinowania
Aktualnie wbiłem 25 poziom swojemu druidowi i mam sporo problemów z bossami. Do tej pory nie udało mi się zdobyć pierwszej twierdzy, bo jestem za słaby. O dziwo pomyślałem, że wbije wyższy level i pokażę, kto tu rządzi, ale bossowie adaptują się do mojego poziomu i jest problem (czy tak też było w poprzednich numerkach gry?!). Nie było jeszcze za późno na start nową postacią i z czystej ciekawości zacząłem grać nekromantą, którym mam wrażenie, że gra się nieco łatwiej.
Podsumowując, 409 PLN za grę to góra pieniędzy, a ja mam wrażenie, że dla takiego tytułu warto ją wydać. Oczywiście z ostatecznymi, kategorycznymi opiniami powinienem jeszcze chwile poczekać, ale już wiem, że Diablo IV na dłuższy czas zastąpi mi wieczorną rundkę w LoLa, a na tę chwilę wolę tępe bestie niż sprytniejszy czynnik ludzki. Gorąco polecam!