Krzysztof Stanowski poszedł do kina. Chyba dawno nie był na sali kinowej, bo przeraziła go liczba reklam, o czym raczył napisać w internecie. Czy jego gniew jest uzasadniony?
Ja w zasadzie nie chciałem o tym pisać, bo temat długości reklam przed filmami w kinie powraca zdecydowanie zbyt często. Postanowiłem jednak podjąć ten temat, bowiem mam wrażenie, że nie każdy zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy. Jako, że pracuje w kinie od prawie 15 lat. to wiem, jak sprawa wygląda od środka. Obecnie zajmuje stanowisko kinooperatora w kinie studyjnym Iluzjon, ale swoje pierwsze kroki stawiałem jako bileter, a również miałem okazję piastować stanowisko managera w mniejszym ośrodku kultury.
Przede wszystkim dziwi mnie bulwersacja Krzysztofa Stanowskiego, który o budowaniu biznesu wie całkiem sporo. Powinien znać prawa, jakimi rządzi się takie miejsce, a zdanie, że został obrażony przez długość reklam w kinie stawia go w niekorzystnym świetle wizerunkowym.
Krzysztof Stanowski narzeka na cza trwania reklam w kinie
W jaki sposób człowiek, który zbudował tak wielki program jak Kanał Zero, który jest naszpikowany reklamami, nie rozumie, że takie materiały przed filmami to zło konieczne. Niestety takie są prawa rynku, że kina po prostu by nie istniały bez materiałów reklamowych. Multipleksy nie utrzymują się z biletów – tym bardziej, że kwoty licencji są duże i należy doliczyć również podział dochodu ze sprzedaży z dystrybutorem. To jest temat na oddzielny artykuł, którego do końca nie mogę rozwinąć, bo niektóre dane są poufne, a bez przykładów nikt mnie nie uwierzy na słowo. Jednak wy spróbujcie – nie zawsze są to sprawiedliwe układy na linii kino – polski dystrybutor – studio, odpowiedzialne za międzynardowy obieg kopii.
Kino musi opłacić pracowników, wynajem powierzchni (są to głównie wielkie centra handlowe, więc ceny są z kosmosu) i rachunki za prąd. Zapłon lampy ksenonowej bądź lasera pochłania ogromne ilości energii. De facto – opłacalność grania dla dwóch, trzech, osób to strata pieniędzy. Aby multipleksy w ogóle istniały, to muszą mieć zyski. Jak najłatwiej je uzyskać? Reklamy oraz sprzedaż spożywki. Wyobraźcie sobie, ile z takiej paczki ziaren można zrobić popcornu? Tutaj odsyłam do głupiej komedii amerykańskiej z 2007 roku – Popcorn, gdzie duża część opisanej pracy jest bardzo bliska prawdy. Jedyne, z czym mógłbym się zgodzić to ceny za wodę. Tutaj marża sięga chyba 400-500 procent, co jest wręcz zbrodnią, aby za Kroplę Beskidu płacić prawie 10 złotych. Tylko wiecie – są to akurat produkty, za które nie muszę płacić. Mój wybór.
Czy multipleksy bez reklam i popcornu w ogóle by przetrwały?
Wróćmy do reklam i całej tej małej internetowej burzy. To, co napisał Krzysztof Stanowski to jedno, ale dyskurs w internecie to drugie. Oczywiście część internautów ma świadomość, że bez reklam w kinie to Pan Krzysztof mógłby sobie obejrzeć W głowie się nie mieści 2 co najwyżej na Disney+. Zastanówmy się też – tak zupełnie hipotetycznie – gdyby kin nie było, to ile kosztowałaby subskrypcja, która i tak do najtańszych nie należy? I jak wyglądałby taki świat? Bez reklam? Śmiem wątpić. Z kolei zupełny brak materiałów promocyjnych w multipleksach? Karta Unlimited w Cinema City zostałaby skasowana lub jej cena poszłaby bardzo w górę, nie mówiąc o kwocie pojedynczego biletu. 125 złotych? Chyba dla jednej osoby.
Pan Krzysztof narzeka na 25 minut reklam. Mam wrażenie, jakby dziennikarz nie był w kinie 1000 lat. Szok, niedowierzanie, tylko pomyślmy nad tym, jaki odsetek zajmują zwiastuny, gdzie na dwie ostatnie pozycje (w 90 procentach przypadków) kino nie ma wpływu, bowiem są to materiały dołączone przez dystrybutora. Zawsze wtedy zobaczymy na ekranie (przy już zgaszonym świetle) zajawki filmów tej samej wytwórni, co oglądany film. Blok reklamowy to: blok zwykły, zwiastuny, blok specjalny, logo kina i zwiastuny dołączone. Przyjmując, że wszystko trwa 25 minut, a w trakcie oglądamy 5 zwiastunów, który każdy z nich ma minimum 2 minuty, to nam daje 10 minut. Rozważam najkrótszy czas emisji, bo są oczywiście tez materiały trwające 3-4 minuty. Czyli same reklamy produktów, czy usług to właściwie 10-15 minut. I oczywiście uśredniam, bo co placówka, to inne obyczaje.
Długość trwania reklam w kinie to jedno, ale ich poziom dźwięku to dopiero zmora
Oczywiście z perspektywy widza jest to długi czas oczekiwania. Jak najbardziej zgadzam się z tym, że reklam jest coraz więcej, ale jestem świadomy ich przybliżonego czasu trwania. Jestem w stanie to przeboleć i przyjść do kina te 20 minut później. Dla mnie większym problemem jest sam dźwięk. W zasadzie każda z reklam powinna być sprawdzana przez kinooperatorów i indywidualnie dostrajana, aby zachować balans między nimi, bo czasem aż ściany drżą. Ah no tak, zapomniałem – nie ma już (lub są to samodzielne jednostki, a manager ma tylko pilnować, czy film wystartował z zaplanowanego wcześniej harmonogramu) kinooperatorów w multipleksach.
My – idąc do kina, powinniśmy być świadomi regulaminu. Krzysztof Stanowski napisał, że jest zbulwersowany, że musi czekać na wykupioną usługę tyle czasu. Przykładowo kino Helios ma taką informację na temat definicji słowa: seans.
Seans – projekcja utworu audiowizualnego – filmu – na dowolnym nośniku, poprzedzona projekcją innych, mających charakter dodatkowy, audiowizualnych utworów informacyjnych i reklamowych.
Mam wykupiony YouTube Premium, a reklamy na Kanale Zero i tak widzę
Spójrzmy teraz na sam Kanał Zero, czyli kanał, w którym reklamy również występują. Nawet wykupując YouTube Premium jesteśmy narażeni na treści promocyjne już od samego początku. De facto – płacę miesięcznie 25,99 złotych, aby nie oglądać reklam, a i tak nie mogę ich pominąć. Oczywiście, że skala jest mniejsza, ale oburzanie się, że w kinie tyle trzeba czekać na film to spory nietakt, skoro Krzychu nie stroni od nich. I w zasadzie też nas obraża – idąc tym tokiem rozumowania.
Czas reklam w kinie może zmienić się tygodnia na tydzień
Ja tutaj nawet chciałem dać przykłady ludzi, którzy są równie oburzeni, co Krzysztof Stanowski, ale podaruje sobie. Natomiast odniosę się jeszcze do jednego zarzutu, który często pada w komentarzach internautów. Dlaczego kino nie poda mi dokładnego czasu reklam? To nie jest tak, że każdy film ma taki sam zestaw reklamowy. Rotacja materiałów reklamowych odbywa się co tydzień. Może być tak, że w jednym tygodniu nagle spadną cztery kampanie reklamowe i żadna nie wejdzie. Wtedy i nawet poniżej 20 minut będziemy czekać na film. Tak było, nie kłamię – spóźniłem się na seans! W okresie ogórkowym, czyli letnim nastąpi taki moment, że będzie ich mniej. A potem znów więcej. Oczywiście my jako konsumenci możemy dopytać się biletera, aby ten dowiedział się, ile dany film ma reklam. Nie ma kinooperatorów? Manager lub kierownik powinien mieć podgląd czasu trwania, dzięki systemowemu harmonogramowi.
Reasumując – abym był dobrze zrozumiały – mnie też irytują reklamy, ale mam świadomość, że bez nich multipleksy nie przetrwają. Jest parę dróg, aby je ominąć. Wybrać kina studyjne, gdzie nie ma ich wcale, albo w ograniczonej liczbie. W zasadzie zachęcam nawet do tego, aby wspierać takie miejsca, których jest coraz mniej.
Nie lubię reklam w kinie, ale jestem świadom, że jest to zło konieczne
Pojedyncze kina również mogą nie mieć reklam, ale musicie wtedy liczyć się z inną ceną biletów. Proponuje sprawdzić między innymi cennik KinoGramu w Fabryce Norblina w Warszawie. Wspaniałe miejsce, ale niestety za bilet zapłacimy dużo więcej. Można też poczekać na streaming lub po prostu – przyjść do kina później:)
Czym jest bobinka, plater, DCP i co robi kinooperator? O nowym cyklu DailyWeb słów kilka
I tak na już totalny sam koniec. Ja się śmieje, że Disney zapłacił Stanowskiemu za reklamę filmu W głowie się nie miesci 2, bo zaznaczył, że animacja jest lepsza od Garfileda. No shit Sherlock, jak to możliwe? Nic na to nie wskazywało. Najbardziej popularna opinia ostatniego tygodnia. W każdym razie – dziennikarz napisał twitta o reklamach, internet huczy, a potem niby mimochodem opinia o jednym z filmów. Różne są formy reklamy, ale byłoby to całkiem zabawne. Narzekać na reklamy w kinie, jednocześnie otrzymując pieniądze od korporacji za reklamę. Ja sobie robię z tego podśmiechujki, ale… kto wie, jaka jest prawda i czy nie jesteśmy całkiem sprawnie manipulowani.